Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola

Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Co się z nią stało, z twoją siostrą? - zapytała drżącym głosem Julia.

- Straciła kontakt z rzeczywistością. Odwiedzam ją czasem w psychuszce…

- A ci Czeczeni? Nikt ich nie oskarżył? Nie ukarał?

Anna roześmiała się gorzko.

- Masz na myśli sądy? Czeczeńskie sądy? Na pewno rozpatrzyłyby tę sprawę obiektywnie i uczciwie… Ale nie martw się, oni zostali ukarani i żaden z nich nie miał lekkiej śmierci.

- Kto ich zabił?

- Dżuma - odparła, wstając z miejsca, Anna.

Powstrzymała mnie gestem, dając do zrozumienia, że chce zostać sama, i wyszła z pokoju.

- Julia… - wysyczałem.

- Przepraszam, nie wiedziałam… - wyszeptała, z wyraźnym trudem powstrzymując łzy. - Jak można tak…? Jak ci ludzie…? - Ukryła twarz w dłoniach.

- To wojna - powiedziałem szorstko. - A na wojnie nie ma aniołów po żadnej ze stron.

- Ale nie rozumiem, jak mogła zabić ich choroba? Wszystkich naraz?

- To nie epidemia, to brat Anny - odparłem ponuro. - Dżuma, pułkownik Specnazu…

* * *

Zaczęły się rozbierać zaraz po wejściu do mojego gabinetu. Normalnie chodziły ubrane, a raczej rozebrane, jak tanie dziwki, jednak dzisiaj prezentowały się wyjątkowo… porządnie. No, ale była to kwestia roli, jaką zamierzały zagrać, nie pierwszy raz zresztą. Błyskawicznie zrzuciły skromne ciuszki, nic dziwnego, gdybym natychmiast zaprotestował albo uciekł na korytarz, mógłbym pomieszać im szyki. Obserwowałem to bez jakichkolwiek emocji, czekałem na rozwój wypadków. Nie zdziwiło mnie nawet, kiedy już w bieliźnie jedna spoliczkowała drugą. Zapewne nie wystarczyła im kompromitacja wykładowcy, miałem być także brutalnym gwałcicielem… Nie odezwałem się też, gdy podrapały sobie twarze i biusty.

- Skończyły panie ten występ? - spytałem chłodno.

Wtedy zaczęły krzyczeć. Jeden z czekających na zaliczenie studentów zadzwonił po policję, godzinę później siedziałem już w gabinecie rektora.

- Co pan ma na swoje usprawiedliwienie? - Pobielały na twarzy rektor wpatrywał się we mnie z wściekłością.

- Usprawiedliwienie? - Uniosłem leniwie brew. - A o co jestem oskarżony?

- Dobrze pan wie! Proszę nie nadużywać mojej cierpliwości! Ciekawe, czy byłby pan równie arogancki, gdyby na moim miejscu siedział pański promotor?

Przez chwilę wpatrywałem się we własne paznokcie, starając się okiełznać drzemiący we mnie gniew. Mogłem oczywiście powiedzieć to i owo rektorowi, był na tyle uczciwy, że nie mściłby się za to, jednak nie widziałem sensu obrażać porządnego w gruncie rzeczy człowieka. Nawet jeśli okazał się naiwny.

- Moglibyśmy odłożyć szczegółowe wyjaśnienia do jutra? - poprosiłem. - O ile wiem, nie sporządzono jeszcze policyjnego protokołu, panienki nie skończyły składania zeznań, nie przeprowadzono wszystkich badań…

- Jakich badań? Przecież one nie skarżyły się, że pan je zgwałcił, tylko że…

- Tylko że próbowałem - dokończyłem dobrodusznie. - No tak, ale moja wersja jest zupełnie inna.

- Słyszałem, że pan twierdzi, iż część zaliczeń załatwiły sobie w łóżku, a pan się oparł…

- Bez trudu - powiedziałem szczerze. - Dziwki kompletnie mnie nie podniecają.

- Chce pan wywołać skandal?! Rzucić podejrzenie na innych wykładowców?

- Tylko dwóch, tych winnych - poinformowałem z uśmiechem.

To, co powiedziałem, zastopowało nieco mojego rozmówcę.

- Nawet gdybym panu wierzył - odparł rektor po chwili milczenia - dowody wskazują…

- Profesorze - przerwałem mu w pół słowa - jest pan wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie. Proszę sobie nie zawracać głowy kwestiami, które poza nią wykraczają. Przynajmniej w aspekcie kryminalistycznym. Bo jeśli chodzi o pewne decyzje administracyjne…

- I tak będę musiał je podjąć - teraz on wszedł mi w słowo. - Nawet jeśli dałem się wmanewrować i wyciągnąłem pochopne wnioski - dodał kwaśnym tonem. - Przepraszam - dorzucił po chwili.

Ponownie uniosłem brwi, tym razem wyszło mi to nawet lepiej niż przed chwilą, najwyraźniej zaczynałem dochodzić do pewnej wprawy.

- Doktorze Korpacki - wycedził przez zęby rektor - proszę nie nadużywać mojej cierpliwości. Osobiście nawet pana lubię, ale jeśli będę musiał pokazać panu pańskie miejsce w szyku, zrobię to bez chwili wahania. Jutro wyjaśnimy tę sprawę, ale proszę mi dać jakieś wskazówki, zasugerować, w którą stronę skandal się rozwinie. Bo rozumiem, że nie jest pan jeszcze gotowy, żeby wyłożyć kawę na ławę?

- Jutro - obiecałem.

- Więc?

- Poprosiłem policjantów o przeprowadzenie kilku testów. Między innymi chodzi o pobranie i identyfikację materiału spod paznokci.

- I co to da?

- One mają głębokie zadrapania - przypomniałem. - Jeśli ja to zrobiłem, a tak przecież obie studentki twierdzą, to za moimi paznokciami znajdzie się ich naskórek. Jeśli podrapały się same…

- Proszę pokazać dłonie - zażądał rektor.

Jedno spojrzenie na jego twarz wystarczyło, abym bez słowa położył ręce na blacie. Zdecydowanie nie była to odpowiednia chwila, żeby demonstrować swoją niezależność…

- A więc to tak - powiedział. - Niech pan już idzie - zezwolił zmęczonym tonem. - Zobaczymy się jutro.

* * *

Za stołem, poza rektorem, dziekanem i Davidoffem, ujrzałem ze zdziwieniem Małgorzatę Boerner. Piękna pani profesor wpatrywała się we mnie z napięciem. A może starała się dodać mi otuchy? Rektor wyglądał na przygnębionego, z twarzy dziekana jak zwykle nie można było niczego wyczytać. Efekt kilkudziesięciu lat ostrych rozgrywek w pokera… Obie studentki siedziały na twardych, drewnianych krzesłach. Wyglądały nadzwyczaj skromnie, można by rzec - dziewiczo. Zapewne długo to ćwiczyły. Ja otrzymałem do dyspozycji dużo wygodniejszy fotel. Zastanawiałem się przez chwilę, czy było to efektem naturalnej hierarchii, czy raczej wyrazem osobistej sympatii kogoś, kto rozstawiał tu meble. Spotkaliśmy się w gabinecie rektora, na najwyraźniej zaimprowizowanym posiedzeniu. Na razie wszyscy milczeli. Rektor studiował przez chwilę jakieś akta, wreszcie odłożył je na biurko i odchrząknął.

- Może zaczniemy? - zaproponował. - W naszym nieoficjalnym spotkaniu uczestniczą poza mną i dziekanem profesor Davidoff, jako bezpośredni przełożony doktora Korpackiego, i pani Boerner reprezentująca komisję dyscyplinarną do spraw nauczycieli akademickich.

- Dlaczego zebraliśmy się tu nieoficjalne? - zainteresował się dziekan.

- Mam powody przypuszczać, że będziemy w stanie wyjaśnić dzisiaj tę kwestię definitywnie. Dla dobra uczelni chciałbym załatwić ją jak najszybciej.

- Przepraszam, panie rektorze, ale jeśli doktor Korpacki nie zostanie ukarany, będziemy zmuszone zwrócić się do prasy - odezwała się uczesana w kitkę brunetka. - Nie chcemy, żeby ktoś jeszcze został potraktowany tak jak my.

Ubrana w żakiet i spódnicę o stonowanych barwach, bez makijażu, sprawiała nadzwyczaj korzystne wrażenie. Mimo to w tonie jej głosu można było wychwycić podszytą złośliwością pewność siebie. Rektor przyjrzał się dziewczynie przez moment jak ciekawemu okazowi wirusa pod mikroskopem.

- Mogłyby panie wyjaśnić pewną kwestię? - odpowiedział pytaniem.

- Oczywiście, panie profesorze.

- Otrzymałem dziś rano wyniki badań, jakie przeprowadzono po pobraniu treści spod paznokci całej waszej trójce. W swoich zeznaniach napisały panie, że doktor Korpacki podrapał was, starając się zmusić…

- Tak było - przerwała mu druga studentka. Demonstrowała podbite oko i podrapaną twarz. Wyglądu ofiary dopełniały rozczochrane blond włosy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola»

Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x