Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola

Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Połóż się przy mnie - poprosiłem.

- Tylko niech ci nie przychodzą głupoty do głowy - uprzedziła mnie z uśmiechem. - Jeśli pozrywasz sobie szwy, Maks mnie zabije.

Mimo tego, co powiedziała, cofnęła się dwa kroki i zaczęła wolno, zmysłowo zdejmować ubranie. Poprawiłem się na poduszce, chciałem mieć lepszy widok. Na początek na dywan sfrunęła spódniczka, odsłaniając długie, smukłe nogi w czarnych, siatkowych pończochach z podwiązkami i seksowne, koronkowe majteczki, te same, które jej niedawno sprezentowałem. Mruknąłem z zadowoleniem, kiedy zaczęła rozpinać bluzeczkę. Nie pamiętałem już o ranach, czułem się całkiem zdrowy… Nagle zobaczyłem opatrunek na ramieniu Anny, czar prysnął.

- Co to ma znaczyć?! - zawołałem, siadając na łóżku. - Co ci się stało?

- Draśnięcie - rzuciła lekceważąco. - Gorzej obrywałam na treningu.

Przytuliła się do mnie już całkiem naga, prowokacyjnie muskając piersiami.

- Co się stało? - powtórzyłem.

Ułożyła się tak, abym nie widział jej twarzy.

- Ci Afgańcy… Mój brat rozwiązał ten problem. Byłam tam, żeby wszystkiego dopilnować. Nie, nie brałam udziału w walce - powiedziała pospiesznie, wyczuła, że tężeją mi mięśnie. - Rykoszet. To się zdarza.

Wypuściłem ze świstem powietrze z płuc. Miałem ochotę na nią krzyczeć, może nawet uderzyć, wiedziałem, że mógłbym to zrobić bezkarnie, jednak w niczym nie rozwiązałoby to naszego problemu. Anna była w Specnazie, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Musiałem się pogodzić z sytuacją. Zaczęła mnie całować, delikatnie gładzić, starając się uważać na opatrunki.

- Co do tych szwów… - zacząłem.

- Po prostu staraj się płytko oddychać - powiedziała szelmowskim tonem. - I leż na plecach.

- Z płytkim oddychaniem nie mam problemów - odparłem, pieszcząc jej piersi. - Ale co do reszty…

- Damy radę - zapewniła mnie z przekonaniem.

Daliśmy. Później długo leżałem, słuchając spokojnego oddechu Anny. Kiedy skończyliśmy się kochać, niemal natychmiast usnęła. Zerknąłem na zegarek, okazało się, że przespałem ponad dobę. Anna musiała wrócić tu bezpośrednio po akcji, wykąpać się, przebrać w seksowne ciuchy i czekać na moje przebudzenie. Wszystko po to, żeby zrobić mi przyjemność. No i była jeszcze sprawa z oddziałem Michała Archanioła, jak zacząłem nazywać grupę dowodzoną przez jej brata. Niewykluczone, że musiałbym poprosić go o pomoc tak czy owak, ale zapewne miałoby to swoją cenę… Nie jestem pewien, czy ewentualne odnalezienie relikwii wyrównałoby nasze rachunki. A tak, Anna załatwiła wszystko bez mojej wiedzy, a więc nie miałem wobec Rosjan żadnych zobowiązań. Nie łudziłem się, że był to przypadek. Postąpiła tak celowo - z miłości. Jej brat, pułkownik Specnazu, znalazłby wiele sposobów, na jakie mógłbym okazać mu swoją wdzięczność…

Zacisnąłem bezwiednie pięści, nie przywykłem, że ktoś się o mnie troszczy czy wręcz ryzykuje życiem. Nie bardzo wierzyłem też, że Anna jedynie obserwowała całą akcję. W siłach specjalnych nie ma outsiderów, są tylko „wrogowie” i „nasi”. Musiałem przyjąć do wiadomości fakt, że moja ukochana zabijała dla mnie. Nie, żebym miał jakieś dylematy moralne, nie ufam ludziom, którzy twierdzą, że nie potrafiliby nikogo zabić. To fanatycy albo wizjonerzy. Czasem rzeczywiście nie byliby w stanie nikogo skrzywdzić, przynajmniej pojedynczo…

Wyślizgnąłem się z łóżka ostrożnie, aby nie obudzić Anny, musiała być wyczerpana. Ogarnąłem się nieco i poszedłem szukać wujka Maksa. Jak zwykle siedział na werandzie. Kiedy mnie ujrzał, bez słowa podsunął szklankę jakiegoś mętnego płynu. Maks spędził dwa lata w buddyjskim klasztorze w Chinach, tuż przy granicy z Wietnamem. Zapędził się tam za swoim „celem”. „Cel” został namierzony i zlikwidowany bez problemu, ale coś kazało Maksowi zostać tam na dłużej. Jednym z efektów pobytu w klasztornym zaciszu jest ślepe zaufanie wujka do rozmaitych ingrediencji serwowanych w charakterze lekarstw przez mnichów. Przywiózł wiele receptur ze sobą, a jego azjatyccy znajomi uzupełniają na bieżąco kolekcje egzotycznych ziół koniecznych do fabrykowania tych mikstur. Niezależnie od choroby, którą mają leczyć, wszystkie te kompozycje smakują jednakowo obrzydliwie. Wychyliłem naczynie duszkiem, wiedziałem, że zapewnianie wujka, iż przeżyję bez tego, jest stratą czasu.

- Anna? - zapytał lakonicznie.

- Śpi - odparłem równie zwięźle.

- Jak twoje szwy? - kontynuował z niemal niedostrzegalną ironią w głosie.

- Odwal się - mruknąłem.

Po twarzy przemknął mu przelotny uśmiech.

- Wycofuję pytanie - powiedział z wyraźnym już rozbawieniem. - Ktoś taki jak ona doskonale zdaje sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń, jakie niesie ze sobą naruszenie opatrunków.

- Chcę coś dać Annie - oznajmiłem zdecydowanie, zmieniając temat.

Maks uniósł brwi z przesadnym zdumieniem.

- Ponieważ nie wychowałem cię na idiotę, przypuszczam, że nie masz na myśli bransoletki z brylantami? Gdyby pomyślała, że chcesz jej się odpłacić… materialnie, zapewne skręciłaby ci kark i zatańczyła na grobie kankana. Albo rzuciła - dodał poważniejszym tonem.

- Nie, potrzebuję czegoś innego, a ty masz dojścia - wyjaśniłem.

Nie musiałem długo tłumaczyć, o co mi chodzi.

- To dobry pomysł. - Wujek z aprobatą pokiwał głową. - Na kiedy chcesz to mieć?

- Najlepiej na wczoraj.

- Zobaczę, co da się zrobić - obiecał.

* * *

Kopnąłem Huberta w kolano, później zaatakowałem żebra manekina. Odskoczyłem i otarłem pot z czoła. Kopnięcia nie wyszły mi rewelacyjnie. Ćwiczyłem rozebrany do pasa i co chwila zerkałem w przymocowane do ściany lustro. Bynajmniej nie w celu napawania się swoją muskulaturą… Problemem były moje obrażenia. Mimo iż niedawno Maks zdjął mi szwy, blizny nadal bolały. Wolałem nie dopuścić do sytuacji, w której ledwo zrośnięte brzegi którejś rany otworzyłyby się znowu. Niestety, z treningiem także nie mogłem czekać w nieskończoność. Tylko na filmach herosi zawsze pozostają silni i sprawni, w realnym życiu każdy dzień bez ćwiczeń powoduje spadek kondycji i koordynacji ruchowej. A jeśli pewne umiejętności mogą się okazać potrzebne w każdej chwili, nie ma innej możliwości jak codzienne ćwiczenia.

Wyjąłem nóż i kolejno atakowałem wrażliwe strefy „przeciwnika”. Brwi, dłonie, brzuch, skroń, tętnicę szyjną i podobojczykową. Błyskawicznie odwróciłem się do tyłu i rzuciłem nożem w grubą, drewnianą tarczę z wymalowaną sylwetką człowieka. Trafiłem w szyję. W realnej walce rzadko rzuca się nożem, nikt zdrowy na umyśle nie pozbywa się broni, ale czasem jest to jedyny sposób, aby zaskoczyć wroga, przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Kilkoma szarpnięciami obluzowałem głęboko zaryte w drewnie ostrze i odłożyłem na stół. Wziąłem za to specjalne, wykonane całkowicie ze stali rzutki i cofnąwszy się kilka kroków, cisnąłem dwie naraz. Jedna wbiła się w okolice serca, druga w podbrzusze wyobrażonej na tarczy figury. To już była czysta zabawa, lubiłem rzucać nożem, no i to ćwiczenie wyrabiało koordynację: oko - cel. Przez kilkanaście minut posyłałem do tarczy rzutki z różnych pozycji, celowałem w kończyny i korpus. Przeważnie trafiałem. Chybiłem tylko raz, ostrze wycelowane w serce wbiło się nieco niżej niż powinno, w realnym starciu skutek byłby podobny. Nie przejąłem się tym drobnym niepowodzeniem, wiedziałem, że minie sporo czasu, zanim odzyskam siły po starciu z Afgańcami. Niemniej jednak byłem zmęczony, niespecjalnie intensywny trening spowodował, że czułem się jak po biegu maratońskim. Właśnie postanowiłem skończyć na dzisiaj, kiedy usłyszałem dzwonek. Wyjrzałem przez wizjer, przed drzwiami stała Julia. Dopiero gdy wpuściłem ją do mieszkania, zdałem sobie sprawę, że otworzyłem jej półnagi, z napuchniętymi, wyraźnie widocznymi bliznami na piersiach i barku. Błyskawicznie stanąłem do dziewczyny plecami, ale było za późno, gwałtowne szarpnięcie, jakim odwróciła mnie z powrotem ku sobie, świadczyło, że wszystko zauważyła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola»

Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x