Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Davidoff odprowadził ich uprzejmie do wyjścia, zamknął drzwi, po czym z grymasem niesmaku wylał resztkę wina do zlewu. Uniosłem pytająco brwi.
- Prezent od znajomego - wyjaśnił. - Nie wypadało mi nie przyjąć.
- Nie lubi pan kalifornijskich win?
- Nie lubię kiepskich win - sprostował. - A to było wyjątkowo niesmaczne.
Zdjął marynarkę, podwinął rękawy koszuli i przygotował sobie drinka. Mnie nie zaproponował, wiedział, że nie będę miał ochoty. Byłem zbyt zdenerwowany, a nigdy nie używałem alkoholu jako uspokajacza. Rozparł się w fotelu z westchnieniem ulgi i popatrzył na mnie spod zmrużonych powiek.
- I jak było?
- Nie wiem - wyznałem. - Z jednej strony cieszę się z tego spotkania, z drugiej nie jestem pewien, czy odpowiada mi takie… - zawahałem się - skrócenie dystansu z kilkorgiem osób naraz.
Rosjanin wzruszył ramionami.
- To życie, a nie brazylijska telenowela. Te kobiety były interesujące - dodał po chwili. - Zahartowane, ale wydaje się, że nie straciły wrażliwości.
- Wrażliwości? - nie zrozumiałem.
- Wrażliwości wobec życia i ludzi. Nie są wypalone.
- Mam nadzieję - stwierdziłem cierpko. - Bo nie mam zamiaru robić nikomu psychoterapii, ostatnio mam dość problemów z samym sobą.
Davidoff poruszył w zamyśleniu szklanką, zachrzęściły kostki lodu.
- Podobają mi się ci ludzie - powiedział. - Chciałbym mieć taką rodzinę.
Odchrząknąłem niepewnie. Rosjanin już dawno temu zaznaczył, że to temat tabu.
Jego żona nie żyła od dwudziestu lat, a z mieszkającą w Australii córką utrzymywał sporadyczne kontakty. Plotka głosiła, że zbyt długo rozpaczał po stracie żony. Kiedy otrząsnął się z żałoby, córka już go nie potrzebowała. Postanowiłem zaprosić go na najbliższe święta Bożego Narodzenia.
- Nie będę przeszkadzał? - zapytał poważnie, kiedy przedstawiłem swoją propozycję.
- Bynajmniej. Znam pana dużo lepiej od mojego… rodzeństwa, które także zaproszę. Przyjdzie też Anna. Cała impreza odbędzie się w domu wujka Maksa, z nim samym w roli gospodarza.
- Dziękuję - mruknął, odwracając na moment wzrok. - Chętnie skorzystam.
Odruchowo otarłem czoło z potu, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że w gabinecie panuje iście tropikalny upał.
- Co tu się, do licha, dzieje? - wymamrotałem, zdejmując marynarkę.
- Pan Władzio się zabawia - poinformował mnie beznamiętnym tonem Rosjanin. - Nie był zachwycony tym, co mu dzisiaj powiedziałem na temat trzymania się z daleka od moich studentek.
Zgrzytnąłem zębami. Pan Władzio, syn jednego z profesorów, zajmował się na uczelni ogrzewaniem i klimatyzacją. Zajmował zawodowo, bo jego hobby było zaczepianie co ładniejszych dziewcząt. Kilkakrotnie sprawa otarła się o sąd, ale jak do tej pory nikomu nie udało się go zdyscyplinować.
- Nie może pan go… - Wykonałem nieokreślony gest.
- Nie w tej chwili, jego ojciec nadal ma zbyt duże koneksje - wyjaśnił Davidoff z zimnym uśmiechem. - Ale myślę o tym. Co się odwlecze, to nie uciecze. - Machnął lekceważąco ręką.
* * *
Wysiadłem z samochodu i pomaszerowałem w stronę odległej o jakieś sto metrów bramy. Nie zamknąłem drzwi, ochrona Magika i tak sprawdzi mój wóz, a po co mi wyłamany zamek? No i na pewno nikt mi go tutaj nie ukradnie. Nie miałem przy sobie broni, nawet scyzoryka każdy, kto zjawiał się u Ihora uzbrojony, robił to na własne ryzyko. Kątem oka zarejestrowałem minimalny ruch zainstalowanych na ogrodzeniu kamer, posiadłość ojca chrzestnego rosyjskiej mafii naszpikowano elektroniką. Kilkanaście kroków od bramy stanąłem zdezorientowany i rozejrzałem się nerwowo - coś było nie tak. Stalowe wrota zastałem lekko uchylone, ślady na bramie wskazywały, że użyto ładunków wybuchowych. Zagryzłem wargi i wróciłem do samochodu, nie miałem zamiaru dwukrotnie popełnić tego samego błędu.
Wybrałem jeden z zapisanych w telefonie numerów.
- Tak? - odezwał się szorstkim głosem Maks.
Zapewne oderwałem go od ćwiczeń.
- Wujku, jestem u Ihora, ale chyba coś się tu stało…
- A konkretnie?
- Kamery działają, ale brama wygląda, jakby ją ktoś otworzył siłą.
- Czekaj godzinę, potem możesz tam wejść. Sprawdziłem czas i rozsiadłem się w samochodzie.
Miałem ochotę odjechać stąd natychmiast, ale, niestety, była to opcja samobójcza. Jeśli doszło do jakiejś walki albo zamachu na Ihora, musiałem sprawdzić, jaki był tego efekt. Nie chciałem, żeby Magik posądził mnie o współudział we włamaniu, a taka hipoteza nasuwała się automatycznie. Rosjanin miał kilkanaście podobnych posiadłości rozsianych po całej Polsce, do tej, położonej pod Krakowem, przyjechał zapewne tylko ze względu na rozmowę ze mną. Zerknąłem na przesuwającą się w ślimaczym tempie wskazówkę zegarka i zakląłem bezsilnie, miałem nadzieję, że wujek Maks zdąży na czas. Ktokolwiek obecnie kontrolował kamery, na pewno mnie zobaczył. A teraz pytał - co ze mną zrobić? Miałem nadzieję, że potrwa to trochę. Gdybym spróbował odjechać, nie dotarłbym pewnie nawet do autostrady. Spróbowałem dodzwonić się do Anny - bezskutecznie. Wysłałem jej SMS-a, opisując krótko swoje położenie.
Po niecałej godzinie ruszyłem ponownie w stronę bramy. Odruchowo bawiłem się pękiem kluczy, obracałem w palcach suntetsu, niestety, nie miałem złudzeń - w razie konfrontacji z ludźmi, którzy pokonali ochronę Ihora Magika, równie dobrze mógłbym wymachiwać pilniczkiem do paznokci. Być może ktoś umarłby ze śmiechu.
Przekroczyłem bramę, przyklęknąłem. Na ziemi walały się łuski karabinowe. Podbiegłem w stronę rezydencji, chcąc jak najprędzej zejść z pola ostrzału, znaleźć się pod ścianą, zadziałały odruchy. Uchyliłem ostrożnie ciężkie, obite stalową blachą drzwi i wszedłem do środka. W korytarzu leżały trzy trupy, niestety, bez broni. Rzuciłem się do wyjścia, dalsze zwiedzanie budynku byłoby idiotyzmem.
Pojawiło się ich dwóch, obaj ubrani w lekkie kamizelki kuloodporne z karabinami przewieszonymi przez plecy. Jeden pociągnął mnie za ubranie, jednocześnie wyjmując nóż. Uderzyłem kolanem, w tym samym czasie zadając pchnięcie czubkami naprężonych palców w krtań. Mój napastnik upadł, usiłując złapać oddech. Wiedziałem, że jego wysiłki skazane są na niepowodzenie, umrze w przeciągu paru minut. Poczułem liźnięcie żaru na żebrach - drugi zaatakował mnie nożem. Zawsze wiedziałem, że obrona gołymi rękoma przed nożem to mit, ale dopiero teraz zobaczyłem to w praktyce. Próbowałem osłaniać się rękoma, wszystko trwało dwie, może trzy sekundy. Zarobiłem pchnięcie w bark, dwa cięcia w klatkę piersiową, miałem poranione przedramiona. Wtedy rozległ się strzał. Upadłem odruchowo na ziemię, mężczyzna, z którym walczyłem - także. Pocisk trafił go w klatkę piersiową, bez problemu przebijając kamizelkę. Wujek Maks nie uznawał półśrodków. Zemdlałem.
Ocucił mnie ból. Rana barku paliła żywym ogniem. Zapewne Maks zastosował opatrunek proszkowy Quicklot, niestety, ten środek reaguje z najmniejszą nawet ilością wody, wytwarzając ciepło, ale lepsze oparzenie od niekontrolowanego krwotoku. Leżałem bezwładnie na tylnym siedzeniu samochodu, tuż obok tkwiła niewielka skrzynka izotermiczna przeznaczona do transportu krwi i organów do transplantacji. Żółć napłynęła mi do gardła, z trudem powstrzymałem wymioty. Wiedziałem, co jest w środku… Nie zdziwiłem się, spostrzegłszy walającą się na podłodze piłę elektryczną. Priorytetem była identyfikacja napastników, miałem pewność, że w skrzynce znajdują się dwie głowy i dwie pary dłoni. Zagryzając z bólu wargi, usadowiłem się wygodniej i zapiąłem pasy, w lusterku odbijała się beznamiętna jak zawsze twarz Maksa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.