Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Roześmiałem się szczerze, nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenie mojej rozmówczyni.
- Rzecz jest obopólna - poinformowałem ją, zbierając kawałkiem chleba resztki sosu z talerza. - To tylko chemia, nie ma się czym przejmować. Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą.
- Chemia? Możliwe - przyznała bez większego przekonania. - Jednak ty z pewnością nie jesteś atrakcyjny.
Uniosłem z dezaprobatą brwi.
- Tak właśnie - potwierdziła złośliwie. - Wysoki, chudy facet o ponurej twarzy i sarkastycznym poczuciu humoru. Co w tym pociągającego?
- Aura samotnego wilka zmieszana z zapachem wody toaletowej Baldessarni Del Mar Caribbean - odparłem bezczelnie.
Julia pokazała mi język. Dokończyliśmy posiłek w dobrych humorach. Czasem warto oczyścić atmosferę.
* * *
Czekali na mnie w gabinecie Davidoffa. Mimo że przyszli tylko w trójkę, w pomieszczeniu pełniącym funkcję mojego „biura” raczej byśmy się nie zmieścili. Uczelnia nie rozpieszcza młodszej kadry naukowej, a ja w dodatku nie byłem specjalnie lubiany przez decydentów. Gdyby nie Davidoff, pewnie przyjmowałbym studentów na schodach. Kobiety siedziały w wygodnych, obitych skórą fotelach, przypatrując mi się uważnie. Śliczna platynowa blondynka i druga - drobna, rudowłosa, w dużych ciemnych okularach. Tuż obok stał mężczyzna. Krótko ostrzyżony, masywnie zbudowany, z niewielką blizną w okolicach lewej brwi, czuło się w nim coś znamionującego zawodowca. Jakiś wewnętrzny spokój, przekonanie, że cokolwiek by się stało - poradzi sobie. Fakt, że przyszły w towarzystwie ochroniarza, zabolał. Odtrąciłem go szorstkim ruchem, podchodząc do biurka, kiedy wyciągnął dłoń, aby mnie zatrzymać, odwróciłem się błyskawicznie i zamarłem. Byłem przygotowany na konfrontację, ale nie na to, że jego twarz skurczy się tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Wyglądał, jakbym złamał mu serce.
- To jest Marek, a nie wynajęty goryl - powiedziała szybko blondynka. - On tylko sprawia wrażenie, że…
Nie dokończyła i podbiegła do mnie.
- Ten maluch, któremu opowiadałem bajki?!
- Tak.
- Nie wiem, co powiedzieć - wydusiłem.
- Nic nie mów, nie trzeba. - Objęła mnie za szyję, na twarzy poczułem jej łzy.
Po chwili wtuliła się we mnie druga kobieta. Marek trzymał rękę na moim barku. Staliśmy tak kilka minut.
- Usiądźmy - zaproponowałem wreszcie. - Może kawy, albo…
- Pamiętasz nasze imiona? - zapytała ruda.
- Tak, ale nie kojarzę z osobami. Zmieniłyście się.
- Pewnie! - prychnęła blondwłosa piękność. - Już nie mdlejemy ze strachu na widok każdego faceta, no i trochę urosłyśmy. Jestem Dagna, a ten rudzielec to Wika, od Wiktorii.
- A pozostałe?
- Anita i Iza są w Ameryce Południowej na tournee. Kiedy się dowiedziały, że chcesz się z nami spotkać, zrezygnowały z reszty pokazów i wrócą do Polski pojutrze.
- Siadajcie - ponagliłem. - Czego się napijecie? Otworzyłem barek Davidoffa, zachęcając gestem moich gości, aby dokonali wyboru.
- No, no - mruknął Marek, obrzucając wzrokiem baterię butelek. - Ktoś tu sobie nie żałuje…
Wika niecierpliwym gestem porwała jakieś kalifornijskie wino, otworzyła je i pociągnęła prosto z flaszki.
- Co to za tournee? - zainteresowałem się, przekazując butelkę dalej.
Upiłem łyk, ale zupełnie nie poczułem smaku. W tym momencie nie interesowało mnie nic poza rodziną. Po raz pierwszy tak ich nazwałem, co prawda tylko w myślach.
- Założyłam agencję modelek - wzruszyła ramionami Dagna. - Anita i Iza pracują ze mną, Wika jest prokuratorem.
- A ty? - zwróciłem się do Marka.
- Ogólnie wojsko, teraz Formoza - odpowiedział krótko.
Westchnąłem. Nie ulegało wątpliwości, że Siwy nas ukształtował. Pewnie nie tak, jak sobie wyobrażał, ale jednak. Choć może i wujek Maks miał w tym swój udział? Zawodowy żołnierz i wojak na pół etatu, jak sam siebie ironicznie nazywałem. Prokurator ścigająca ludzi w rodzaju naszego przyszywanego tatusia i trzy kobiety, które uczyniły ze swej urody atut w świecie mężczyzn… Grupa rozbitków, chcących w akcie żałosnej desperacji pomścić dawne krzywdy, odreagować frustracje czy też ludzie, którzy nie dali się złamać? Nie wiedziałem. Nie wiedziałem nawet, czy cieszę się z odnowienia kontaktów z… rodzeństwem. Byłem rozbity psychicznie, stare blizny bolały.
- Ta szrama - wskazałem na twarz Marka - to z ćwiczeń?
- Nie - odparł po chwili wahania.
Pokiwałem w zadumie głową - może szkoda, że Maks załatwił sprawę z Siwym? Gdybyśmy się teraz spotkali, mocno by się zdziwił… Formoza była mało znaną jednostką wchodzącą w skład marynarki wojennej. Czymś w rodzaju morskich sił specjalnych.
- Słyszałem, że ty też nie tylko przekładasz papierki?
- Generalnie przekładam i nie bawię się w wojsko. Jestem za leniwy - mruknąłem.
Wyglądało przez moment, jakby chciał coś powiedzieć, ale rzut oka na moją minę przekonał go, że lepiej nie kontynuować tematu. Rozległo się pukanie - do gabinetu wszedł Davidoff. Obrzucił nas lekko roztargnionym spojrzeniem, przysiadł na krześle i wyciągnął rękę po wino. Poczęstował się prosto z butelki, jak my.
- Może mnie przedstawisz? - zasugerował.
Wywróciłem oczyma.
- To mój nauczyciel - oznajmiłem. - Poza tym plotkarz i maruda. Kiedy zaczynałem, był moim przewodnikiem w akademickiej dżungli - dodałem już poważniejszym tonem.
- Maks mówił, że profesor opiekował się tobą na swój sposób - powiedziała niepewnie Dagna.
Potwierdziłem.
- Nie wiem, na co mogliby się panu, profesorze, przydać prokurator, żołnierz i modelki, jednak jeśli moglibyśmy coś dla pana zrobić… - zawiesiła głos Wika.
Wyraźnie skrępowany Davidoff skłonił się lekko.
- To nie jest zdawkowa uprzejmość - zapewniła Dagna.
- Wiem - odchrząknął Rosjanin. - Ale nie mówmy już o tym - poprosił.
Tak więc porzuciliśmy poważne tematy i rozpoczęliśmy niefrasobliwą, lekką rozmowę o wszystkim i niczym. Ja przeważnie milczałem, Davidoff gadał za dwóch. Dzięki temu mogłem się skupić na obserwacji moich gości. Z pewną ulgą skonstatowałem, że nie wyglądali na przegranych. Kobiety były błyskotliwe i interesujące, nawet niebędąca bynajmniej pięknością Wika, Marek sprawiał wrażenie zrównoważonego faceta. Przeważnie z pobłażliwym uśmiechem na twarzy zbywał zaczepki pań, widziałem, że sama ich obecność sprawia mu przyjemność. Przyjrzałem się bliżej jego szramie - wąskiej, trójkątnej, skierowanej ostrym końcem w prawą stronę. Zapewne ktoś praworęczny chciał go oślepić, zadając cięcie nożem w czoło od lewej do prawej. Sama technika była dość typowa dla każdego, kto wiedział co nieco o walce nożem i niewiele mówiła o całej sprawie. Dawał natomiast do myślenia fakt, że cięcia nie dokończono. Zapewne przeciwnik Marka nie dostał drugiej szansy, pomyślałem ponuro. Czy ten sześciolatek, jakiego znałem, wyrósł na twardego zawodowca czy też bezlitosnego mordercę?
Jedno i drugie było równie możliwe. Przytłaczało mnie tempo, w jakim zapoznawałem się z „rodzeństwem”. Nie byłem do tego przyzwyczajony. A niedługo dołączą do nich następne dwie osoby…
Po jakiejś godzinie Wika zakończyła elegancko konwersację i dała sygnał do wyjścia. Moi goście posłusznie zastosowali się do jej sugestii, choć pożegnalne pocałunki obu kobiet nie miały nic wspólnego z kurtuazyjnym buziakiem na do widzenia. Jedna i druga wsunęły mi w dłoń swoje wizytówki, a Marek wyrecytował pospiesznie numer telefonu. Tylko raz, jakby wiedział, że bez trudu go zapamiętam. Nie pomylił się, ale zmusiło mnie to do zastanowienia - ile wie o moim życiu? Ktoś taki jak on musiał mieć dobre źródła informacji. Świadomość, że z nich skorzystał, aby dowiedzieć się czegoś na mój temat, nie napawała mnie zachwytem. Czułem się zakłopotany.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.