Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Uwiklanie
- Автор:
- Жанр:
- Год:2011
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Jest jeszcze jedno pytanie, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi - powiedział Kuzniecow, stukając grubym palcem w dyktafon.
- No?
- Gdzie tu się wkłada kasety?
4
„Pamiętam, że od samego rana byłam potwornie zmęczona” - to były pierwsze słowa Marioli Nidzieckiej, jakie wypowiedziała w trakcie przesłuchania siedem godzin po zabójstwie swojego męża. Była druga w nocy i Szacki miał ochotę powiedzieć odruchowo, że on też nie jest specjalnie wypoczęty, ale się powstrzymał. Na szczęście. Pół godziny później wiedział, że nigdy nie był i nigdy nie będzie tak zmęczony, jak tamtego ranka była Mariola Nidziecka.
Kobieta miała trzydzieści pięć lat, wyglądała na czterdzieści pięć, wychudzona blondynka, ze źle obciętymi rzadkimi włosami, sklejonymi w opadające wzdłuż policzków strąki. Prawą rękę położyła na kolanach, lewa wisiała, zgięta w łokciu pod dziwnym kątem. Potem dowiedział się, że pięć lat temu mąż złamał jej tę rękę, kładąc na stole i uderzając w nią kuchennym taboretem. Po pięciu uderzeniach staw był w proszku. Rehabilitacja nie pomogła. Nos Nidziecka miała lekko spłaszczony i przekrzywiony w lewą stronę, musiała oddychać ustami. Potem dowiedział się, że przed dwoma laty mąż złamał go deską do krojenia. Rzadkie włosy nie mogły ukryć zdeformowanego ucha. Potem dowiedział się, że przed rokiem mąż wyprasował jej ucho żelazkiem, po tym jak uznał, że nie jest w stanie porządnie wyprasować jego koszuli. Wrzeszczała tak, że wyjątkowo sąsiedzi zadzwonili na policję. Od tamtej pory słyszy słabo, czasem zdaje jej się, że coś szumi.
- Czy robiła pani kiedykolwiek obdukcję? - zapytał.
Nie zawsze, ale czasem robiła. Potem dowiedział się, że jej karta w przychodni rejonowej była grubości książki telefonicznej. Czytając, miał wrażenie, że to historyczne dokumenty dotyczące torturowania więźniów w obozach.
- Dlaczego nie wniosła pani sprawy o znęcanie się?
Wniosła przed pięciu laty. O mało jej nie zabił, kiedy się o tym dowiedział. Pociął ją jednorazową maszynką do golenia. Zapadł wyrok: dwa lata w zawieszeniu na pięć. Z sali sądowej wrócił do domu smutny, więc tylko ją zgwałcił. Spodziewała się, że będzie gorzej. „Teraz mogę iść siedzieć, więc lepiej uważaj - ostrzegł ją. - Zanim mnie zamkną, ty będziesz gryzła ziemię”. „Nigdy tego nie zrobisz - wyrwało jej się. - Nie miałbyś się, nad kim znęcać”. „Mam jeszcze córkę, poradzę sobie” - odparł. Uwierzyła mu. Na wszelki wypadek od tego dnia sama podchodziła mu pod rękę.
- Ale czasami się zastanawiałam, jak by to było, gdyby jego nie było. Gdyby go w ogóle nie było.
- To znaczy, że planowała pani zabójstwo? - zapytał.
- Nie, nie planowałam - odpowiedziała, a on odetchnął z ulgą, bo inaczej nie pozostałoby mu nic innego, jak oskarżyć ją o zbrodnię z artykułu 148 paragraf pierwszy. Dolna granicy kary wynosi wówczas osiem lat. - Po prostu zastanawiałam się, jak by to było.
Tego dnia, kiedy obudziła się tak zmęczona, Zuzia wróciła ze szkoły zapłakana. Pokłóciła się z kolegą. Chłopak ją szarpnął, ona się wyszarpnęła. Pękła szelka od tornistra. „A więc szarpałaś się z chłopakami” - powiedział, kiedy wspólnie jedli obiad, gołąbki w sosie pomidorowym i tłuczone ziemniaki. Jego ulubione danie. Zuzia zaprzeczyła gwałtownie. Powiedziała, że to nie ona się szarpała, tylko ją szarpali. „Tak zupełnie bez powodu?” - zapytał, mieszając ziemniaki z sosem pomidorowym, zamieniając je w różowawą breję. Dziewczynka gwałtownie potwierdziła. Nidziecka wiedziała, że zrobiła to zbyt gwałtownie. Była zdrętwiała z przerażenia, nie miała pojęcia, co robić. Wiedziała, że on będzie chciał ukarać Zuzię. Będzie musiała stanąć w jej obronie i on ją wtedy zabije. I nikt już nigdy nie obroni Zuzi, tak jak nikt nigdy nie obronił jej samej.
„Dobrze - powiedział po obiedzie, wycierając usta serwetką. Na serwetce został różowy ślad, jak po kaszlu gruźlika. - Musisz zrozumieć, że nie można prowokować awantur z chłopakami”. „Rozumiem” - odparła Zuzia, która dopiero teraz pojęła, do czego od początku prowadziła ta rozmowa, ale było już za późno. „Musisz zrozumieć - tłumaczył - że jeśli teraz dam ci klapsa, zapamiętasz, że nie wolno tego robić. Inaczej już jutro nie będziesz o tym pamiętała, pojutrze zdarzy się to samo, a za tydzień będziesz już miała opinię awanturnicy, a z taką łatką nie jest łatwo iść przez życie”.
Dziewczynka się rozpłakała.
„Tylko bez histerii - powiedział, już poirytowany. - Miejmy to za sobą. Wierz mi, że dla mnie to jest trudniejsze niż dla ciebie”. Wstał, podniósł córkę z krzesła i pociągnął ją w stronę jej pokoju.
- Siedziałam jak sparaliżowana. Wcześniej bił ją czasami, ale w porównaniu z tym, co robił ze mną, to było głaskanie. Cieszyłam się, że tak łagodnie ją traktuje. Teraz czułam, że może zrobić coś więcej, ale mimo to miałam nadzieję, że tylko uderzy ją kilka razy.
- Dlaczego nie zadzwoniła pani na policję?
Wzruszyła ramionami.
- Bałam się, że usłyszy. Bałam się, że jak wyjdę, to coś zrobi Zuzi. Bałam się, że nawet jak zadzwonię, to mi powiedzą, że oni nie są moimi ochroniarzami. Tak już się kiedyś zdarzyło.
- I co pani zrobiła?
- Nic. Czekałam, co się będzie działo. I wtedy zobaczyłam, jak bierze z wieszaka na ubrania plecioną skórzaną smycz. Kiedyś mieliśmy psa, takiego skundlonego wilka.
Potrącił go autobus przed paroma laty, jakoś nie miałam serca wyrzucić tej smyczy. Lubiłam go. Zaczęłam krzyczeć, żeby ją natychmiast zostawił, inaczej zadzwonię na policję i pójdzie siedzieć.
- I co się wtedy wydarzyło?
- Powiedział, żebym się nie wtrącała i przypomniała sobie, co mówił wcześniej. Wtedy ja odpowiedziałam, żeby uważał, że on też nie jest nieśmiertelny. Wtedy on puścił małą, podszedł do mnie i chlasnął mnie tą smyczą. Nawet nie zabolało, bo największe uderzenie poszło na włosy, tylko koniec smyczy owinął mi się wokół głowy i rozciął wargę - dotknęła palcem strupka w kąciku ust. - Zuzia oczywiście zaczęła głośno płakać. Wtedy on się wściekł, krzyczał, że obie zapamiętamy ten dzień. To wstałam. Zamachnął się smyczą, ale podniosłam rękę i smycz owinęła mi się wokół ramienia. Strasznie go to zdenerwowało. Pchnął mnie na blat, ale ponieważ ciągle trzymaliśmy smycz, poleciał za mną. Bałam się, że już po mnie. Sięgnęłam ręką na blat, złapałam nóż do krojenia chleba i wyciągnęłam w jego stronę. Nie chciałam go zabić, chciałam, żeby przestał. Poleciał na mnie, stracił równowagę.
- Dlaczego nie cofnęła pani ręki z nożem?
Oblizała wargi i spojrzała na niego. Długo. Zrozumiał, ale nie mógł zaprotokołować. A przecież coś zapisać musiał. Nie spuszczając z niego wzroku, otworzyła usta, wtedy delikatnie pokręcił głową. Zrozumiała. I zamiast tego, co pewnie zamierzała powiedzieć, czyli „nie chciałam”, odparła:
- Nie zdążyłam. To wydarzyło się błyskawicznie.
I w ten oto sposób Ziemia przestała nosić jednego skurwysyna mniej, miał ochotę spuentować. Ale nic nie powiedział, pozwolił jej dokończyć historię. Śledztwo potwierdziło, że życie kobiety było piekłem. Nawet rodzice ofiary nie zostawili na nim suchej nitki. Teść Nidzieckiej dziwił się, że to on nie żyje, a nie ona. „Ale to dobrze, bardzo dobrze” - powtarzał bez przerwy.
Prosta sprawa. Przynajmniej dla policji. Zatrzymali, przesłuchali, dostali przyznanie się do winy, koniec. Reszta to robota dla prokuratora i sądu. Policjant nie musiał się zastanawiać, jaki artykuł kodeksu karnego został naruszony, jak zakwalifikować czyn, jakiej kary zażądać. Policjant nie miał nad sobą nadzoru w postaci wydziału postępowania przygotowawczego, który by do niego pisał listy z żądaniami, aby złapał sprawcę w inny sposób. Szacki często się zastanawiał, czy nie byłby lepszym policjantem niż prokuratorem. I tak wykonywał wiele czynności, o których jego koledzy wiedzieli tylko tyle, że istnieją. Jeździł na miejsce zdarzenia, na sekcje, zdarzało mu się nawet pofatygować do świadka, żeby go przesłuchać w terenie. Rzadko, bo rzadko, ale zawsze. Choć z drugiej strony jako policjant, często żyjący na granicy półświatka, idący na ustępstwa, co raz przymykający oko w zamian za coś, nie miałby tej satysfakcji z bycia częścią prawniczej machiny, której celem jest wymierzenie sprawiedliwości - kary za wystąpienie przeciw porządkowi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Uwiklanie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.