W ręku ma zatkniętą fajkę o nazwie Viva, którą sięga swych ust z wyrazem twarzy dość nietęgim. Mówi do mnie tak: słuchaj, Silny, mam do ciebie jedno pytanie na stronie. Ja mówię: wal dalej. Ona na to: czy mi powiesz, co się zaszło naprawdę między tobą a Magdą? Ja mówię, że gówno jej do tego. Ona na to, że i tak to wie bardzo dobrze, więc nie muszę jej nic wcale mówić, bo i tak wie. Ja na to: no to co, co między nami zaszło według ciebie? Ona mówi: mogłeś jeszcze wszystko zmienić, wszystko naprawić, gdy byliście nad morzem i Magda chciała z tobą być. Wszystko mi się wyspowiadała. Lecz ty byłeś zazdrosny i ona rankiem, budząc się w twym mieszkaniu, gdzie ją przyprowadziłeś podstępem, powiedziała sobie w duchu, że nie może z tobą być. Tak również postąpiła. I jest to twoja zasługa, co chciałam usłyszeć od ciebie, Silny.
Kładę sobie rękę na twarz. Gdyż dobrze się stało, że jej dziś tu nie ma, jej włosów szmacianych, jej głosiku ptasiego, jej śmiechu niby sypiącej się kobiety na klimaksie. Bo by dziś już na pewno nie uszła z życiem na sucho. Patrzę za nią, by jakby co ją zabić, zniszczyć. Muzyka, światła, neony. Tymczasem nie ma jej nigdzie, więc rozglądawszy się mówię Arlecie: gdzie Magda? Ona mówi, gdyż widzi moje wkurwienie nieczęste, krańcowe: z Lolem na działkę pojechała.
Na jaką działkę to mi już nie powie. Drży, bym nie pojechał tam i ich dwojga naraz nie zabił jednym ciosem. Nie zdusił i podeptał im twarzy własną stopą. Nie zakopał pod altanką wbiwszy w ziemię osikowy kołek i zalawszy w tym miejscu glebę rozpuszczalnikiem, denaturatem, by nigdy już nie zdołali wyjść. By uprawiali miłość podziemnie, niepublicznie, w ciemnych i przytulnych zapleczach gleby ogrodowej. Arleta nie, nie dopuści do tak przebiegłej zbrodni, gdyż sama trzęsie dupą, czy w toku śledztwa nie wyjdzie kwestia jej występków przeciw prawu z ruskimi papierosami.
Barman mówi, bym kładł na to laskę, i owszem, tak właśnie czynię. Lecz nie dlatego, bo mi nie zależy na Magdzie, lecz dlatego, bo mam na dzisiejszy dzień ważniejsze scenariusze, sprawy. Otóż jakie to się jeszcze okaże.
I siedzę tak. Ubranie pięknie, bo się ubrałem, ponieważ gdy rano wtedy wstałem, byłem wyłącznie w majtkach. Spodnie też czyste. Wtedy wchodzi Andżela i idzie niczym klientka całego baru, mistrzyni i bilarda, i fliperów. Tak apropos to przychodzi mi na myśl, że w sumie nie pamiętałem, jak za bardzo ona wygląda, ta Andżela. Ktoś, coś, lecz nie wiadomo w jakim kościele, parafialnym czy wojewódzkim. Teraz bezpardonowo ją rozpoznaję i wstaję na jej powitanie.
Andżela jest to dziewczyna innego typu niż Magda. Inna w dotyku, inna w ogóle. Jest w stylu bardziej takim mrocznym, ciemnym. Czarna kiecka z jakby takiego meszku, takież buty na sznurowadła, majtki nienormalne, lecz dość wyzywająco siatkowe. Kolczugi, kastety na dłoniach i uszach. Cała w lakierze do paznokci odcienia czarnego. Cała nim wysmarowana, ale równo i starannie. Wokół ust, a także i oczu. Z których sterczą sklejone na ostateczność rzęsy.
Masz fajny, ciekawy styl – tak jej z miejsca od razu zamykam usta komplementem.
Widzę zaraz, że sprawia jej to rozkosz, mówienie o tym. Ona na to odpowiada: o jaki styl ci chodzi? Ja mówię od razu: no wiesz. Ubioru, zachowania, noszenia się.
Ona mówi, że ona po prostu taka już jest, że nie jest to z niczyjej strony narzucone, tylko przez nią wybrane. Że całe życie nosiła się ot tak jak ja i ty, jak my wszyscy, lecz któregoś dnia powiedziała sobie, że chce być sobą i zachować swój własny niepowtarzalny styl. Tak jak ona sama wewnętrznie mroczny i czarny.
Ja mówię, iż to bardzo ciekawe i interesujące z jej strony. Że najważniejsze w życiu, to być właśnie sobą, nikim innym. Ona mówi, że również to odkryła.
Wtedy rozmowa na chwilę urywa się. Andżela popijając drink rozgląda się po sali.
Dobrze się bawisz? – mówię do niej, by napocząć rozmowę.
Pewnie mówi ona dobrze. Choć nienawidzę przeważnie takich ludzi jak ty. To ci powiem od razu.
Mnie to kompletnie zaskakuje, taki gryps usłyszeć od pozornie miłej dziewczyny, która jeszcze przez telefon okazywała się tak sympatyczna. Patrzę się na nią. Ona na to w ten sposób: bo wiesz. Nie chodzi mi konkretnie o ciebie, gdyż ty jesteś przyjemny, schludny, po prostu inteligentny. Bardziej mam na myśli te diskodupy, te diskowywłoki, które nienawidzę po prostu. Spójrz na swych znajomych. Same dziwki, palanty, łaknące się nawzajem. Wszystkie myślą o tym, by znaleźć męża. Jest to totalna żenada, proszenie się samemu o rozpłód. Brak antykoncepcji. Lecz ty jesteś inny, co od razu tu zauważyłam. Romantyczny, gdyż z miejsca rozpoznaję to w twej prawdziwej naturze. Romantyzm, czułość, spacery we dwoje, motory, rowery wodne. To, co lubię.
Poczym pyta, czy mam już jakąś dziewczynę. Na co ja odpowiadam, że jeszcze nie, gdyż nie mogę się otrząsnąć po dziewczynie, od której musiałem odejść, gdyż codziennie kilkakrotnie niszczyła mnie duchowo. Ona na to: jasne, dobrze żeś zerwał z nią. Ja na przykład nie jestem taka. To znaczy płytka, głupia. Na przykład pomyśl, że ja nie jem mięsa. Mięso produkt zbrodni. Cukier robiony z kości zwierzęcych, więc cukru nie jem również.
Patrzę na nią jak w zaklętą. Przychodzi mi taka myśl, że może ona jest jakąś wariatką, co zwiała ze szpitala i mnie sobie upatrzyła na kolejną ofiarę. I powinnem teraz uciekać precz stąd, zapłacić za siebie, Barmanowi powiedzieć, że fajna ostra dupa chce go poznać i spiżdżać stąd co sił. Lecz tego nie robię. Nie mam instynktu zwierzęcego, który ratuje przez wyniszczeniem gatunku. Siedzę i patrzę na nią, jej kieckę, jej nogi. Co będzie to będzie.
Ona to widzi, dopija swojego drinka. Czy wiesz, że nie jem również jajek?
Tego już nie wytrzymuję, gdyż pojmować takich niedorzecznych poglądów nie pojmuję. Mówię do niej: co ty, jesteś walnięta? Coś ci jajka złego zrobiły?
Ona patrzy na mnie dość z oburzeniem, jak gdybym nie wiedział o elementarnych podstawach moralnych. Mówi do mnie tak: A jak ty byś się czuł, gdyby cię zabijano bez twej zgody? Gdybyś nawet był tego nieświadomy, wobec tego bezbronny? Zresztą przekonasz się o tym. Ponieważ świat jest już na krawędzi. Gdy patrzę rankiem przez balkon, wiem jedno, świat ginie, umiera. Środowisko naturalne. Człowieczeństwo do reszty zdegradowane. Powszechna nadwaga, otyłość. Smutek. Amerykanizacja gospodarki. Rozumiesz te wszystkie fakty? Zanieczyszczenie CV. Azbest. VTC. My jako ludzie jesteśmy skończeni. To koniec.
Tu nawiązuje się na tym tle dyskusja. Mówię tak, gdyż wytrąciło mnie to z ustalonej równowagi: a czy ty wiesz, że czasem bywa tak i tak się zdarza, że kury, koguty zadziobują swe własne jajka i je jedzą?
Na to ona jeszcze bardziej rozsierdzona: gdyż one się buntują! Mówią nie przeciwko złym ludziom, którzy bezprawnie odbierają im jedyne potomstwo. Wolą je zniszczyć niż żywić ponury naród ludzki.
Choć sam postuluję za niezanieczyszczaniem przyrody przez amerykańskie przedsiębiorstwo, jej mowa nieco mnie zaszokowała. Są to jakby moje myśli o charakterze antyglobalistycznym, lecz niezupełnie do końca. Bardziej histeryczne, bez trzeźwości, bez równowagi.
Uważam, iż twe poglądy są zbyt radykalnie pesymistyczne, mówię, kładąc jej rękę na udzie. Ona mówi, że po prostu jest realistyczna. W zeszłym miesiącu rzucił ją jej chłopak. Amen, taka to historia. Od tej pory nie ma żadnych złudzeń, nie jest już tak naiwna by się wiązać. Świat ją przeraża, przytłacza. Lecz gdyby tylko spotkał ją ktoś, kto lubiłby jeździć na rowerze, uprawiać sport, badminton, piłka plażowa. Podzielał jej hobby. Kto by jej pomógł odkryć piękno świata. Przyjaźń, miłość, romantyczne spacery. Potrafiłaby się poświęcić, oddać. Odpisałaby na list.
Читать дальше