Monika Szwaja - Dom Na Klifie

Здесь есть возможность читать онлайн «Monika Szwaja - Dom Na Klifie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dom Na Klifie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dom Na Klifie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W typowych romansach zawsze jest tak: Ona spotyka Jego (lub On Ją), potem się zakochują, coś im przeszkadza, ale w końcu odbywa się wesele i "żyją długo i szczęśliwie". W "Domu na klifie" zawarcie małżeństwa jest potrzebne ze względów praktycznych: młoda kobieta chce założyć rodzinny dom dziecka, a do tego musi mieć męża. Kandydatem staje się sympatyczny prawie czterdziestolatek, z wykształcenia psycholog, który do tej pory nie uprawiał żadnego zawodu dłużej niż trzy lata. Poznajemy go jako dziennikarza szczecińskiej telewizji. Czy jest coś, co może połączyć tych dwoje? Czy małżeństwo zawarte w konkretnym celu, jak spółka handlowa, ma sens? Czy rodzinny dom dziecka Zosi i Adama w ogóle powstanie… i czy zdoła przetrwać?

Dom Na Klifie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dom Na Klifie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Moja grupa sobie poradzi. Darek Małecki ich popilnuje.

– Małecki? Żartuje pani. To wychowanek.

– Ale dorosły. – Zosia miała dość dyskusji, Adolf leciał jej przez ręce. – To na razie. Aduś, nie śpij. Idziemy. Pani dyrektor zechce zaopiekować się nożem, dobrze? Chodź, synuś.

Dookoła nich zdążył zebrać się spory tłumek wychowanków płci obojga, Zosia złapała pierwszego z brzegu chłopca i poprosiła go, żeby jej sprowadził do szpitalika Darka Małeckiego. I żeby Darek przyniósł jej komórkę.

Chciała jeszcze zasugerować wszystkim grzecznie rozejście się do swoich zajęć, bo cyrku już więcej nie będzie, ale w tej chwili pani dyrektor odzyskała energię i wydarła się z całej mocy, przekazując obecnym tę samą sugestię, o wiele mniej uprzejmie, niż zrobiłaby to Zosia.

Tłumek odmaszerował, z wyraźną przyjemnością oddając się snuciu przypuszczeń co do przyczyn i skutków zajścia, jakie przed chwilą miało miejsce. Pani dyrektor bez sił padła na leżak, uznając widocznie, że naprawdę należy jej się odpoczynek po przejściach.

Wilhelm Wyszyński wrócił z Vaterlandu w nastroju mocno odwetowym, telefonicznie nabuzowany przez Celinę Kropopek. Celina nie szczędziła mu opisów rui i poróbstwa, wyprawiających się pod jego nieobecność w cichym domku na Bajana. Większość tłustych szczegółów było owocem jej niezdrowej wyobraźni, ale Wilhelmowi się podobały, więc w nie uwierzył. Natychmiast po zdjęciu płaszcza, a przed rozpakowaniem walizek, udał się tylnym wejściem do mieszkania Adama i zakomunikował mu nieprzyjemnym tonem (ze świeżo nabytym niemieckim akcentem) o swojej nieodwołalnej decyzji. Adam mianowicie ma się wyprowadzić w ciągu tygodnia, a gdzie, to już jego, Wilhelma, niewiele obchodzi. Było nie rozrabiać, co to jest żeby policja przyjeżdżała, wstyd na całą dzielnicę.

Adam do winy się nie poczuwał, za to poczuł się dotknięty na honorze, a poza tym nie miał najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie wrzasków nabzdyczonego starucha. Zresztą przewidywał, co nastąpi i był przygotowany. Szklarenkę już zdążył naprawić, wykorzystując częściowo własne fundusze, a częściowo kwotę uzbieraną w wyniku ściepy ogłoszonej wśród uczestników pamiętnego bankietu. Nie dyskutował więc z Wilhelmem – ku jego szczeremu żalowi – tylko zgodził się opuścić lokal jak najprędzej.

Uczynił to dwa dni później przy pomocy licznie zebranych kolegów udzielających głównie światłych rad oraz gromady uczynnych koleżanek pakujących mu do kartonów wszystko, co uznały za jego własność. On sam miał za zadanie kontrolować upakowywanie tego całego dobytku w bagażnikach starego volvo Filipa, kierownika redakcji, nowiutkiej corolli producentki Krysi i sfatygowanego jeepa cherokee, przedmiotu dumy i miłości Ilonki Karambol. Do własnego leciwego opla vectry napchał tyle książek, że z przerażeniem patrzył, jak siada tył samochodu.

Vectra jakoś wytrzymała, a z bagażników przyjaciół Adam powyciągał drobiazgi będące własnością Wilhelma (Ilonka nie mogła przecież wiedzieć, że prawie zabytkowy stojak na gazety z okresu wczesnego Gomułki nie należy do Adama, podobnie jak Filip pospieszył się z przydzieleniem mu dużego portretu olejnego jednego z niemieckich przodków Wilhelma, po kądzieli). W zasadzie był już gotów pożegnać przytulne mieszkanko o bogatej tradycji, ale miał jeszcze w zanadrzu chytry plan wobec Celiny Kropopek. Poszedł do łazienki, gdzie w wilgotnym środowisku muszli klozetowej przebywał spory bukiet róż i lilii kupiony w zaprzyjaźnionej kwiaciarni za pół ceny, osuszył łodygi papierem toaletowym i udał się w kierunku służbówki Celiny. Zapukał energicznie i wszedł, usłyszawszy natychmiastowe „proszę” – widocznie madame Kropopek tkwiła na stanowisku przy drzwiach.

– Dzień dobry, kochana pani Celinko – zaczął aksamitnie, powodując słuszny odruch zdumienia u rzeczonej. – Przyszedłem się z panią pożegnać i podziękować…

– A to za co niby? – burknęła.

– Za wszystko, pani Celinko, za wszystko. Tak mi się dobrze tu mieszkało, a to dzięki pani, bo wiedziałem, że pani zawsze czuwa, zawsze jest. Trochę nawet, powiedziałbym, jak taka druga mama. – Przez ułamek sekundy zastanowił się, czy może nie przeholował, dama nie reagowała, więc brnął dalej. – Ja rozumiem, że muszę się wyprowadzić, bo to, czego się dopuściliśmy, ja i moi koledzy, to rzeczywiście skandal, ale proszę mi wierzyć, pani Celinko, żałuję i już czuję, że bardzo, ale to bardzo będzie mi pani brakowało. Czy może pani przyjąć ode mnie te skromne kwiatki i zapomnieć o wszystkim, co było nie tak?

To rzekłszy, wyciągnął w jej stronę potężną wiąchę kwiecia i zamarł w półukłonie, czekając na reakcję.

Reakcja była taka, jak przewidywał. Damę zatchnęło i jakiś czas nie mogła wydobyć słowa, a kiedy już wydobyła, były to słowa totalnego przebaczenia oraz niekłamanego żalu, że taki miły lokator się wynosi.

– No, może rzeczywiście czasami było głośno, ale ja przeciw państwu nic nie mam i nie miałam nigdy, a w szczególności przeciw panu Adamowi, faktycznie szkoda, że pan się wyprowadza, teraz pan Wilhelm mówi, że już nie będzie chciał lokatorom najmować tego mieszkania…

Nie dokończyła, więc Adam energicznie podjął wątek.

– No tak, będzie pani tu trochę smutno samej, a i strach może nawet jak pan Wyszyński wyjedzie do Niemiec, teraz, proszę pani, takie zdziczenie panuje, wie pani, ja pracuję w redakcji informacji, to wiem.

– Prawda. – Kropopek spojrzała na niego rzewnie. – Wy to same morderstwa teraz pokazujecie, aż strach oglądać…

– Pani Celinko, pani jeszcze nie wie, czego nie pokazujemy, żeby telewidzów nie straszyć. Musiałaby pani porozmawiać z kolegą Filipem, on to dopiero dostaje informacje, prosto od policji. Ale nie puszcza, za drastyczne. Tu na Pogodnie zwłaszcza – co to się nie wyprawia za tymi żywopłotami, strach się bać. No nic, czas na mnie, koledzy czekają, bo nie wiedzą, gdzie odwieźć rzeczy, ja się już pożegnam z panią. Raz jeszcze szacunek proszę przyjąć i wszystkiego najlepszego życzę.

Ucałował solennie suchą i pazurzastą dłoń, odwrócił się i odmaszerował w stronę podsłuchujących pod oknem przyjaciół.

– Czy tobie się coś nie porobiło z głową, Adasiu? – Ilonka trzymała pod pachą lampę stojącą typu prawie – tiffany. – Ta lampa twoja, czy jego?

– Wilusia, oczywiście. Jak mogłaś przypuszczać, że mam na stanie coś tak ohydnego? Postaw w korytarzu i zamknij drzwi. Opuszczamy to niewdzięczne miejsce.

– Niewdzięczne, bo nie doceniło, jakie znakomitości przychodziły tu wódkę pić – zaśmiał się Filip. – Ilona cię pytała, dlaczego tak obskakiwałeś starą jędzę, donosicielkę. Ja też pytam: dlaczego? Myślałem, że raczej powiesz jej na do widzenia, jaki ma brzydki charakter.

– I tak by nie uwierzyła – zaśmiał się Adam beztrosko. – I miałaby satysfakcję, że mogę sobie gadać ile wlezie, a i tak ona zwyciężyła i mnie stąd wygryzła. A teraz będzie się głęboko zastanawiać, czy naprawdę dobrze zrobiła. I będzie żałowała, że taki grzeczny sublokator, tak się ładnie pokajał i kwiatki dał, może on i nie najgorszy. Tylko mam już trochę wyrzutów sumienia, że ją nastraszyłem.

– Wymieniając imię moje nadaremno – zauważył Filip. – Nie miej wyrzutów, należało jej się. Najwyżej namówi właściciela, żeby wstawił tu lepsze zamki, bo te co są, można agrafką otworzyć. Albo pilniczkiem do paznokci. I będzie wzywać policję co drugi dzień, jak tylko usłyszy szmer w żywopłocie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dom Na Klifie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dom Na Klifie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dom Na Klifie»

Обсуждение, отзывы о книге «Dom Na Klifie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x