Monika Szwaja - Dom Na Klifie

Здесь есть возможность читать онлайн «Monika Szwaja - Dom Na Klifie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dom Na Klifie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dom Na Klifie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W typowych romansach zawsze jest tak: Ona spotyka Jego (lub On Ją), potem się zakochują, coś im przeszkadza, ale w końcu odbywa się wesele i "żyją długo i szczęśliwie". W "Domu na klifie" zawarcie małżeństwa jest potrzebne ze względów praktycznych: młoda kobieta chce założyć rodzinny dom dziecka, a do tego musi mieć męża. Kandydatem staje się sympatyczny prawie czterdziestolatek, z wykształcenia psycholog, który do tej pory nie uprawiał żadnego zawodu dłużej niż trzy lata. Poznajemy go jako dziennikarza szczecińskiej telewizji. Czy jest coś, co może połączyć tych dwoje? Czy małżeństwo zawarte w konkretnym celu, jak spółka handlowa, ma sens? Czy rodzinny dom dziecka Zosi i Adama w ogóle powstanie… i czy zdoła przetrwać?

Dom Na Klifie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dom Na Klifie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie włazić – ryknęła pani Basia. – Kogo diabli niosą? Ile razy mamy powtarzać: nie ma wstępu do kuchni!

– To tylko ja – miauknął milutko Darek od drzwi. – Może pomóc?

– Małecki, ty nas do grobu wpędzisz! Czego znowu? Tylko byś jadł i jadł!

– No i dobrze, niech je – wtrąciła pani Irminka. – Może mu się uda przytyć o centymetr i nie będzie nas kompromitował. Co to za awantury były, Małecki? Trochę żeśmy widziały przez okno, ale tyle, co kot napłakał. Znowu Seta coś narozrabiał?

– Pani Irminko kochana – przewrócił oczami Darek. – Seta ataku dostał i na panią dyrektor z nożem się rzucił. Ja też dużo nie widziałem, tylko jak już go pani Zosia odciągała.

– Jezus Maria, Józefie święty – przeżegnała się pani Basia. – Chciał ją zadźgać?

– Mało brakowało podobno. Dobrze, że pani Zosia ma refleks, bo już prawie flaki jej pruł. Znaczy pani dyrektor. Dadzą panie kilka takich kanapek? Strasznie mnie ssie. Albo kawałek kiełbaski i jakąś bułkę.

– Zaraz ci dam, ale to patrz pani, pani Basiu, jak to trzeba uważać, jednak straszny element tu mamy, jak tego Setę zobaczę, to go tak pogonię, że popamięta sobie do końca życia!

– Ja bym nie radził. – Darek pokręcił głową. – Ja bym uważał co innego. Setę to teraz trzeba traktować łagodnie… jak już raz dostał takiego ataku…

– Matko jedyna, przecież masz rację, chłopcze! Czekaj, zapakuję ci tej kiełbasy do foliówki, żebyś sobie schował, to ci i na śniadanie wystarczy, a jutro rano tylko twarożek. Pani Basiu, dobrze nam Małecki radzi, drażnić takiego chuligana to jest niebezpiecznie, a może on chory umysłowo?

– Przecież to po nim od razu widać, pani Irminko, co, pani ma jakieś wątpliwości? Czubol jak złoto. Ja się go będę bała, bo nie wiadomo, na kogo teraz się rzuci! Masz tutaj, Małecki, jeszcze dwie drożdżówki, z obiadu zostały, i serki topione, zjesz sobie. A jego, to znaczy, Setę, pani Hajnrychowa powinna wysłać do świrów, gdzie jego miejsce jest. Dobrze, Małecki, więcej nie będzie, jak to zjesz, to pękniesz. Idź już, bo musimy te kanapki robić!

– A nie lepiej by paniom było podzielić na porcje i wydać na grupy? – zainteresował się pozornie niewinnie Darek. – Sami by sobie wszyscy robili kanapki, mniej roboty by panie miały…

– A co ty jesteś taki organizator pracy? – Pani Basia podniosła brwi wysoko, aż pod grzywkę w wiśniowo – złoto – rude paski. – Nie możemy dawać na grupy, boby starsi i silniejsi zjedli wszystko maluchom! I co by to były za kanapki, szynkę łapami chamstwo by żarło, jak znam życie!

– No tak, ma pani rację – bąknął Darek, który doskonale wiedział, że dotychczasowy system wydawania posiłków jest nie do ruszenia, jako że umożliwia wygospodarowywanie za każdym razem solidnych boków dla własnych rodzin.

– Ty może uważasz – włączyła się do dyskusji pani Irminka – że powinnyśmy na grupy wydawać też produkty na zupę? Żeby sobie wszyscy sami gotowali? Ty dowcipny jesteś, Małecki. No już, wynoś się. Masz jeszcze dwie bułki dodatkowo.

– Dziękuję bardzo paniom. – Darek ukłonił się nisko, zabrał pokaźną torbę z furażem i pomaszerował do saloniku ze świadomością, że natychmiast znajdzie się tam kilka wiecznie głodnych młodzieńczych gąb. I on je nakarmi, te gęby. No, powiedzmy: dokarmi.

Darek Małecki miał zadatki na dobrego ojca rodziny.

Tymczasem Zosia siedziała przy młodym Secie, trwającym w stuporze i zastanawiała się, co dalej. Sytuacja była niewesoła, łaska boska, że dyrektorka nie zawołała policji. Szczęście w nieszczęściu, że Maślanko and his boys byli na ewidentnym haju. Boże, co ona wygaduje. Nie, nie wygaduje, myśli. Ale nawet gdyby powiedziała to na głos, Adolfik pewnie by nie zwrócił na to uwagi.

Chyba trzeba będzie przycisnąć dyrektorkę, żeby zgodziła się na przejście Adolfika do jej, Zosinej grupy. Tylko że tu będzie go miał pod ręką stary Jończyk i też mu da popalić, wcale nie wiadomo, czy nie lepiej niż Aldona. A tam ma do obrony Henia Krapsza. Do Henia zadzwoniła już jakiś czas temu, lakonicznie zdała mu relację z dramatycznych wydarzeń i kazała natychmiast przyjeżdżać – nie tylko po to, żeby odciążyć dyrektorkę, ale przede wszystkim po to, żeby Adolf bezpiecznie mógł wrócić do swojej grupy.

Cholera. Do Maślanki i całej reszty.

To już lepszy Jończyk. A chłopaki są w porządku, można by namówić Darka, żeby jakoś specjalnie wziął Adolfa pod swoje siedemnastoletnie skrzydła. Adolf ma teraz jakieś dziesięć lat, może jedenaście…

– Aduś, ile ty masz lat?

– Ana… aście… – wyszeptał młody Seta.

– Jedenaście? Adek, co ty gadasz?

– Wa… dwanaście. P… prawie. Ale jestem dopiero w cwartej klasie. Bo późno posłem…

– Poszedłem.

– Posedłem. Rok chorowałem. A rok mnie zostawili w cwartej.

– Dobra, to nieważne, w której klasie, byłam ciekawa twojego wieku. Dlaczego chciałeś zadźgać panią dyrektor? Powiesz mi?

Adolf nic nie powiedział, tylko wtulił ryżą głowę w chuderlawe ramiona i tak został. Zosia westchnęła ciężko.

– Aduś, proszę cię. Zanim stąd wyjdę, muszę wiedzieć, jak było naprawdę, a Maślanko na pewno prawdy nie powie. Nie bój się, nic złego ci się nie stanie. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Ale muszę wiedzieć. Rozumiesz, synek?

Aduś ani drgnął.

Psycholog. Pani dyrektor na pewno każe zbadać Adolfa na wszystkie strony w nadziei, że okaże się on chory i będzie go można odesłać do jakiegoś zakładu zamkniętego, diabli wiedzą, gdzie. A jeśli okaże się zupełnie normalny, to zapakuje go do poprawczaka, też diabli wiedzą gdzie. Tak czy inaczej, młody Seta będzie miał szansę albo naprawdę zwariować, albo się zdegenerować. Albo zostanie zaszczuty na śmierć.

Do diabła z psychologiem i jego psychologicznymi dyrdymałkami. Na to przyjdzie czas, jutro lub za kilka dni trzeba będzie uruchomić jedną zaprzyjaźnioną specjalistkę od grzebania w młodocianych duszyczkach. Na razie jednak Zosia postanowiła zastosować metodę najprostszą. Przysiadła na tapczanie, na którym kulił się Seta w trzęsionce i przygarnęła go do siebie.

Marzenie Adolfika spełniło się. Ogarnęło go poczucie bezpieczeństwa, potworne napięcie zelżało, zastąpiły je słabość i ogromne zmęczenie – i oto Adolfik zasnął w objęciach swojej ukochanej pani Zosi.

Tak zastał ich Henio Krapsz, który z grubsza poinformowany o sytuacji, przyszedł do źródła po szczegóły. Niestety, źródło spało w najlepsze, a Zosia bała się ruszyć, żeby go nie obudzić.

– Ojojoj – wyszeptał Henio i przysiadł na kanapie obok Zosi, od tej strony, gdzie nie było Adolfa Sety. – Zostałaś matką zastępczą?

– Mam wrażenie, że Mamą Kangurzycą zgoła. On by najchętniej wlazł we mnie, rozumiesz, do środka, do torby. Tylko że ja nie mam torby na zmasakrowane dzieciaki. Zmasakrowane psychicznie, rozumiesz mnie, Heniu.

– Rozumiem, oczywiście. Opowiedz mi, proszę, co się właściwie stało. Naprawdę Adolfik chciał pochlastać nam szefową?

– Wygląda na to, że tak. Ale widzisz, Heniu, sprawa jest wieloaspektowa. Chciałam, żeby mi Adek sam powiedział, ale najpierw był słupem soli, a jak odtajał, to zasnął. Musiało się stać coś potężnego, bo on przecież nie jest agresywny tak naprawdę.

– Jemu się nawarstwiało – pokiwał głową Henio. – Może ja ci powiem, co wiem, a potem ty mi powiesz, co wiesz. Stworzymy sobie jakiś obraz.

Jakieś pół godziny rozmawiali szeptem, a obraz, który im się nabudował, był dość przerażający. Oboje zgodnie doszli do wniosku, że na miejscu Adolfika też próbowaliby kogoś zabić. Ewentualnie siebie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dom Na Klifie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dom Na Klifie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dom Na Klifie»

Обсуждение, отзывы о книге «Dom Na Klifie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x