Lalką tąpnęło. Nie lubiła protekcjonalnego stosunku do telewizji, zwłaszcza wyrażanego w ten sposób. A to bęcwał. Nie zasługuje na względy.
– Pańska żona nie żyje – przerwała dramaturgowi monolog. – Kolega ją znalazł w pudle na lampy. Ktoś ją zabił. Nie możemy wchodzić na antenę, bo zaraz tu będzie policja. Czy do pana dotarło, co powiedziałam?
– Wiedziałem, że państwo są w przeważającej masie nienormalni, bo trzeba być nienormalnym, żeby pracować w tak nienormalnej instytucji, ale żeby robić aż tak idiotyczne dowcipy…
– Panie! Pańską żonę ktoś udusił! Chce pan sam zobaczyć? Proszę ze mną!
Sebastian Proch – Proszkowski spojrzał na nią, jakby przed chwilą się narodził. Przestał tokować, ale z fotela nie wstał. Przeciwnie, osunął się na oparcie i zwiądł.
– Matko Boska! – krzyknęła Lalka, wściekła i zrozpaczona. – Teraz ten! Zawału dostał, czy co? Kto się na tym zna? Hej! Facet mi tu wymięka!
Tłumek, który już się napatrzył na znalezisko Szymona, odwrócił się teraz w stronę Lalki i jej kłopotu. Wyprysnęli zeń dwaj rośli młodzieńcy.
– Pani pozwoli – powiedział większy i bardziej pyskaty (zapamiętała jego wypowiedzi z wczorajszej próby). – Mamy skończone kursy ratownicze, zaraz się panem zajmiemy. Jacek, on w ogóle żyje?
Jacek, blondyn z anielskim wyrazem twarzy, któremu to wyrazowi zdecydowanie przeczył błysk w błękitnych oczkach, sprawdzał już fachowym gestem tętnicę szyjną nieprzytomnego literata.
– Żyje, żyje, szoku dostał. Państwo się rozsuną, położymy go na tym czymś… a to drugie wykorzystamy, żeby mu dać pod nogi. Maciek, raz, dwa, trzyyyy!
Wzbudzając ogólny szmer uznania, krzepcy maturzyści jak piórko podnieśli lejącego im się przez ręce literata i złożyli na fragmencie scenografii. Unieśli mu nogi prawie do pionu i podparli innym fragmentem scenografii, po czym odsunęli się i spojrzeli z aprobatą na własne dzieło.
– Zaraz dojdzie do siebie – rzekł tonem niedbałym blondynek zwany Jackiem. – Chwilowe omdlenie. Zapewne z wrażenia. Wrażliwy na nieboszczyków?
– Ale ty głupi jesteś – zauważyła drobna dziewczyna z burzą loków. – Też byś zemdlał, jak by ci żonę rąbnęli!
– Opanujcie się – przywołała swoich uczniów do porządku Agata. – Jak możecie?
– O co chodzi? – Maciek miał na twarzy wyraz zranionej niewinności. – Uratowaliśmy mu życie, nie? O, już przychodzi do siebie…
Istotnie, Sebastian Proch – Proszkowski otworzył właśnie oczy. Pierwszym, co nad sobą zobaczył, był połyskujący granatowo obiektyw, prowadzony pewną ręką operatora. Literat zerwał się na równe nogi, omal nie przewracając Pawełka razem z jego kamerą.
– Hieny! – zakrzyczał cienkim głosem. – Hieny cmentarne! Szakale! Padlinożercy! Tabloidy! Żerujecie na tragedii ludzkiej! Nie ma dla was nic świętego!
Wypowiedziawszy się, padł z powrotem na scenografię.
– Tak jest lepiej – zauważył filozoficznie Jacek. – Będziemy przy nim czuwać, niech panie się nie martwią.
– A swoją drogą, co ty tu robisz, Paweł? Ilonka! Jak się dowiedziałaś?
– Nie żartuj – odpowiedziała z politowaniem Ilonka Karambol. – Czyżbyśmy nie pracowały w tej samej fabryce? Zwracam ci uwagę, że newsroom jest piętro wyżej! Dokumentuj, Paweł, dokumentuj! Nie kręć tego misia, on i tak nic nie powie! Lalka, niech ja pęknę tysiąc razy w poprzek! Podobno składaliście się na Ukraińców wczoraj. I co, już rezultat? Tak szybko?
– W jakiej sprawie państwo składali się na Ukraińców?
Pytanie zadane było przyjemnym, chłodnym głosem. Za plecami Ilonki zmaterializował się nieznany towarzystwu ciemny blondyn. Bił od niego mróz jak od lady chłodniczej w supermarkecie. Koleżanki telewizorki dokonały błyskawicznych oględzin i wymieniły błyskawiczne, wiele mówiące spojrzenia.
– Prawie taki piękny jak Zakościelny – szepnęła Ilonka do ucha Krysi, którą miała najbliżej. – Szkoda, że nie czarny…
– Starszy – odszepnęła Krysia, a głośno powiedziała:
– Pan z policji, prawda? Nie złożyliśmy się ostatecznie, ale rzeczywiście, był taki pomysł. Pan pozwoli, ja się nazywam Krystyna Sierakowska, jestem producentem tego programu. – Wyciągnęła do blondyna rękę, którą ten, zapewne z zaskoczenia, uścisnął. – A to moja koleżanka, Lalka Wiązowska.
– Jaka Wiązowska! Przecież nie wyszłam za niego! Manowska, Eulalia Janowska, też autorka. O, idą nasi koledzy…
Roch i Marek nadciągali właśnie, jak zwykle pełni uczuć pozytywnych, a z reżyserki zbiegali po karkołomnych schodkach Wika i Maciek.
– Marek Rudzki, witam, panie mnie zaprosiły do programu…
– Wiktoria Wojtyńska, autorka programu…
– Roch Solski, prowadzący. Tfu, jaki prowadzący, też gość. Przepraszam, kiedyś prowadziłem i tego… pomieszało mi się. Kobiety, a gdzie wasza gwiazda?
– Dostała stuporu i siedzi jak siadła na jakimś klocku – powiedziała spokojnie Krysia. Obecność policji sprawiła, że przestała się denerwować. – Agata, może twoi studenci by zobaczyli, czy prowadząca jeszcze żyje… Tfu, przepraszam, to był głupi dowcip. Pani Agata też jest naszym gościem…
– Dzień dobry, Agata Czupik. To znaczy Pakulska. Niedawno zmieniłam nazwisko. Ale zdecydowanie Pakulska.
– Maciek Kochański miał realizować – jechała z rozpędu Krysia – no ale sam pan rozumie, program odwołaliśmy. Tu gdzieś przed chwilą był Szymon Wysocki, gdzie on się podział? To realizator światła, on znalazł… tego… panią dyrektor.
– Szuka swoich reflektorów, które były w pudle przed naszą szefową…
A ja jestem Ilonka Karambol – wyrwała się Ilonka. – Na pewno pan o mnie słyszał, bo współpracuję z policją bardzo często. Naprawdę nazywam się Ilona Kopeć. Nie, przepraszam, Ilona Dymek. Rozwiodłam się ostatnio i wróciłam do panieńskiego nazwiska, jeszcze mi się myli. A pan?
Blondyn wciąż zachowywał pozory icemana, ale chyba coś w środku zaczynało mu buzować, o czym świadczyła ledwie dostrzegalna zmiana w wyrazie twarzy.
– Komisarz Tomasz Ogiński. Czy państwo są do końca pewni własnych nazwisk, bo odniosłem wrażenie, że niekoniecznie?
– Ach, bo to u nas, wie pan, jak to w telewizji, same śluby, rozwody, przegrupowania, kto by spamiętał…
– Ilonka, przestań!
– A bo mnie pan komisarz denerwuje, czy pan komisarz myśli, że my tak specjalnie albo że chcemy go zmącić? Wszyscy wpadliśmy w emocje, to mamy prawo się pomylić!
Komisarz miał najwyraźniej inne zdanie, ale opanował się i zaniechał tematu nazwisk.
– Chcielibyśmy rozpocząć pracę. Czy tym całym bałaganem ktoś tu rządzi?
– Krysia! – padło jednocześnie z kilkorga ust. Krysia wzruszyła ramionami.
– Tylko Marcin może wszystkim powiedzieć, żeby się przestali miotać. To realizator dźwięku, panie komisarzu, ma dostęp do głośników. On chyba cały czas siedzi w reżyserce?
– Siedzi, a jakże. – Maciek też wzruszył ramionami. – Dziewczyna do niego zadzwoniła jakieś pół godziny temu, cały czas z nią gada, można by wymordować pół miasta, a on się nie przejmie. Powiedz mu, Krysiu…
Krysia użyła swojego oprzyrządowania i po chwili z sufitu rozległ się donośny, całkowicie odprężony tenorek:
– Proszę państwa, proszę wszystkich na swoje miejsca! Proszę usiąść tak, jak mieliście siedzieć w programie, policja chce zacząć działać, a nie może się przedrzeć! Tak, kiziaczku, już do ciebie wra…
Sufit zamilkł.
Komisarz Ogiński ledwie dostrzegalnie zacisnął szczęki, ale nic nie powiedział.
Читать дальше