– On chyba jest w porządku, nie uważasz? – Komisarz grzebał w karteczkach. – Aczkolwiek spotkaliśmy już kilku bardzo sympatycznych kolegów, którzy okazywali się niesympatycznymi zabójcami… niemniej jeśli pani dyrektor zginęła przed szóstą albo tuż po wpół do siódmej, a musimy założyć taką możliwość, to niestety, realizator Kochański wchodzi nam na listę mających i motywację, i możliwości. Bo należy przypuszczać, że pani dyrektor niejeden numer tego typu mogła mu jeszcze wyciąć. I psuła mu opinię w środowisku, a jego być albo nie być zależy od opinii środowiska. Tak więc z pewnym bólem serca, bo nie lubię podejrzewać rozsądnych i przytomnych ludzi… wpisujemy go na naszą czarną listę. Mamy zatem coś takiego: panie Wojtyńska i Manowska, pan Buczek, pan Kochański. Chociaż jeszcze nie wiem, dlaczego Buczek, ale kręcił się przy Proszkowskiej w ostatnich chwilach jej życia… Trzeba sprawdzić, kto do niej dzwonił w sprawie wyjącego rzekomo samochodu… Cała reszta tych telewizorów daje sobie nawzajem alibi. Chyba że jest to nowe morderstwo w Orient Ekspresie…
– Dlaczego w Orient Ekspresie?
– Nie czytasz klasyków. To Agathy. Cały wagon podejrzanych. Obce osoby, a potem się pokazało, że każdy z nich był jakoś powiązany z ofiarą.
Zbiorowa dintojra?
– Upraszczając. Teoretycznie tutaj też mogłoby być tak, że wszyscy się umówili w sprawie pozbycia się szefowej… Nie, to zbyt daleko idące przypuszczenia, chyba damy im spokój.
– A panią Solską byśmy się nie zainteresowali?
Ilonka przyjechała do Podjuch wczesnym popołudniem i zaparkowała Zygfryda na nieco krzywym chodniku przed rezydencją państwa Wojtyńskich – nie śmiałaby tej starej budowli z mnóstwem okrągłych wieżyczek i wystających balkoników nazwać po prostu domem. Odkąd Wika przeniosła się tu z Pogodna, Ilonka szczerze zazdrościła jej Pałacyku (tak właśnie rodzina i przyjaciele mówili o rezydencji), przestrzeni wokół, ogrodu, widoku z tarasu i wszystkich okien. Podobne uczucia żywiła wobec domu Lalki Manowskiej, znajdującego się kilkadziesiąt metrów dalej na tej samej górce.
Wika czekała na nią przy furtce jak ucieleśnienie szczęśliwej pani domu. Ilonka spojrzała na nią ponuro i wytaszczyła z samochodu wielką donicę z wykwintną kompozycją kwiatową.
– To z przeprosinami za wczorajszy głupi telefon. Postawisz na jakimś schodku, czy coś takiego… będzie pięknie. Podobno potem można te wszystkie badyle posadzić do ogródka i one będą dalej rosły. A jak wolisz, możesz je trzymać w donicy. Zimę wytrzymają. Tak mi powiedział facet w tym dużym centrum ogrodniczym w Zdrojach. Nie wiem, jak to się nazywa.
– Centrum, czy roślinki? – Wiktoria przyjrzała się kompozycji z przyjemnością. – Nie szkodzi. Ja wiem. Patrz, to jest żurawka, to bluszcz, to funkia, a to niecierpek. Ależ wielki! Chodźmy do ogródka, od razu znajdziemy dla nich miejsce. Psiula nie wzięłaś?
Wzięłam, ale nie chciało mu się wysiadać, śpi na siedzeniu. Może lepiej, nie będą z Szantą rozrabiać. To znaczy pewnie ona spuściłaby mu bęcki, bo z niego straszne cielę. Słuchaj, o tym grillu mówiłaś poważnie? Kupiłam jakieś mięska przyprawione, mogłybyśmy rzucić na ruszta. Nie jadłam śniadania, strasznie mnie rzucało po wczorajszym… no wiesz. Okazało się, że wytrąbiłam trzy czwarte butelki.
– No, no – mruknęła Wika z uznaniem. – Sama?
– Nie, Gizmo mi pomagał. Pewnie, że sama. O, Lalka idzie!
Lalka Manowska właśnie zbliżała się do furtki.
– Cześć, kobiety. I co, robimy to damskie przyjęcie? Powiedziałam Januszowi, że musi się dzisiaj zajmować sam sobą, ponieważ mamy dziewic wieczór, czy jak tam się to nazywa.
– Chyba dziewic popołudnie. – Ilonka spojrzała na słońce, które robiło co mogło.
– Popołudnie to fauna – sprostowała Lalka. – Będziemy rozmawiały o twoich problemach egzystencjalnych czy o tym, kto ukatrupił Paproszkowską?
– Ja wolę Paproszkowską, bo chciałabym znaleźć mordercę prędzej niż ten nabzdyczony komisarz – wyznała Ilonka. – Jak mi się zacznie udawać, to problemy egzystencjalne pójdą się bujać same z siebie. Ego mi musi podrosnąć, rozumiecie, dziewczyny.
– Masz nadzieję, że podasz mu rozwiązanie zagadki na tacy? – Lalka pokręciła głową. – I uważasz, że on od tego nabierze do ciebie szacunku? Ilonka, on cię znienawidzi do końca życia, jeśli mu udowodnisz, że jesteś lepsza od niego. Nie wolno takich rzeczy robić. Jeżeli chcesz go złapać, powinnaś raczej być kretynką. Dajcie ten koks, ja bardzo dobrze rozpalam.
– Kto ci powiedział, że ja go chcę łapać? Poza tym wy nie jesteście kretynkami i jak was znam, nigdy nie chciało wam się nawet udawać kretynek, a macie tych swoich chłopów. I to są fajne chłopy. Boże, Wika, ten twój Tymon… ja nie wiem, czy ty na niego zasługujesz!
– Oczywiście, że zasługuję. Słuchaj, ja też byłam pewna, że chcesz łapać komisarza. Jest pewna magia nazwisk, nie wiem, czy zauważyłaś…
– Jaka znowu magia?
Ilonka, Ilonka. Nazywałaś się Kopeć, tak? Teraz nazywasz się Dymek, tak? A on jak się nazywa?
– Jakoś tak jak ten facet od poloneza, którego się kiedyś tańczyło na wszystkich studniówkach, zanim Kilar nie napisał swojego do „Pana Tadeusza”. Nie pamiętam dobrze. Michał Kleofas, to wiem.
– Pamiętasz takie imiona, a nie skojarzyłaś nazwiska? Ogiński on się nazywa, Ogiński!
– No to co?
– Jezu! Jak to co? Przecież te twoje wszystkie nazwiska same się układają w ciąg logiczny, a nawet jeśli nie logiczny, to wręcz wróżebny! Najpierw był Kopeć…
– Najpierw byłam Dymek. Potem dopiero Kopeć.
– No właśnie. Dymek się ładnie snuł w nadziei, że płomieniem buchnie, ale zrobił się z tego smętny Kopeć. Teraz znowu jesteś pełen nadziei Dymek. A Ogień już czeka! Kopeć, Dymek i wreszcie Ogień!
– To byłby Ogieński. Albo Płomieński. O, Płomieński jest nawet ładnie.
– Nie czepiaj się szczegółów. Ogiński brzmi prawie jak Ogieński. I nie nosi obrączki.
– Może go ciśnie.
– Z tobą się dzisiaj nie da gadać. Idź do kuchni, będziesz kroić warzywa na sałatkę. Wszystko jest przygotowane. Ogórki, pomidorki, sałata rzymska, sałata lodowa, feta, jajka…
– Zwłaszcza feta i jajka to fajne warzywka. Nie, już się nie czepiam. Idę. Słucham i jestem posłuszna. Dajcie mi ten nóż, a spełnię swoją powinność…
Wika i Lalka zgodnie pokręciły głowami. Zły stan psychiczny Ilonki był widoczny na kilometr. Należało mieć nadzieję, że nie użyje noża niezgodnie z przeznaczeniem.
Lalka pierwsza parsknęła śmiechem.
– Nie bój się, nie zrobi sobie harakiri, przecież nie będzie chciała osierocić tego małego potworka!
Mały potworek właśnie poczuł pierwsze obiecujące zapachy dochodzące z rusztu i zaktywizował się znacznie wewnątrz jeepa. Na tylnych łapkach stanął na siedzeniu, przednimi oparł się o na wpół spuszczoną szybę i rozpoczął metodyczne popiskiwanie. Wika wydobyła go z samochodu i postawiła na trawniku. Natychmiast podreptał w stronę grilla i usiadł pod nim w pozie pełnej nadziei.
– A gdzie twoja psica?
– Tosia wzięła ją na spacer razem z Maciusiem. Poszli do lasu szukać krasnoludków i nie wrócą tak szybko. Słuchaj, Ilona słusznie rozumuje. My mamy o wiele większe możliwości niż ten jej piękny komisarz. Nie śledcze, czy jak tam się to nazywa, tylko psychologiczne. Znamy wszystkich. Wiemy, co kto do niej miał. Znaczy do Paproszkowskiej. I wiemy, a przynajmniej zaraz się nad tym zastanowimy, kto byłby w stanie tak po prostu wziąć szaliczek i ciach…
Читать дальше