– Jest pan tego absolutnie pewien?
– Granitowo. Umówiliśmy się na następny dzień. Mieliśmy oboje pojechać do Koszalina w sprawach marketingowych. Tak naprawdę spotkaliśmy się właśnie po to, żeby się na ten wyjazd precyzyjnie umówić, a to, jak panowie określili, mizianie było tylko przy okazji…
Do gabinetu wsunęła się piękna główka pani Joli.
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszedł pan Kochański i mówi, że ma mało czasu, bo zaraz będą wyjeżdżać na transmisję meczu do Wronek. Co mam mu powiedzieć?
– Za minutkę proszę go poprosić. Panie Buczek, na razie wystarczy nam pańskich rewelacji. Zdaje pan sobie sprawę, że w kręgu osób, które miały możliwość uśmiercenia pani Proszkowskiej, zajmuje pan zaszczytne miejsce w czołówce. Proszę nie robić takiej miny, na razie pana jeszcze nie zamykamy. Proszę natomiast nie wyjeżdżać nigdzie bez kontaktu z nami. Ani do Koszalina, ani do Ameryki, ani w żadne inne miejsce. Do widzenia panu.
Żożo Bucek poderwał się z fotela – tym razem nie pchał się już do ściskania policyjnych rąk. Coś zamamrotał na pożegnanie i odmaszerował. W drzwiach nieomal zderzył się z Maćkiem, którego wyraz twarzy przypominał w tej chwili oblicze kogoś, kto przypadkiem nadepnął na dużą żabę. Komisarz poczuł, że prawie lubi tego Kochańskiego.
– Panowie wybaczą, że tak mówiłem pani Joli o tym czasie, ale rzeczywiście będziemy za pół godziny jechać na transmisję i nie chciałem, żeby wszyscy na mnie czekali, no a poza tym naprawdę nie możemy się spóźnić.
– A gdybyśmy zechcieli pana zamknąć? – Komisarz sam nie wiedział, dlaczego wymknął mu się tak idiotyczny dowcip.
Realizator pokazał wszystkie zęby w uśmiechu.
– Nalegałbym, żeby panowie pojechali z nami na ten mecz, bo mamy podpisany kontrakt, a w tak krótkim czasie nie znalazłbym zastępstwa. Czy mogę panom w czymś pomóc? Pewnie tak, skoro chcieli panowie mnie widzieć? Chociaż mam wrażenie, że wszystko, co wiem, już panom powiedziałem.
– Na pewno nie wszystko, panie Kochański. Nie powiedział pan nam nic o Krakowie.
– W jakim sensie?
– No przecież nie turystyczno – krajoznawczym. W Krakowie wydarzyło się coś, co poróżniło pana z panią dyrektor Proszkowską. I było to coś dużego kalibru.
W oczach Maćka zalśnił błysk zrozumienia.
– Chyba wiem, o co panom chodzi. Ktoś wam rzucił hasło i nie powiedział, w czym rzecz. Tylko zasugerował, że miałbym powód do zamordowania szefowej?
Komisarz z aspirantem milczeli zgodnie.
Maciek najwyraźniej nie zamierzał niczego ukrywać.
– Panowie. Jeżeli chodzi o poróżnienie moje z panią Proszkowską, to nastąpiło ono w dniu, kiedyśmy się poznali. A potem tylko się pogłębiało. Natomiast numer z Krakowem wycięła mi taki, że każdy na moim miejscu poleciałby ją zabić w momencie, kiedy się wydało. Przepraszam, mogę wody?
Aspirant bez słowa podsunął mu szklankę i otwartą butelkę gazowanej nałęczowianki.
– W Krakowie rok temu szukali realizatora do zrobienia dużego festiwalu muzycznego. Trzy dni koncertów, trzy transmisje na ogólnopolską Dwójkę, na żywo, dzień po dniu. Dla każdego realizatora z ambicjami to po prostu wielka szansa. Wyzwanie, ale i szansa. Nie tylko finansowa, przede wszystkim zawodowa. Tamtejszemu producentowi ktoś polecił mnie. Byliśmy już po wstępnych rozmowach. Nieszczęściem nasza pani dyrektor gościła właśnie na festiwalu krótkich filmów, nie wiem, czy panowie się orientują, co roku w Krakowie się odbywa takowy… Nieważne. W każdym razie szefowa spotkała się w okolicznościach towarzyskich z tamtym gościem, on ją zapytał o mnie, bo mnie nie znał ani moich realizacji, a ona mu powiedziała, że jak na takie poważne przedsięwzięcie to ja jestem o wiele za cienki. On jeszcze nie był pewien, bo przecież ten, co mu mnie polecał, wiedział, że umiem zrobić koncert co najmniej przyzwoicie. Zresztą w Krakowie też już to i owo robiłem, tyle że dla innego producenta. Ale pani dyrektor się rozwinęła, nagadała mu niestworzonych rzeczy o tym, jak to ja pieprzę program za programem, że być może przeżywam jakiś tragiczny kryzys twórczy, nie wiem co jeszcze. No i gostek się wystraszył, pomyślał, że nawet jeśli kiedyś umiałem zrobić koncert, to teraz przestałem umieć, zadzwonił do mnie i wszystko odwołał.
– Jak pan się dowiedział, co było na rzeczy?
– Od znajomego krakowskiego operatora, który był świadkiem tamtego spotkania na szczycie. To dobry fachowiec i kilka razy ze mną pracował, więc się zdziwił, dlaczego ja tak nagle zgłupiałem i straciłem możliwości zawodowe. Wydało mu się to podejrzane, no i zadzwonił do mnie, żeby sprawdzić, czy to aby prawda.
– A pan co?
– A ja nic. Wyobraża pan sobie, że dzwonię do producenta i mówię, że moja pani dyrektor gada głupoty, bo po pierwsze jest głupia, a po drugie mnie nie lubi? Miałem poniekąd związane ręce.
– No tak. To rzeczywiście pani dyrektor wycięła panu niezły numer. I nigdy nie chciał pan się jakoś zrewanżować?
Realizator machnął ręką niecierpliwie.
– Pani dyrektor może mi… no właśnie. Szkoda mojego czasu na zajmowanie się głupią babą. Przepraszam, podobno o zmarłych nie powinno się źle mówić. Niestety, trudno mi o niej mówić dobrze. Poza tym wychodzę z założenia, że dłużej klasztora niż przeora. A ja jeszcze w zeszłym roku zrobiłem ładny koncert w Łodzi i posłałem go temu gostkowi z Krakowa, żeby miał takie moje małe demo. Oczywiście, żałuję tamtej okazji, ale trudno. Będą następne transmisje, nie takie to inne. A propos, czy mógłbym już się pożegnać?
– Jeszcze sekunda. I proszę tego nie traktować jak plotki. Ten ktoś, kto zasugerował nam, że pan mógłby mieć motyw, wspominał też o panu Solskim. Wie pan coś na ten temat?
Maciek zaśmiał się serdecznie.
– To chyba raczej Lilka Solska miałaby motywację, żona Rocha. Szefowa była pod dużym wrażeniem prezencji naszego przyjaciela, zauważyli panowie na pewno, że jest bardzo pięknym mężczyzną. Z tego co wiem, to pani Proszkowska po tym, jak zlikwidowała wspólny program morski Rocha i Wiki Wojtyńskiej, proponowała Rochowi, żeby sam coś takiego robił. Pod jej wysokim protektoratem. No i dawała do zrozumienia, na czym ten protektorat miałby polegać. Tylko że Roch jest nie tylko przystojny, ale na dodatek inteligentny, lojalny, no i ma dobry gust. Jakoś na panią dyrektor nie poleciał. Bardzo go tu lubimy, nawiasem mówiąc, i chyba z wzajemnością; Roch od łat z nami współpracuje. W każdym razie odmówił pani dyrektor, wtedy ona zaczęła wydzwaniać do niego do domu i namawiać Lilkę, żeby go przekonała do samodzielnej pracy telewizyjnej.
– A dla niego to nie była okazja do samodzielnego zabłyśnięcia?
Jemu chyba nie zależy na takich błyskach. Jak powiedziałem, był lojalny wobec Wiki, bo z nią robił program lata całe, poza tym on jest fachowcem wysokiej klasy, ma zawód, który lubi i którego uprawianie nie zależy od chwilowego widzimisię szefowej i od tego, czy ona czuje do niego sympatię, czy nie.
– Pani Solska byłaby zdolna do zabójstwa w obronie ogniska domowego?
Maciek roześmiał się ponownie.
– Lilka? Może gdyby coś zagrażało jej dzieciom, podobno w takiej sytuacji każda kobieta zdolna jest do wszystkie go. To bardzo miła osoba, spokojna i zrównoważona. Oni są małżeństwem kilkanaście lat i Lilka już się zdążyła przyzwyczaić do tego, że wszystkie baby lecą na jej męża. A propos lecą, ja bym też już poleciał, jeśli panowie nie mają już żadnych spraw…
Panowie nie mieli nic przeciwko i realizator oddalił się w kierunku mikrobusu, w którym siedziała już cała ekipa wyjeżdżająca do Wronek na mecz Amiki Wronki z Pogonią Szczecin.
Читать дальше