Tym razem byliśmy przygotowani na tip top. Dużą pomocą jest nasza zamrażarka. Kiedy mamy wycieczkę, nie bawimy się w indywidualne przygotowywanie jedzonka, tylko robimy obiad jak domowy. Dla wszystkich to samo. Tym razem zaordynowałam gościom gulasz i gołąbki. Nikt nie protestował. Doktora Kiryska podłączyliśmy do grupy, ale on chyba nawet nie wie, co jadł, bo bez przerwy gadał z Niemcami na tematy historyczne. Myślę, że on nawet kiedy śpi, śni o polsko-niemieckich stosunkach przygranicznych na przestrzeni dziejów.
Wiktor odmówił bicia piany – tak się wyraził, a miał na myśli produkcję masła w staroświeckiej kierzance, którą wymyłam i wyparzyłam tysiąc razy. Wiedziałam, że tak będzie. Wiktor całymi dniami teraz maluje, co Ewa ma mu bardzo za złe. Niech maluje. Masło mogłabym odżałować, chociaż sklepowe mało się różni w smaku od margaryny. Na szczęście nie musiałam niczego odżałowywać, bo niezawodny Janek wraz z dziećmi stworzył profesjonalną brygadę maślaną. Pracują na zmiany, jednocześnie oglądając jakieś okropne japońskie kreskówki w telewizji.
Takie masło to poemat. Emilka twierdzi, że jest równie liryczne jak Wiktora pogięte pejzaże.
No, nie wiem, czy one są takie pogięte.
W każdym razie Niemcy płakali ze szczęścia, kiedy dostali naszego masełka do drożdżowych bułek, które pieczemy z Ewą w dowolnych ilościach i na każde zawołanie.
Emilka
Niech mi nikt nie mówi, że wieś nie interesuje się polityką! Kundel Kiełbasińskiej nazywa się Binladen!
– Przedtem to on się nazywał Bury – powiadomiła mnie Kiełbasińska, kiedy kupowałam w sklepie szampon (zapomniałam przy hurtowych zakupach w Jeleniej). – Ale wredny się zrobił, zaczął mi sikać w mieszkaniu, to go na podwórko wygnałam, a to było jak raz we wrześniu tego roku, co to były te zamachy w Nowym Jorku, pani rozumie.
– Rozumiem, pani Kiełbasińska – już się nauczyłam mówić do ludzi po nazwisku, tak jak to jest tutaj przyjęte w kręgach osób starszych. – A on się na panią nie obraził?
Kiełbasińska roześmiała się szeroko (jakie ona ma cudne zęby! ciekawe, czy swoje), na znak, że zrozumiała i doceniła żart.
– On, pani, telewizji nie ogląda. Pilotem by się nie umiał posłużyć!
Wszyscy obecni w sklepie ryknęli śmiechem. Kudłaty i misiowaty Binladen w progu sklepu zamerdał ogonem. Tylko sklepowa Rybicka coś tam warknęła pod nosem. Ona nas nie znosi od samego początku, ale teraz już wiem, dlaczego. Podobno kocha się w Łopuchu, który jest mężczyzną w kwiecie wieku i urody. I jest to ciekawostka przyrodnicza, bo przecież Rybicka ma swojego Rybickiego, którym pomiata, a Łopuch ma swoją Łopuchową, której perły i róże pod nogi ściele – tak w każdym razie utrzymują marysińskie baby.
Kiedy wróciłam z tym szamponem, w domu kwitła świeżutka sensacja.
Kajtek, który pomagał naszym panom zdzierać tapety w ostatnim nieodremontowanym pokoju dla gości, awaryjnym w zasadzie, takiej kliteczce na poddaszu, znalazł tajną skrytkę w ścianie. W każdym razie tak twierdził, gromkim głosem zwołując wszystkich domowników.
– Tu jest pusto w środku, tato, Wiktor, powiedz im, powiedz!
Janek z Wiktorem z poważnymi minami opukiwali jakiś kawałek ściany. Kajtek tańcował dookoła nich, wydając coraz to nowe okrzyki.
– Tato, popatrz, tato! Tu jeszcze jest niemiecka gazeta! Te tapety nie były wymieniane od przed wojny! Tu jest skarb niemiecki! Tato!
– To co, walimy? – Wiktor, porwany entuzjazmem Kajtka już podnosił rękę z jakimś potwornym młotkiem.
– Poczekajcie. – Lula, jak zwykle, była głosem rozsądku. – Trzeba zawołać babcię, ona będzie wiedziała więcej. – Kajtek, leć po babcię!
Widać było jednak, że Kajtka w żaden żywy sposób nie da się odspawać od ukochanej ściany. Poszedł, oczywiście, Janek, w słusznym zamiarze udzielenia babci pomocy na stromych schodkach. Pozostali na górze oddali się spekulacjom na temat, co też stary dziedzic mógł zamurować w ścianie…
– On pewnie wcale nie był stary – oświadczyła Ewa. – Zamurował rodowe srebra, bo mu żona kazała. Bali się, bo front nadchodził…
– A tu w ogóle był jakiś front? – powątpiewała Lula. – Tu chyba Rosjanie weszli jak do siebie…
– No właśnie. – Wiktor skrobał paznokciem w oderwaną tapetę, spod której wyłaziły niemieckie litery, najwyraźniej z jakiejś gazety, przyklejonej dla gładkości. – Ja wam mówię, kobiety, że on nie srebra tu schował, bo ta skrytka jest za mała, żeby w niej się zmieściły jakieś nakrycia. Tu jest kasetka z kosztownościami pani baronowej, czy hrabiny, czy jak jej tam, Von und Zu. Klejnoty, dziewczynki, klejnoty! Złoto i diamenty!
Dobrze, że Janek poszedł na dół, bo cała ta gadanina o klejnotach mogła go zdenerwować. Miał prawo doznać paskudnych skojarzeń. Natomiast Ewa miała gwiazdy w oczach, moja przytomna zwykle Luleczka wstrzymała oddech, nawet Jagódka powiedziała coś w rodzaju: ja pierniczę. Chyba ją Kajtek uczy złych manier. Kajtek wyciągnął z jakiejś podręcznej narzędziowni drugi, jeszcze większy młotek i był gotów do czynu.
No, nie będę udawała, że mnie się nie udzieliło…
Babcia przyszła do nas, z wydatną pomocą Jasia, mocno sapiąc.
– A niech to – mamrotała z niezadowoleniem. – Jeszcze niedawno wbiegałam tu jak dziewczyna. Starość nie radość, śmierć nie wesele…
– Babciu, co babcia za bzdury gada – ofuknęła ją Lula. – Niech nas babcia nie denerwuje!
– To tylko takie powiedzonko – uspokoiła ją babcia. – No co się stało, dzieci, coście znaleźli? Janek strasznie tajemniczy, nie chciał mi zdradzić, ale mówił, że sensacja. No to jaka sensacja?
– Babciu – wyrwał się Kajtek, który nie mógł już wytrzymać. – Znaleźliśmy tajną skrytkę! Tu nie było nigdy ruszane! Babcia popatrzy, niemieckie gazety!
– Faktem jest – potwierdził Wiktor – że jak pukamy, to ta ściana wydaje taki głuchy odgłos, babcia posłucha…
Puknął ostrożnie młotkiem w ścianę. Ściana posłusznie wydała głuchy odgłos.
– Tu są skarby – pisnęła Jagódka. – Klejnoty babronowej! Babciu, co to jest babronowa? Ona nosiła koronę? I berło?
– Walić?
Wiktor zastygł w pozie pytającej, z uniesionym młotem w dłoni. Lula patrzyła na niego z nieukrywanym zachwytem. Naprawdę, piękny był jak młody bóg.
Babcia westchnęła. Oczy wszystkich były zwrócone na nią. Czekaliśmy na hasło, gotowi do demolki.
– Nie walić.
– Jak to, babciu? – Kajtek omal nie zapłakał z rozczarowania. – Jak to, nie walić? Przecież tu jest skarb!
– Nie ma skarbu, synku.
Wszystkim nam ręce opadły. Wiktor próbował protestować.
– Babciu, przecież ta niemiecka gazeta…
– Przyjrzyj się jej, Wiktorku, dokładnie – poradziła babcia cierpko. Wiktor runął do zwisających ze ściany strzępków, zdarł jeszcze kilka pasków starych tapet w różne kwiatki i zbliżył nos do ledwo czytelnych liter.
Powłaziliśmy mu na głowę, bo każde z nas chciało pierwsze coś odczytać.
– O cholera – szczęśliwym odkrywcą był Janek. – Tu jest o towarzyszu Honeckerze…
– Mam tytuł – wrzasnął Kajtek. – Mam tytuł! Co to za litery dziwne takie?
– „Berliner Zeitung” – przeczytała Ewa. – To gotyk, Kajtusiu. Czekaj, tu musi być data. Łeeee… Babciu, skąd wiedziałaś?
– Bo ja sama te gazety tu kleiłam, razem z Kazimierzem moim, świeć Panie nad jego duszą. Jacyś Niemcy u nas byli, na koniach i ta gazeta po nich została. Jakbyście odkleili w innym miejscu, to dalej przeważnie są „Nowiny Jeleniogórskie”.
Читать дальше