Antoni Libera - Madame

Здесь есть возможность читать онлайн «Antoni Libera - Madame» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Madame: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Madame»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść jest ironicznym portretem artysty z czasów młodości, dojrzewającego w peerelowskiej rzeczywistości schyłku lat sześćdziesiątych. Narrator opowiada o swoich latach nauki i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą, która uczyła go francuskiego i dała mu lekcję wolności. Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, a także rozrachunek z epoką peerelu. Tradycyjna narracja, nie pozbawiona wątku sensacyjnego, skrzy się humorem, oczarowuje i wzrusza.

Madame — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Madame», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ojca doktora Montenia! – syknąłem zdesperowany.

– To znaczy, chciałam powiedzieć: ojca doktora Montenia – zabębniła ze złością palcami w blat biurka, po czym zaległa cisza, a ja przymknąłem powieki i zacisnąłem kciuki. – Dziękuję, dziękuję bardzo – znów usłyszałem jej głos i trzask odkładanej słuchawki. – Tak, ma na imię Konstanty. I to jest ostatnia rzecz, którą dla ciebie dziś robię. My tutaj pracujemy.

– Doprawdy, nie wiem, jak pani dziękować! – zerwałem się z miejsca i pocałowałem ją w rękę. – I pani również – poskoczyłem ku drugiej sekretarce. – A teraz już nie przeszkadzam, już mnie nie ma, już nie ma! – dopadłem drzwi jednym susem. - Au revoir, mesdames!

Kiedy puszczałem klamkę, stojąc na korytarzu, mych uszu doszedł jeszcze stłumiony głos Najważniejszej:

– Boże, co za dziwadło! Jaki czort go tu nasłał!

9. Dzwonię dzisiaj do pana w nietypowej sprawie

Zająwszy mój ulubiony kącik przy tylnych drzwiach autobusu, stanąwszy tam, jak zwykle, plecami w kierunku jazdy (by nie mieć przed oczami tłoczących się pasażerów, lecz – poprzez tylną szybę – perspektywę ulicy), zacząłem porządkować w głowie wyniesione łupy.

Rzecz, która wyszła na końcu wizyty w dziekanacie – że ktoś z roku Madame, ktoś kto z nią razem studiował, jest prawie na pewno synem mojego Alpinisty – przyćmiła w znacznym stopniu pozostałe trofea, jak data urodzenia czy tytuł dysertacji. Czymże bowiem były owe suche, urzędowe dane wobec soczystej wiedzy czerpanej prosto z życia, jaką z pewnością posiadał pan Jerzy Bonawentura, do którego wspaniałomyślny los otwierał mi oto drogę? W najlepszym razie – namiastką.

Tak, ale otwarta droga do bogatego źródła – to tylko dana mi szansa. Trudno przecież założyć, że syn pana Konstantego na samo moje nazwisko albo na sam mój widok zacznie jak nakręcony mówić, co wie o Madame. To trzeba dopiero wywołać. No właśnie, ale jak? Przecież nie zapytaniem wprost! – Że znów będę musiał coś grać, to było dla mnie jasne. Na razie jednak nie świtało mi nawet, jaka to będzie komedia. Jedyne, co wiedziałem, to że początek akcji wiedzie przez Alpinistę.

Wieczorem, po kolacji, gdy rodzice w stołowym słuchali „Wolnej Europy”, wyniosłem stamtąd telefon (że niby nie chcę przeszkadzać), podłączyłem go w swoim pokoju i zamknąwszy za sobą wszelkie możliwe drzwi, wykręciłem znajomy numer do pana Konstantego.

– Dzwonię dzisiaj do pana w nietypowej sprawie – przystąpiłem do rzeczy po wymianie wstępnych grzeczności.

– Słucham, w czym mogę ci pomóc?

Nawet jeszcze w tej chwili nie miałem jasności, jakie wybrać „otwarcie”. Rozsądek nakazywał, aby mimo wszystko upewnić się na początku, czy drogocenny doktor z wydziału romanistyki rzeczywiście jest synem mojego rozmówcy. Poszedłem jednak na wariant nieco śmielszy.

– Pan Jerzy dalej pracuje na uniwersytecie… – spytałem w oznajmującym trybie, jakbym nawiązywał do czegoś, co było mi wiadome.

– Pan Jerzy? – powtórzył zdziwiony. Struchlałem. Więc jednak nie! Cóż za fatalny traf!

– No, pana syn – wybąkałem, z trudem panując nad głosem.

– Ach, chodzi ci o Jerzyka! – Odetchnąłem z ulgą, a on kontynuował: – Nazwałeś go tak poważnie, że aż nie zrozumiałem, o kogo może ci chodzić. Oczywiście, uczy dalej w tej szkółce.

– W szkółce? – znowu poczułem niepokój.

– No a czymże jest dzisiaj ten cały uniwersytet, jak nie najzwyklejszą freblówką! To nawet nie gimnazjum! Uniwersytet to był przed wojną. A teraz… ech, szkoda gadać!

– Poważnie, tak niski jest poziom? – uderzyłem w ton troski.

– Mówię ci, szkoda słów.

– Dobrze, że pan mi to mówi, bo dzwonię poniekąd w tej sprawie. Jak pan, być może, pamięta, kończę w tym roku szkołę i oto nadszedł czas wyboru kierunku studiów. Otóż myślę ostatnio o filologii romańskiej. Ale mam wątpliwości. Waham się, krótko mówiąc. Przyszło mi więc do głowy, że pan Jerzyk – wprowadziłem skwapliwie poznane przed chwilą zdrobnienie – jako wykładowca, a zwłaszcza jako absolwent tego słynnego wydziału, mógłby mi służyć radą. Sądzi pan, że jest to możliwe?

– Rzekłbym, że nawet wskazane – powiedział sardonicznie.

– To świetnie. Z góry dziękuję. Tylko jeszcze jedno… – zawiesiłem głos.

– Tak?

– Prosiłbym o dyskrecję. Zwłaszcza wobec rodziców. Moje humanistyczne mrzonki szalenie ich denerwują. Chcieliby, żebym zdawał na jakiś wydział „ścisły”.

– Po prawdzie, mają rację.

– Wiem, że pan z nimi trzyma, niemniej bardzo bym prosił…

– Zgoda, nie powiem im. Uprzedzam cię jednak lojalnie, że zrobię, co w mojej mocy, aby cię Jerzyk zniechęcił. Zresztą, nie będę musiał specjalnie się wysilać. I tak to zrobi, beze mnie. Ma jak najgorszą opinię o całym tym interesie.

– Wysłucham jego zdania z największą uwagą. I wezmę to sobie do serca. Sądzę, że ważną rolę w podjęciu przeze mnie decyzji mogą odegrać wspomnienia z okresu jego studiów. To dla mnie jest bardzo ważne, poniekąd decydujące. A zatem, kiedy i gdzie?

– Jerzyk w następną niedzielę przychodzi do mnie na obiad. Przyjdź, powiedzmy, o piątej. Będzie do twej dyspozycji.

– Dziękuję. Do zobaczenia – odłożyłem słuchawkę i wyczerpany opadłem na łóżko.

Przez kolejne dni, niczym szachista przygotowujący się do arcyważnego pojedynku, ćwiczyłem w wyobraźni czekającą mnie wkrótce rozmowę, wynajdując rozmaite posunięcia i całe kombinacje, by w każdej sytuacji mieć jakiś punkt odbicia. Że interesujący mnie temat prędzej czy później wypłynie, to było oczywiste. Nie mogło nie paść pytanie, kto uczy mnie francuskiego. Więcej, aż narzucała się myśl, że padnie ono od razu, na samym początku spotkania. A nawet gdyby nie padło, to jeszcze żadne nieszczęście, bo przecież bardzo łatwo można je sprowokować.

No dobrze, ale co dalej? Co zrobić, jeśli pan Jerzyk, z jakiegokolwiek powodu, w ogóle nie zareaguje na nazwisko Madame? Gdy przejdzie nad nim do porządku dziennego – jakby nigdy o nim nie słyszał? Oczywiście, zawsze można podjąć działanie zaczepne, rzucając niby od niechcenia, powiedzmy, takie pytanie: „Nie zna jej pan przypadkiem?” Lecz to – to już ostateczność. Przede wszystkim należało uważać, aby się nie odsłonić; by nie padł cień podejrzenia, że węszę za czymś innym. Myśl, że ktoś mógłby odkryć moje prawdziwe intencje i powziąć przypuszczenie, że jestem w niewoli Madame, wprawiała mnie w istny popłoch i przenikała strachem, który mnie obezwładniał.

Wstyd – oto tyran mej duszy, nieprzyjaciel poznania, wymuszający na mnie działanie pod pseudonimem, w konspiracyjnym przebraniu.

Ach, żeby tak pan Jerzyk, na samo hasło nazwiska, bez żadnej zachęty z mej strony, dał się ponieść wspomnieniom i popadł w trans narracyjny, snując przed mymi uszami jedną historię za drugą z życia młodej Madame – byłoby to cudowne! Słuchałbym tego wszystkiego z udaną obojętnością, rzucając tylko czasami podtrzymujące „no, no…” a nawet nieco śmielsze „naprawdę? coś podobnego!” – Niestety, liczyć na to – znaczyło oddawać się mrzonkom.

10. Pieśń Wodnika i Panny

Czas dzielący mnie od wizyty u pana Konstantego i spotkania z Jerzykiem upłynął mi również pod znakiem pokusy (a także walki z nią), by zrobić jakiś użytek z tego, co już wiedziałem.

Na kolejnej lekcji francuskiego miejsce rutynowej konwersacji zajęła głośna lektura popularno-naukowego artykułu w jakimś bajecznie kolorowym periodyku, na temat budowy kosmosu. Madame wypisywała na tablicy kluczowe pojęcia, takie jak „Układ Słoneczny”, „Wielki Wóz”, „Droga Mleczna”, które należało notować w zeszycie. W sumie uzbierało się w ten sposób dobrych kilkanaście nowych wyrazów. Na koniec zadała wypracowanie do domu. Trzeba było napisać coś na dowolny temat związany z kosmosem lub kopułą niebieską, tak aby jeszcze poszerzyć zasób słów z tej dziedziny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Madame»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Madame» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Madame»

Обсуждение, отзывы о книге «Madame» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x