Andrzej Mularczyk - Nie ma mocnych

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Mularczyk - Nie ma mocnych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Nie ma mocnych: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nie ma mocnych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Komedia obyczajowa, kontynuacja losów dwóch rodzin zabużańskich, osadników na Dolnym Śląsku, którzy po latach szukają męża dla swej wnuczki, by zdobyć następcę do swojego gospodarstwa. Stary Pawlak, ciężko chory, musi przekazać swą ziemię. Ale starszy syn Witia, ożeniony z Jadźką Kargulówną, więcej gruntów uprawiać nie może, młodszy zaś, Paweł, jest pracownikiem naukowym we Wrocławiu. Cała nadzieja we wnuczce, osiemnastoletniej Ani. Pawlak i Kargul postanawiają ją wydać za mąż za młodego technika mechanizacji rolnictwa Zenka. Ich przemyślna intryga doprowadza do szczęśliwego finału – młodzi pobiorą się, a ziemia zostanie w rodzinie.

Nie ma mocnych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nie ma mocnych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Noc już rozrzedzała się przeczuciem świtu, kiedy Ania stromą ścieżką zsunęła się na dół wyrobiska kamieniołomów i stanęła przy brzegu sporego zalewu. Od groźnie milczącej toni szedł nieprzyjemny chłód. Wiedziała, że jest tu głębia, która nie da jej szans ratunku, nawet gdyby w ostatnim odruchu chciała ocalić swe młode życie. Musiała tylko znaleźć się na środku tej zielonej wody, która teraz wyglądała jak lustro pokryte czarną krepą.

Łódź tkwiła na wpół na skalistym brzegu. Ania zepchnęła ją na wodę. Przezornie wrzuciła do środka krypy spory ułomek skalny: pomoże jej już na środku wody wybić w dnie dziurę, by mogła zatonąć razem z tą smołowatą trumną. Odepchnęła się długim drągiem i z cichym pluskiem wypłynęła na wodę. Po jej grzbiecie przebiegł dreszcz. Lustro wody było gładkie, zimne i mroczne. Uniosła głowę i widok groźnie wiszących ze wszystkich stron skalistych ścian sprawił wrażenie, że już jest na dnie piekła. Była w tej chwili sam na sam ze swym okrutnym losem, którego nie była w stanie udźwignąć. Łatwiej jej poszło z kamieniem. Uniosła go nad głową i rzucając z rozmachem na dno łodzi, wybiła w nim sporą dziurę.

Ledwie umilkł głuchy trzask pękających desek, a posłyszała bełkot wlewającej się do łodzi wody. Już sięgała jej stóp, już lizała łydki. Nagły skurcz strachu sparaliżował ją do tego stopnia, że upuściła do wody drąg, którym mogłaby jeszcze skierować krypę ku brzegowi. Woda bulgotała teraz wesoło. Łódź przekrzywiła się w prawo. Ania cofnęła się do tyłu, aż nogi podcięła jej ławeczka.

Opadła na nią ciężko…

Nikt, nikt nie będzie świadkiem tego, jak żegna się z życiem! Nikt nie usłyszy jej wołania o pomoc! Te kamieniołomy staną się jej grobem, a żywi szybko zapomną, że oto odeszła ze świata wierna czytelniczka „Filipinki”, dziewczyna, która nie zaznała miłości, nie zdążyła mieć ani kochanka, ani męża…

Kiedy tak rozliczała się ze swym życiem, usłyszała nagle w tej ciszy przedświtu warkot nadjeżdżającego samochodu. Sunął górą, drogą wśród skalistych występów, uderzając co chwila w kamienne ściany, bo aż tu na dół dochodził zgrzyt wgniatanej blachy.

„Warszawa” dyrektora Pilcha stoczyła się chwiejnie krętym zjazdem w stronę niecki, którą tworzyło dno kamieniołomów. Kierownica wysunęła się z rąk kierowcy i samochód wyrżnął pyskiem w głaz, który nie pozwolił „warszawie” stoczyć się do wody. Głowa dyrektora bezwładnie opadła na klakson, którego buczenie odbijało się zwielokrotnionym echem wśród ponurych ścian kamieniołomu.

Zenek dopiero po chwili zderzenia z przeszkodą rozstał się z obrazem dziewczyny, w której się zachwycił. Ocknął się na podłodze „warszawy”, wklinowany między siedzenia. Klakson jęczał, Pilch z łagodnym uśmiechem spoczywał głową na kierownicy jak na poduszce.

Zenek kopnięciem otworzył drzwi. Na czworakach wydostał się na zewnątrz i nie podnosząc się, rozejrzał się naokoło, nie wiedząc, czy tkwi jeszcze wewnątrz swego snu, czy też w nagły i niespodziewany sposób powrócił do rzeczywistości.

„Warszawa” stała, wbita maską w głaz.

Dyrektor Pilch spał teraz snem sprawiedliwego, uzyskawszy szansę na niezbite alibi.

Zenek ostrożnie uniósł głowę kierowcy z kierownicy. Sygnał ustał.

W nikłej poświacie nadchodzącego świtu poznał w sprawcy wypadku dyrektora Pilcha. Nigdy by go nie posądzał o tak dalece posunięty alkoholizm.

Od środka wodnej toni dobiegło rozpaczliwe wołanie: „Ratunkuuuu! – głos dziewczyny wibrował przerażeniem. – Ja tonę”…

Głos odbijał się od skał, wracał do Zenka podwojony, atakował go ze wszystkich stron i znów mu się zaczęło wydawać, że chyba to wszystko, co się dzieje, jest dalszym ciągiem snu. Ale kiedy zrobił kilka kroków, poczuł, jak prawdziwa woda wlewa mu się do półbutów. Woda była zimna, aż dreszcz przebiegł mu po krzyżu. A może to od tego rozpaczliwego wołania, dochodzącego stamtąd, skąd dobiegał też plusk wody.

– Kto tam? – na wszelki wypadek rzucił w ciemność pytanie.

– To ja! Anna Pawlak! – dosłyszał zduszony przez wodę krzyk dziewczyny. – Tonę…

Tak jak stał, rzucił się wpław, w tę stronę, z której dochodził już tylko bulgot wody. Wołanie o pomoc ustało. Mimo szarówki obok przewróconej do góry dnem wielkiej krypy zobaczył wystającą z wody rękę, która jakby kiwała światu na pożegnanie. Dał nura i ramieniem podparł idącą już na dno dziewczynę.

Kiedy ją wyniósł na brzeg, głowa Ani zwieszała się w dół, a jej fryzura „afro” rozkręciła się i woda ciekła z włosów strumyczkami.

Przewiesił jej bezwładne ciało przez kolano, aż z ust Ani chlustnęła woda. Wtedy przywarł ustami do jej ust i dmuchnął w nią tyle powietrza, że jej piersi pod mokrą bluzką uniosły się i wyglądały jak dwa gołębie, które pragną wzbić się w powietrze.

I wtedy dopiero, czując usta Zenka na swoich ustach, Ania pomyślała, że czasem warto się żegnać z życiem, by mieć szansę takiego przywitania…

„Każdy jest bohaterem jednego filmu, w którym gra główną rolę. Czy to nie było jak w kinie? Kiedy woda zaczęła się wlewać do łódki, tak strasznie chciałam ocalić swe życie, jak Irma chciała zdać egzamin – nawet za cenę uwiedzenia. Po jej poprzednim doświadczeniu (kiedy to żaden z jej „narzeczonych” nie zjawił się przed szpitalem, w którym podobno leżała z amputowaną nogą) powiedziałam sobie, że ja uwierzę tylko temu, kto wyrwie mnie z głębiny piekła, spod kół lokomotywy albo spod lodu, gdybym się topiła. A mówią, że marzenia o miłości spełniają się tylko w kinie, bo w życiu sam grasz główną rolę, ale i sam płacisz za bilety. (Tak powiedział magister Palimąka, kiedy chciał mnie przekonać, że warto zgrzeszyć, by móc potem otrzymać rozgrzeszenie). A jednak w moim życiu było wszystko jak w cudnym filmie. Żyję, żyję, żyję… Dziś jakby urodziłam się po raz drugi.

Dla kogo?”

Tym znakiem zapytania kończyła się strona pamiętnika cudem ocalonej Anny Pawlak, zapisana przez nią jeszcze tego samego dnia.

Ktoś, kto mając 18 lat stawia takie pytania – wiadomo, że zna na nie odpowiedź. Tego dnia od świtu do zmierzchu zaszło tak wiele, że starczyłoby tego na cały numer „Filipinki”: z samobójczyni zmieniła się w cudownie ocaloną; z rozgoryczonej niezrozumieniem świata – w zachwyconą jego urodą; z posiadaczki niemodnej już fryzury „afro” – w dziewczynę z prostymi włosami. Kiedy jej głowa znalazła się pod wodą, właśnie za te skręcone sprężynki włosów uchwyciła ją mocarna ręka ratownika. Kiedy już w domu dziadka Kazimierza spojrzała w lustro, stwierdziła ze zdumieniem, że jej włosy rozprostowały się, miękko spływają aż do ramion. Pojęła wówczas, że oto znowu wróciła do siebie takiej, jaką była przed próbą zdobycia szturmem bram wielkiego świata…

Kaźmierz Pawlak zobaczył w Ani nie tylko tę zewnętrzną zmianę.

Najpierw, kiedy bladym świtem zajechała na podwórze sfatygowana i potrzaskana „warszawa” dyrektora Pilcha – pomyślał, kipiąc ze złości, że ten przeklęty sprawca jego dramatu przekracza granice bezczelności: jakim prawem ładuje się maszyną prosto na jego podwórze?! Przebierając szybko krótkimi nogami dopadł samochodu, by prosto w twarz dyrektora wykrzyczeć ostrzeżenie, że jak będzie się na jego podwórzu szarogęsił, koniosraj jeden, to czyjaś tu głowa spadnie! Nagle zdrętwiał: zza kierownicy samochodu wyskoczył potężny chłopak, w którym Pawlak z trudem rozpoznał owego stażystę, którego wójt Fogiel usiłował mu wcisnąć na sublokatora.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Nie ma mocnych»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nie ma mocnych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Gumulak - Pełnia
Andrzej Gumulak
Andrzej Mularczyk - Sami Swoi
Andrzej Mularczyk
Andrzej Mularczyk - Kochaj albo rzuć
Andrzej Mularczyk
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Sandra Mularczyk - Die nackte Wahrheit
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Mein Trauma und ich
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Eine bunte Regenbogen-Welt
Sandra Mularczyk
Sandra Mularczyk - Autismus und Meltdown
Sandra Mularczyk
Отзывы о книге «Nie ma mocnych»

Обсуждение, отзывы о книге «Nie ma mocnych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x