Waldemar Łysiak - Cena

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Cena» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Cena: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cena»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Autor pragnie rozprawić się z tzw. 'wyborem mniejszego zła', a więc z problemem etycznym, dyskutowanym od stuleci przez wszelkich mędrców i demagogów, i ze zjawiskiem psychospołecznym, realizowanym od stuleci przez jednostki i każdą władzę, tak autokratyczną, jak demokratyczną. Cała akcja rozgrywa się w trakcie długiej i dramatycznej wieczerzy, w jednym pomieszczeniu, które staje się klatką bez wyjścia dla biesiadników. Cokolwiek nie zrobią zostaną skażeni grzechem. W tej powieści dominują kwestie uniwersalne, ale nie brak również analizy ściśle polskich problemów.

Cena — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cena», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Brus zaklaskał, jakby siedział na widowni teatru, i odezwał się cierpko:

– Wreszcie rozumiem, dlaczego z taką łatwością wygrywał pan wszystkie sprawy swoich klientów, panie mecenasie!

Krzyżanowski otworzył usta, by udzielić riposty, jednak wstrzymał się, gdyż zobaczył Hanusza wracającego do stołu. Hanusz, blady jakby wypompowano mu krew, nie tyle siadł, ile osunął się na swoje krzesło, a głowa opadła mu na ręce trzymające krawędź blatu. Robił wrażenie człowieka, który zasłabł lub któremu gwałtowny ból odbiera przytomność.

– Co panu jest, doktorze?! – krzyknęli Kortoń, Hawryłko i Bartnicki.

– On tu kipnie, cholera!… – zaklął Godlewski.

Ksiądz wziął serwetę i wachlował Hanusza, Sedlak wlał mu do gardła trochę płynu, a Stań-czak zapytał urzędowym tonem:

– Przepraszam, czy na sali znajduje się lekarz?

Dowcip był szczególnie brzydki, więc kilkanaście źrenic spiorunowało profesora, a Malewicz zrugał go:

– Wstydź się pan, profesorze! To wcale nie było śmieszne, ale pan zdaje się uwielbia tańczyć na cmentarzu! Całe to spotkanie jest owiane grozą śmierci, co panu nie przeszkadza raz za razem błaznować, dowcipkować…

– Bo „życie jest tak okrutne, iż nie można traktować go serio", jak się wyraził Wilde, kochany panie radco.

– Ale pan się posuwa do ostateczności, profesorze! – wsparł Malewicza Brus.

– Że jak?

– Do ostateczności!

– Bzdura! Nikt nie posuwa się do ostateczności, ostateczność nie istnieje. Ktoś, kto twierdzi, że dalej posunąć się nie można, klepie frazes, kochany pigularzu. Można, zawsze można, niewykluczone, iż jeszcze dzisiaj sami przekonacie się o tym.

Doktor Hanusz uniósł brodę, rozwarł powieki i odsunął ręką serwetę majtającą mu przed czołem. Mówił cicho, głosem bardzo słabym:

– Już w porządku, nic mi nie jest… nic mi nie jest, proszę panów…

– Na pewno, doktorze?… – spytał Bartnicki. – Myślałem, że pan ma zawał.

– Nie, nie… Jestem tylko trochę zmęczony, mało spałem. Przez ostatnie dwie noce musiałem operować… Już w porządku.

Godlewski podał medykowi kieliszek z nalewką. Hanusz wypił do dna, a ci, którzy stali wokół niego, rozeszli się ku swoim krzesłom; został tylko Brus.

– Odwiozę pana, doktorze. Chodźmy. Hanusz pokiwał przecząco głową.

– Dziękuję, panie Zygmuncie.

– Więc chce pan tu zostać?!

– A pan wychodzi? – spytał redaktor Kłos.

– Tak, nie będę dłużej brał w tym udziału.

– No to jest nas już dwóch, bo ja również nie będę brał w tym udziału! – przyłączył się Sedlak.

– Panowie – perswadował Krzyżanowski -nie biorąc udziału, nie zapobiegniecie temu, co określacie jako zło…

– Daruj pan sobie tę gadkę! – warknął Sedlak. – Mdli mnie już przez słuchanie tego! Nie chcę dłużej dyskutować z ludźmi, którzy zapomnieli o człowieczeństwie, o elementarnych…

– Teraz usłyszymy cytat z Marksa o człowieczeństwie człowieka! – parsknął Kortoń. -Co prawda według Karola Marksa wyznającego Karola Darwina człowiek pochodzi od małpy, jednak w ramach „walki klasowej" winien…

– Nie! Usłyszycie tylko, że mam już dosyć tego sabatu! A mam dosyć, bo nazywam się Sedlak! Nie wiem jak pan, panie Kortoń, lecz ja nie znalazłem swojego nazwiska na śmietniku!

– Znalazł je pan pewnie w kominternowskim rozdzielniku lewych nazwisk dla towarzyszy partyjnych wykonujących zleconą krecią robotę…

Sedlak rzucił się do adwersarza, pomstując:

– Ty skur…

– Panowie! – huknął Tarłowski. – Proszę mi tu nie robić ringu z mojego pałacu! Jedna bójka starczy! Proszę siadać!

Przodownik Godlewski odepchnął Sedlaka od Kortonia i wskazał im puste krzesła niczym funkcjonariusz dyrygujący na skrzyżowaniu ruchem. Siadając poczmistrz wrócił do frazy, którą mu przerwano:

– Nie dam szargać mego nazwiska, i sam też nie będę go szargał! Gdybym się zgodził na to, czego żąda Muller, mój ojciec wstałby z grobu i dałby mi po pysku!

– Amen! – przytaknął zjadliwie wicedyrektor szkoły. – Pański ojciec już dawno winien pana solidnie złoić po pysku! Dobrze jednak, iż wciąż się pan go boi. Dzięki temu zachowa pan nie tylko proletariacką godność, lecz i kanoniczną świętość, przynajmniej dzisiaj.

– Cokolwiek zachowam, będzie to dużo więcej niż pan, panie Mertel, przejął od swego starego, który podobno był człowiekiem bardzo przyzwoitym.

Mertla to zdanie nie rozgniewało. Zrobił minę tak zamyśloną, jakby ujrzał swego ojca blisko stołu, i rzekł łagodnym głosem:

– Mój ojciec, panie Sedlak, nauczył mnie czegoś innego, czegoś, co się pewnie panu nie spodoba, i czego w ogóle pan nie zrozumie, wiec zinterpretuje to pan jako propagowanie łajdactwa, ale opowiem panu. Mój stary twierdził, że bycie człowiekiem polega na unikaniu szukania doskonałości, i na nie praktykowaniu moralnego ascetyzmu, bo płaci się za to w życiu zbyt wielką cenę. Twierdził, że taka ludzka ułomność jest czymś lepszym niż świętość, której trzeba się wystrzegać bardziej od nikotyny i alkoholu. Zanim pan…

– I tego samego naucza pan swoich uczniów, panie pedagogu? – wtrącił się Sedlak, lecz Mertel nie przerywając dokończył ostatnie zdanie:

– … Zanim pan włoży aureolę na czółko, niech pan chociaż wysłucha co proponuje mecenas Krzyżanowski.

Sedlak lekceważąco strzepnął dłonią okruch ze stołu i poszukał wzrokiem wsparcia u Malewicza. Ten przybrał minę człowieka rozdartego:

– Panie naczelniku, ja też mam… lub raczej miewam… ochotę wyjść, lecz…

– Jak to miewam?

– Bo raz mam ją, a raz nie, biję się z myślami.

– Co tu jest do bicia się z myślami?! Sprawa jest prosta, panie radco!

– Widocznie nie jest taka prosta, gdy tylko niektórzy z nas chcą wyjść, a wciąż nikt nie wyszedł. Ja nie biję się z myślami dlatego, bym miał wątpliwości co do moralnej oceny żądania Mullera i akceptacji tego żądania. Biję się z myślami, bo zastanawiam się nad czymś innym. Wyjść jest łatwo. Lecz czy nie należy zostać, choćby dlatego, by nie zostali tu sami zwolennicy podporządkowania się makiawelizmowi Mullera? Zostać i przekonać ich, że się mylą?

– Panie radco, z tej samej przyczyny ja nie wyszedłem, tylko wróciłem do stołu – rzekł Hanusz.

– I ja, i ja, bracia, po to właśnie wciąż tu jestem – oznajmił ksiądz Hawryłko.

– A ja, nim podejmę decyzję, chciałbym, żeby pan mecenas był łaskaw wytłumaczyć nam co oznaczałoby mniejsze zło w naszym przypadku – zadeklarował redaktor Kłos. – Bo te szpitalne przykłady z lekarstwami i operacjami to zupełnie inna bajka, to mnie nie przekonało, panie mecenasie.

– Wyjaśnię panu, i nie tylko panu – ucieszył się Krzyżanowski. – Kolegów, którzy już zamierzają iść, proszę o cierpliwość. Jeżeli was nie przekonamy, wyjdziecie później, siłą nikt was nie będzie trzymał. Jak słusznie podniósł pan radca Malewicz – wyjść jest najłatwiej…

– Lub najtrudniej – skorygował ksiądz. – Dużo łatwiej jest mówić, gdy dostało się obrotny język. Sądzę, bracia…

W tej chwili profesor Stańczak uznał się za wyzwanego:

– Ksiądz ma na myśli kazania coniedzielne? Hawryłko nie dał się wybić z konceptu:

– … Uważam, że nie powinniśmy nawet mówić o tym, bracia, nie powinniśmy dyskutować o tym, nie powinniśmy przykładać rąk…

Ale profesor nie należał do retorów, których można bezkarnie zagłuszyć:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Cena»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cena» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Kolebka
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Cena»

Обсуждение, отзывы о книге «Cena» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x