A z czego spowiadają się księża? Jak wyglądają ich spowiedzi??? Są z pewnością bardziej profesjonalne i rzeczowe. Dotyczą w 90% sfery seksualnej, bo trudno żeby „głodny” nie myślał o chlebie albo nie próbował go sobie w jakiś sposób zorganizować. Księżowskie spowiedzi bywają również nierzadko głębokie i refleksyjne. Szary zjadacz chleba zwykł patrzeć na kapłanów jak na ludzi wielkiej wiary, idących przez życie pod rękę z Panem Bogiem. Tymczasem wielu księży podczas spowiedzi odkrywa i ujawnia swoje wielkie wątpliwości, a niekiedy zupełny brak łączności z Bogiem. Zwątpieniem napawa ich zwłaszcza sens własnego posłannictwa. Ich życie to przecież ciągła gra, udawanie, pozory. Głoszą homilie, kazania i nauki sprzeczne z osobistymi przekonaniami. Przytaczają argumenty „naczalstwa”, z których w głębi serca sami się śmieją.
Bardzo wielu przywyka do roli bezwolnej „tuby” głoszącej „nieomylną prawdę objawioną Kościoła”. Jakikolwiek sprzeciw kapłana wobec watykańskiej doktryny jest traktowany przez jego przełożonych z największą surowością. Tu dopiero wchodzą w grę prawdziwe kary kanoniczne tzn. te niosące za sobą realne sankcje, które sprowadzają się do pozbawienia części albo całości wynagrodzenia za posługi duszpasterskie. Drastyczne przypadki załatwia się ekskomuniką tj. całkowitym wykluczeniem z Kościoła. Jako kleryk i ksiądz słyszałem kilkakrotnie o przypadkach suspendowania kapłanów tj. pozbawienia ich możliwości wykonywania zawodu za przewinienia typu: publiczne poddanie w wątpliwość nieomylności papieża; pokpiwanie z dogmatów, encyklik lub innych form nauczania papieskiego; krytykowanie posunięć biskupa diecezjalnego, prymasa itp. Kary za niesubordynację i krytykę doktryny (choćby w dobrej wierze), nijak się mają do rutynowych upomnień za konkubinat, zgwałcenie dziecka, złupienie parafii itd. W takich i podobnych przypadkach najcięższą karą dla duchownego jest zmiana placówki.
W Łodzi, za panowania biskupa Rozwadowskiego, o mały włos nie stracił pracy ksiądz „odszczepieniec”, który namawiał rodziców do stosowania prezerwatyw. Miało to miejsce podczas kolędy. Młody kapłan, rodem z „zabitej dechami wsi” był z usposobienia niedbały o konwenanse i bardzo bezpośredni. Na parafii w mieście czuł się nie najlepiej. Słownictwo i ogładę, jak przystało na lokalnego patriotę, zachował był z domu rodzinnego. Kiedy wszedł do kolejnego mieszkania, a raczej paru brudnych klitek wypełnionych wrzaskiem szóstki rozkrzyczanych dzieciaków, jak zwykle w takim przypadku ogarnęło go współczucie. Ojciec rodziny – narobiony, przygarbiony z rękami do kolan i wychudzona, zmęczona życiem matka, tłumaczyli się ze spuszczonymi głowami, że nie mają na „ofiarę”, a „parę groszy” wstydzą się dać. Wzruszyli tym do reszty poczciwego „chłopo – księżulę”. Sięgnął głęboko do teczki z pieniędzmi, wyjął garść papierów i powiedział: „Mata tu na jedzenie i cukierki dla dziecioków…a za resztę kupta se kondonów…”. Nie zawsze dobre chęci popłacają. Prawomyślne ludziska „nie poczuły blusa”; wykazały się niezwykłą lojalnością wobec władzy duchownej i zakablowały młodego duszpasterza, pełnego szczerych intencji. „W nagrodę” został pozbawiony na ładnych parę lat środków do życia.
Wracając do kapłańskich spowiedzi – trzeba przyznać, że mniej więcej połowa z nich ma znamię otwartego i odpowiedzialnego stanięcia przed Bogiem. Siłą rzeczy są one „profesjonalne” i rzeczowe. Księża, jak nikt inny, zdają sobie sprawę ze znaczenia „warunków dobrej spowiedzi”; znają pełną interpretację przykazań. Mają po prostu nieporównywalnie większą świadomość religijną. Ci, którzy zachowali jeszcze Boga w sercu, idą do spowiedzi ze szczerymi intencjami, ale na ogół bez większego entuzjazmu. Cóż, trudno wymagać od nich spektakularnych nawróceń, skoro przez lata są nieprzerwanie „sługami Stołu Pańskiego”, „powiernikami Słowa Bożego” i „szafarzami łask wszelkich”. Z czego i po co się nawracać? Większość parafian utwierdza swoich kapłanów w głębokim przeświadczeniu co do ich wyjątkowości, nieomylności lub wręcz świętości. Zwłaszcza niektóre starsze „kobiety Kościoła” potrafią tak namiętnie nadskakiwać swoim „księżykom”, wmawiając im przy tym wszystkie zalety świata, iż ci stają się niemal bezwolni, a przede wszystkim bezkrytyczni względem samych siebie. Oczywiste jest to, że człowiek łatwiej i szybciej akceptuje i przyjmuje za swoje – opinie przychylne sobie. To przecież oni są namaszczeni świętymi olejami i posłani po to, żeby nawracać grzeszników. Jakże łatwo w takiej sytuacji zapomnieć o własnej grzeszności i potrzebie nawrócenia. Mimo to jednak wielu księży stara się raz na jakiś czas stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą. Nie spowiadają się częściej niż inni śmiertelnicy (czasami nawet raz na kilka lat!), ale ich spowiedzi wyglądają zupełnie inaczej. Przebija w nich wyraźnie wielki ciężar, jarzmo „garbu” kapłaństwa. Człowiek żyjący jak Pan Bóg przykazał – w małżeństwie i na łonie rodziny – ma o wiele większe szansę na uczciwe życie, a po moralnym upadku – na autentyczną przemianę. Weźmy na przykład zdradę małżeńską, grzech wynikający najczęściej z pożądania. Mąż porzucający kochankę ma przeważnie szansę powrotu do swojej żony oraz naprawienia krzywd, które wyrządził swoim najbliższym. Jego pożądanie, mające swoje źródło w naturalnej potrzebie miłości i bliskości z kobietą, będzie mogło na nowo realizować się w kontaktach z żoną. A co ma zrobić ksiądz, który postanowił zerwać ze swoją kochanką; do kogo ma wrócić? Gdzie i z kim spełniać się jako mężczyzna? Wyznając grzech nieczystości i życia w nieformalnym związku – ksiądz ma świadomość, iż prędzej czy później ulegnie naturalnemu popędowi i powróci na drogę występku. Najczęściej jednak kapłani po takich spowiedziach nie mają zamiaru rozstawać się z konkubinami, tłumacząc sobie często, że popycha ich do tego natura. Dla świętego spokoju wyznają grzech, w który sami do końca nie wierzą. Ważność spowiedzi domaga się jednak spełnienia wszystkich jej warunków, a więc również «postanowienia poprawy» czyli zerwania z grzechem. Pokutnik wie o tym doskonale, ale co bidok ma zrobić – z naturą nie wygra! Całą odpowiedzialnością obarcza „przeklęty” celibat i ma nadzieję, że Pan Bóg go nie ustanowił, a nawet Jest mu zdecydowanie przeciwny. Z całą pewnością tak jest i trudno odmówić słuszności takiemu rozumowaniu. Księża dobrze kombinują, ale w głębi swoich serc i sumień czują ciągły niedosyt. Przeżywają wieczne rozdarcie, bo nie żyją ani w formalnych związkach, ani też w zgodzie z tym co głoszą i jak ich postrzegają ludzie. Życie w ciągłym rozdwojeniu i zakłamaniu nie sprzyja pracy kapłana, a na pewno nie wpływa pozytywnie na jego osobistą duchowość. Niemoc wobec ograniczeń systemu, takich właśnie jak celibat, rodzi w konsekwencji niemoc w pracy nad sobą i przekreśla możliwość nawrócenia. To właśnie miałem na myśli mówiąc o braku entuzjazmu w kapłańskich spowiedziach. Jak można robić coś z przekonaniem, z nadzieją na powodzenie, gdy wszystko z góry skazane jest na niepowodzenie?! Bardzo wielu spośród księży, których spowiadałem próbowało (z różnym skutkiem) szczerze wyznać swoje grzechy. Wyczuwałem u nich szczere pragnienie oczyszczenia, ale nierzadko ja – spowiednik i on
– penitent dochodziliśmy do wspólnego wniosku, że księdzu niezwykle trudno jest żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Niektórzy sami, już w pierwszych słowach, utyskiwali na system, który zrobił z nich sterylne, urzędnicze roboty. Skarżyli się na przymusową samotność
Читать дальше