Mimi i Tutu są naprawdę cudowni. Zawsze uśmiechnięci, zawsze na luzie. Ewa, Michał i ja czujemy się z nimi tak, jakby byli naszymi rówieśnikami. A to, że obdarzamy ich szacunkiem, to nie dlatego, że są starsi, że tak trzeba… ale dlatego, że są od nas mądrzejsi i zawsze odrobinę bardziej szybcy. Chyba właśnie na tym polega autorytet. To wielkie szczęście mieć takich rodziców. Można im wszystko powiedzieć i we wszystkim się poradzić. Nie rozumiem, dlaczego Ewa ich nie lubi. Nigdy jej nie zrozumiem.
A jeśli chodzi o Michała, to oczywiście podkochuje się we mnie. On mnie też się dosyć podoba, jest taki szczupły i śliczny. I taki trochę nierealny. Ale Ewa mówi, że to fajtłapa i że nigdy nie wypłynie na szerokie wody. Więc tylko trenuję na nim podrywanie facetów, co bardzo mi się przyda na przyszłość. Gdy pomyślę, jak to na początku patrzył na mnie jak na jakąś smarkulę, to śmiać mi się chce. Ale jemu nie do śmiechu. Zrobię minkę numer osiem i już cały blady. Ewa ponumerowała moje miny. Mówi, że ósemka rzuci na kolana każdego, kto by to nie był. Dałam się Michałowi pocałować tylko raz, a teraz trzymam go na leciutki dystans, więc coraz bardziej się we mnie zakochuje, i aż się boję, że potem nie będę umiała tego odkręcić, ale Ewa mówi, że każdą miłość można odkręcić. Nie chciałabym go skrzywdzić, nie chciałabym, żeby przeze mnie był smutny, bo bardzo go lubię. Na razie balansuję z nim na półtora metra od krawędzi dachu. Biedaczek.
Ale tak w ogóle to jest wesoło i wcale nie narzeka. Często bawimy się razem jego komputerem, nauczyłam się wielu fajnych gier. Kaśka też miała komputer, ale nie lubiła się z nim bawić.
Nauczyłam się też prowadzić motocykl. Nie komputerowy, prawdziwy.
Yamahę Ewuni. Oczywiście nie jeżdżę na nim po szosach… ale jak tylko wjedziemy gdzieś w las, to zaraz się przesiadamy i szaleję po ścieżkach, aż Ewunia kłuje mnie brodą w plecy, żeby wolniej, żeby wolniej! A ja wtedy jeszcze szybciej, jeszcze szybciej.
To prawdziwy cud, że jeszcze żyjemy.
Tak łatwo odkręcić do końca manetkę gazu.
Bo ja to sobie myślę tak. Jak mamy żyć, to będziemy żyć, a jak się mamy rozwalić na drzewie, to się rozwalimy. Ewunia w zasadzie podziela mój pogląd na te sprawy, ale okropnie boi się oszpecenia twarzy. Wtedy ją pocieszam, że z reguły pasażer ginie na miejscu.
A Ewunia na to, że lepiej poczekać z tym koksem do trzeciego liftingu.
Świetna rzecz, ten lifting. Można mieć pięćdziesiąt kilka lat, a wyglądać jak młoda dziewczyna. Tak więc mamy przed sobą czterdzieści lat młodości. Oczywiście pod warunkiem, że się będzie miało pieniądze, dużo pieniędzy, i to nie złotówek. Więc, niestety, trzeba się uczyć angielskiego, bo prawdziwie bogaci faceci nie mówią ani po polsku, ani po rosyjsku.
Ale jeśli uda nam się zostać wziętymi modelkami, to niech się te wszystkie grube ryby wypchają swoimi funtami i dolarami. Będziemy miały własne, przez nas zarobione. Wtedy będą mogli sobie nas co najwyżej polizać przez szybę telewizora, albo na okładce.
Najważniejsze, to się stąd wyrwać. I jeśli się sprzedać, to jak najdrożej. I jeśli potem uciec, to z workiem pieniędzy.
Ewunia ma świętą rację.
Pieniądze wcale nie są najważniejsze, ale pod warunkiem, że się je ma. Najcudowniejsze w tym jest to, że już teraz to wiem, w wieku piętnastu lat, bo gdybym doszła do takiego wniosku po czterdziestce, jak wiele idiotek, to mogłabym się co najwyżej ugryźć w cipkę i tak zostać, z mężem kapciem na karku i bandą dzieciaków, z których każde chce dżinsy za dwadzieścia parę dolarów, a ja tymczasem mam pięćdziesiąt tysięcy złotych do pierwszego i muszę kombinować, żebyśmy wszyscy z głodu nie zdechli.
Wystarczy popatrzeć na moją mamusię, na te sto kilo słoniny i miss żylaków. Przecież jeszcze dwadzieścia lat temu była śliczną, szczuplutką dziewczyną. Co to się z nią stało? Gdzie zniknęła tamta śliczna dziewczyna?
O nie, nie będę biegła w tej samej sztafecie, co ona. Nikt mnie do tego nie zmusi. To dzięki Ewuni wiem to wszystko, co wiem, choć mam też wrażenie, że wiedziałam o tym od zawsze. Czy to tak trudno pomyśleć, gdy jest się odrobinę inteligentną i do tego piękną? Jak ja o sobie nie pomyślę, to kto o mnie pomyśli?
Choćbym miała przepłynąć żabką wszystkie morza i wszystkie oceany… muszę dostać się na wysepkę, gdzie mieszkają bogaci. I inteligentni, bo wszyscy bogaci są inteligentni, a jeśli ktoś jest inteligentny i biedny, to widocznie wcale nie jest taki inteligentny.
To prawdziwe dla mnie szczęście, że spotkałam Ewunię i zaprzyjaźniłam się z jej rodziną, bo zrozumiałam nareszcie, jak jest na tym świecie naprawdę. Bogaci i inteligentni trzymają ze sobą i pomagają sobie, bo jest ich mało, a miliardy głupich biedaków gryzą się między sobą w kolejkach i wszędzie. Tak było zawsze, i tak zawsze będzie na tym świecie i już tylko gorzej może być, bo coraz więcej na ziemi ludzi, a coraz mniej do rozdania między nich. Więc trzeba się nachapać póki co, bo ma się tylko jedno życie. A może do tego jeszcze bardzo krótkie?
Kto wie…
Kto wie… może za pięć minut, a może zaraz skręcę kierownicę w lewo i pocałuję jakieś drzewo z szybkością stu kilometrów na godzinę? I tam, gdzie teraz ryk motoru, będzie cisza, świergot ptaszków i dwie śliczne dziewczyny w czerwonej kałuży. Nieżywe i nagie.
Bo jedziemy po lesie nago, całkiem nago.
Dwie nagie panny Twardowskie na czarnej, japońskiej miotle z zakrytą tablicą rejestracyjną przelatują teraz przez wioskę z piekielnym rykiem silnika, w kłębach kurzu i niebieskiego dymu.
To niesamowite, że można być taką realistką, a jednocześnie tak bardzo szaloną. Bo Ewunia jest całkiem szalona, teraz to wiem… i żeby nie oszalała do samego końca, muszę być jeszcze bardziej szaloną, niż ona.
A może wszystkie dziewczynki w naszym wieku są szalone?
Kasia przecież też była szalona.
A Magda to nie szalona? Chodzi po kryjomu do jednego pana, który ma siedemdziesiąt sześć lat. Taki ohydny, elegancki staruch w białym garniturze, w kapeluszu i z laską. Jak mi go kiedyś Ewa pokazała na ulicy, to nie mogłam długo uwierzyć, że Magda chodzi do niego do domu, przebiera się w różową halkę i pończochy z gumkami na pasku, i daje mu się lizać po cipce.
A zaczęło się to tak, że dwa lata temu prowadziła szkolny sklepik, ale zjadła więcej czekolad, niż ich sprzedała i miała straszne manko, a wtedy jedna jej koleżanka ze starszej klasy powiedziała w tajemnicy, że jest jeden taki pan, który płaci dwa dolary, jak mu się jakaś dziewczynka da polizać. Zaprowadziła ją do niego. Magda mu się bardzo spodobała i chodziła do niego trzy razy w tygodniu.
I w ciągu miesiąca miała w sklepiku superatę. Potem ten stary zbiedniał, bo mu umarł brat z Ameryki, a żona brata już nie przysyłała mu dolarów. Więc od pół roku nie może Magdzie płacić, a ona mimo to przychodzi do niego i daje mu się lizać za darmo.
A Klaudia… czyż nie jest szalona?
No, może trochę mniej, albo po prostu inaczej, ale jest przecież starsza od nas o rok.
A Bogusia, której nie znam, bo leży w szpitalu., ta to dopiero była szalona. Skoczyła na nartach z dużej Krokwi i może już do końca życia będzie kaleką. Była największą przyjaciółką Klaudii i to właśnie ona wymyśliła te słynne „chwile, w których dziewczynki mogą być naprawdę sobą”
Bardzo chciałam się dowiedzieć, na czym polega ta gra, więc któregoś dnia Ewa zaprowadziła mnie do domku Klaudii. Ona ma prapradziadka, który jest emerytowanym pułkownikiem. Ma dziewięćdziesiąt lat, walczył w Tobruku i pod Monte Cassino. Teraz jest ślepy i ciągle przesiaduje w fotelu na kółkach. I bardzo lubi, jak ktoś go odwiedzi w jego pokoju, bo się wtedy nie nudzi i może opowiadać o wojnie. Więc poszłyśmy do niego we trzy, piłyśmy czekoladę, a on nam opowiadał bardzo ciekawe historie. Aż żałowałam, że nie przyszłam z Tadziem, bo on bardzo lubi słuchać o różnych wojnach. Nagle, patrzę… Ewa podciąga bluzkę i zaczyna trząść gołymi cycuszkami. A prapradziadek opowiada i nic nie widzi, bo ślepy. I mówi do Klaudii, żeby przyniosła z szafy jego szablę i ordery. To Klaudia mu przynosi te ordery i szablę, ale po drodze ściąga dżinsy i majtki. Idąc, wypina do nas gołą pupę. Ta z gołą pupą… Ewka z cyckami na wierzchu… to co miałam zrobić? Wszystko z siebie zdjęłam. Prapradziadek wymacywał order po orderze i mówił, że ten dostał za to, a tamten za tamto, a ja włożyłam na głowę jego wojskową czapkę i przypasałam do boku jego szablę. Ewka z Klaudią na ten widok dostały ataku i pod jakimś pretekstem uciekły z pokoju, żeby się spokojnie wyśmiać. W dodatku zabrały moje rzeczy, więc siedziałam z prapradziadkiem zupełnie goła, tylko w czapce i z szablą na rapciach u boku, a on opowiadał 0 tym, jak to miał trzech największych przyjaciół i wszyscy trzej zginęli tego samego dnia. Opowiadał, a spod ciemnych okularów ciekły mu łzy.
Читать дальше