Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada
Здесь есть возможность читать онлайн «Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabelska Ballada
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabelska Ballada: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Ballada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabelska Ballada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Ballada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Panie Rak, osoby tu wymienione są obecnie działaczami związkowymi, wlepię im karę, to oskarżą mnie o szykanowanie! „Solidarności". Czy ja wyglądam na samobójcę?
– Skądże. Pan, jak czytam w referacie, podjął konkretne działania mające na celu wyeliminowanie zaistniałych trudności. Wierutne łgarstwo! Żadnych działań a tym bardziej konkretnych. Bukowski jak chlał, tak chleje. Kajdyr dostaje premię co miesiąc, a dozometr zaczyna wypisywać na nocnikach antypaństwowe slogany, jakieś „precz", „hop siup", „dana, dana", które ręcznie zamalowuje brygada Sołeckiego, wskutek czego rosną koszta produkcji. To ma być gospodarność?
– Niech się kolega nie unosi, podwyżka będzie. Dawno się panu należała.
– Dziękuję. Ja tak od serca, bo mi człowieka żal. Naprawdę nikt w tej budzie nie dostrzega tygrysa, czającego się za plecami? Kubuś!
Kubuś kucnął przed biurkiem, przednie łapy opierając o blat i flegmatycznie zabrał się do pożerania dyrektorskich kanapek. Pergamin, w który były zawinięte, wypluwał na urzędowe dokumenty.
– Jakiego znów tygrysa? – zdziwił się dyrektor.
– Tego, co aktualnie rąbie pańskie śniadanie – odparł Adam, głaszcząc Kubusia po pasiastym grzbiecie.
– Rozumiem, to z przemęczenia. Daję panu tydzień urlopu. Proszę wypoczywać, unikać wzruszeń, a przywidzenia miną.
Wszelka dyskusja z tym ślepcem byłaby bezcelowa, wiec Rak skorzystał z urlopu. Chadzał na długie spacery, obserwując koloryt jesieni i różne zjawiska przyrodnicze, właściwe dla tej pory roku. Pewnego razu zawędrował w okolicę osiedla, zwanego Złodziejówko; wznosili tu sobie imponujące wille przedstawiciele prywatnej inicjatywy, miejscowi prominenci, dorobkiewicze podejrzanego autoramentu, co majętniejsi twórcy. Tutaj rzeczywiście rosła druga Polska, ta lepsza.
Chodzi sobie Adam, chodzi i nagle co widzi? Widzi grubasa, znanego z pierwszych stron gazety, jak krząta się w zgrzebnym stroju po obejściu, gospodarskim okiem pilnuje porządku, rozkazy wydaje, a wokół niego maszyny różne warczą – tu koparka podsiębierna, tam koparka nasięrzutna, ówdzie betoniarka kręci bębnem, pompa hydrauliczna beton leje na stropo-dach, a dźwig niebotyczny płyty żerańskie winduje. Cywile pędzą z taczkami, rekruci dźwigają belki, więźniowie piłują marmury, robota wre, willa rośnie jak na drożdżach.
Krew nagła zalała Raka, więc woła Kubusia i kroczą razem ku grubasowi, który -niebezpieczeństwo dostrzegłszy – cofnąć się chce, lecz za plecami ściana pachnąca świeżą zaprawą, po bokach manewrują mechanizmy, nie ucieknie.
– Ty łajzo! – mówi Adam. – Na mównicy gęba pełna socjalizmu, a tutaj prywatną działkę orzesz państwowym sprzętem? Przedsiębiorstwa różne fuchy gratis dla ciebie odwalają? Za materiały budowlane nie płacisz? Ty pasożytnicza wredoto!
– Milicja! – wrzeszczy grubas trzęsąc się jak galareta. Głos jednak ginie w warkocie motorów, Rak potrząsa mu pięścią przed nosem, a tygrys szykuje się do skoku. – Weź to zwierzę, daruję napaść, ale błagam: zabierz bestię!
– Strach cię obleciał, grubasku, wypasiony na państwowym wikcie. Dopiero dzisiaj Kubusia dostrzegłeś? Myślałeś, że grzeszki ujdą ci bezkarnie, co?
A on niby skruszony, ludzki nagle, dostojeństwo uleciało, suwa się boczkiem, metr, drugi, trzeci i nagle łaps za łopatę. Zamierza się wściekle gotów Rakowi łeb rozwalić. Kubuś jest szybszy i stylisko miażdży w zębach. Adam kiwa z ubolewaniem głową.
– Proszę, w opresji kąsasz jak kobra. Wszystkich wokoło byś zagryzł, żeby własną dupę ocalić. A wiesz ty, co trzeba zrobić, gdy ryba cuchnie od głowy? Odrąbać tę głowę, im szybciej tym lepiej, może chociaż ogon da się uratować.
Grubas nie dał za wygraną; przesunął się jeszcze parę kroczków i znienacka skacze na drabinę, nogami przebiera po szczeblach uskrzydlony strachem. Tygrys próbuje gonić zbiega, lecz łapy osuwają się z drabiny, nie nawykły do takiego urządzenia. Cofa się roztropnie dla rozbiegu i potężnym susem ląduje na rusztowaniu. Aktywista już pnie się ku drugiej kondygnacji. Kubuś za nim. Balansują naprzeciw siebie po chwiejnym pomoście, a Adam z dołu pokrzykuje:
– Bierz dziada!
Lecz nim tygrys wykona skok ostateczny, pękną nadgniłe deski i grubas spadnie wprost na stertę pustaków.
Nazajutrz podczas obiadu, Rak swoim zwyczajem rozłożył gazetę. W eksponowanym miejscu ujrzał żałobną informację, obwiedzioną czarną ramką i opatrzoną zdjęciem grubasa:
Wczoraj w godzinach popołudniowych, zginął tragicznie podczas wypadku na budowie znany i powszechnie ceniony działacz, towarzysz Anatol Kciuk. Odznaczony wieloma orderami, znany był szerokim kręgom społeczeństwa jako człowiek skromny i pracowity. Położył niemałe zasługi dla rozwoju naszego miasta. Cześć jego pamięci.
Powinni jeszcze dodać – pomyślał sobie Adam – że na stare lata zeszmacił się doszczętnie i zdradził ideały swojej młodości, a za jego przykładem poszli inni, podważając w narodzie zaufanie do władzy.
Ostatnio zaczęły się rozluźniać kontakty z Kubusiem. Zdarzało się, że tygrys nie stawiał się na wezwanie, a jeśli już się pojawił, jego pan mógł stwierdzić niepokojące przemiany. Kubuś zaczął gwałtownie przybierać na wadze, korpus mu spotężniał, mięśnie stały się twarde jak stal, potężna paszcza przejmowała grozą. W mieszkaniu się nie mieścił, musiał materializować się na skwerze; jego ogon niby pień dębu tamował ruch na przyległych ulicach. Na szczęście wkrótce przeniósł się w wyższe rejony.
Pewnego razu, bawiąc służbowo w stolicy województwa, wybrał się Rak na wiec, bardziej z ciekawości niż z wewnętrznej potrzeby. Ledwo się wcisnął na salę, gdzie bulgotał tłum różnorodny, a z megafonów wiało odnową i druzgocącą krytyką. Na scenie, za stołem prezydialnym, rozwalił się nonszalancko Kubuś. Łeb sięgał powały, przesłaniając portret wąsatej osobistości, żółte ślepia świeciły jak reflektory, rozwarta paszcza łapała powietrze, bo duchota w pomieszczeniu niemożliwa. Jego chwost ogromniasty spływał po schodach, wskutek czego kolejni mówcy, by dostać się do ambony, musieli wykonywać karkołomne skoki.
Od czasu do czasu Kubuś wyciągał błyskawicznie pazury, trzask-prask i już nieszczęśnika pakował do mordy, wierzgającego, rękoma machającego, wzywającego pomocy wszystkich świętych. Kłem go wprzódy przyszpiliwszy, połykał wraz z butami tudzież wszelkim odzieniem i tekstem mowy światoburczej.
Adam nie mógł dostrzec żadnej reguły w działaniu tygrysa, ponieważ wydawało mu się, iż każdy mówca głosi rzeczy słuszne obok bzdur wierutnych. No, może z wyjątkiem trockistów, którzy chcieli państwo polskie wysadzić dynamitem i tym samym skazywali się na nieuchronne pożarcie oraz syjonistów, żądających wyjątkowych przywilejów dla narodu wybranego, co Kubusia wyraźnie wytrącało z równowagi; gniewnie parskał, a czasem wręcz chichotał złowróżbnie.
Oszołomiony obrachunkowym zgiełkiem, wrócił Rak do domu. Powziął niezłomne postanowienie, że przestanie się -zajmować polityką, a tygrysa puści w niepamięć.
Nieudolność organów śledczych, które knowaniom piekielnego zwierza nie potrafiły położyć tamy – była oczywista. Czyż bezbożny instrument upadającego reżimu, pozbawiony duchowego przewodnictwa kapelanów, przeżarty wulgarnym materializmem, mógł sięgnąć ku sferom przed okiem zwykłego śmiertelnika zakrytym? Po stokroć nie! Przygotowując się do kolejnego kazania, ksiądz Maciąg przeanalizował problem z wnikliwością, jaka przystoi doktorowi teologii. Od dłuższego już bowiem czasu zbierał wszelkie wieści o bulwersującym zjawisku, skrzętnie je notując w podręcznej księdze. Pozostało uogólnić fakty, odkryć ich istotę i wyciągnąć wnioski utwierdzające lud boży w wierze.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabelska Ballada»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Ballada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Ballada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.