Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada
Здесь есть возможность читать онлайн «Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabelska Ballada
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabelska Ballada: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Ballada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabelska Ballada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Ballada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Śliwa zdjął kapsel i podał butelkę Artyście, który piwo wlał w siebie jednym haustem, po czym odsapnął z ulgą.
– Zanim plomba zdążyła stwardnieć w paszczęce, Róża wyraziła zgodę, pod jednym wszakże warunkiem: seanse odbywać się będą w jej mieszkaniu, a nie w pracowni malarskiej, bo wie z literatury, jakie tam świństwa wyrabiają pacykarze z modelkami. Zgodziłem się -tym łatwiej, że w Trzydębach żadnej pracowni nie posiadam. Początek został zrobiony. Odtąd chodziłem do niej codziennie wieczorową porą i przyznam się, że malowałem z przyjemnością, odnajdując w ciele dentystki ukryte powaby. Początkowo nie chciała odsłonić niczego, poza ramionami. Przyniosłem więc album z rycinami świętych niewiast, wskazując obnażone szczegóły anatomii, od Madonny karmiącej piersią dzieciątko, po Cecylię w stroju nader niekompletnym gwałconą przez rzymskich żołdaków. Przekonywałem, iż Magdalena, nim awansowała w poczet świętych, była w starożytnej Jerozolimie striptizerką, dlatego muszę się trzymać prawdy historycznej. Osobę trzeba koniecznie ukazać w negliżu.
Otarł pot z czoła. Kajak zbliżał się, Artysta rozpoznał ojca Hiacynta. Uczynił gest wyrażający zdumienie i przyspieszył relację.
– Nadszedł wreszcie dzień upragniony, gdy ujrzałem biust w całej krasie. Co więcej, powiał przeciąg unosząc sukienkę modelki, abym mógł dostrzec, że pod zwiewną szatą brak bielizny. Panowie, każdy kiedyś przeżywał chwilę odurzającego uniesienia, więc mnie zrozumiecie: przestałem nad sobą panować. Porwałem dentystkę w ramiona, całując gdzie popadło, rzuciłem na tapczan aż sprężyny zawyły. Bezładnie zdzierałem z siebie odzienie, ona zaś zasłoniwszy oczy, bluzgała łaciną: „Noli me tangere, noli me tangere!". Już ja ciebie tangere, krasawico – pomyślałem – do śmierci będziesz pamiętać. Narychtowałem cel (w czym mi zresztą nie przeszkadzała) i wziąwszy rozbieg, wystartowałem jakby we mnie wstąpiła chuć wszystkich samców planety. Klnę się, że gdybym nie trafił, tapczan zostałby przebity na wylot. Szczęśliwie trafiłem. Trzask, jęk, ból przenikliwy. Róża, otrząsnąwszy się z chwilowego osłupienia, przeszła na dialekt lokalny: „Jeszcze! Mocniej! Głębiej!", a ja nieszczęsny piłowałem jej cnotę nie zważając na boleść rwącą mi lędźwie…
– Zgrabnie opowiedziane – pochwalił Ateusz – koloryt lokalny jest, właściwa doza przesady obecna.
– Liczę na dyskrecję. Być może mentalność Róży uległa zwichrowaniu, lecz ciało zostało ponętne. Po nieodzownej kuracji przyrodzenia zamierzam z nią współżyć. Na próbę. Postaram się wypędzić z waszej dentystki demona dewocji, lecz proszę usilnie – żadnych komentarzy, zwłaszcza publicznych.
Ojciec Hiacynt wreszcie wylądował na plaży i wrócił do swego grajdoła. Artyście, którego poznał podczas świątynnej twórczości, podał dłoń.
– Panu udało się rozbawić towarzystwo?
– Opowiadałem dowcipy z cyklu „sekretarz partii na mównicy".
– Chętnie bym usłyszał.
Malarz jął naśladować mówców z talentem parodysty – przy każdym zdaniu inna mimika, tonacja i gest. W połowie kwestii robił pauzę, aby pointa wypadła bardziej wyraziście:
– Towarzysze, staliśmy nad brzegiem przepaści (pauza) na szczęście dziś jesteśmy o krok dalej! Szanowni zebrani, muszę stwierdzić samokrytycznie, że gdzie my jesteśmy, nic się nie udaje (pauza) niestety, nie możemy być wszędzie! Obywatele, to prawda że straciliśmy orientację (pauza) lecz mamy chociaż odwagę podążać niezłomnie naprzód! Drodzy emeryci, zaprzeczam kłamstwu, że przed wami brak jasnych perspektyw (pauza) tak starzy jak dziś nie będziecie już nigdy!
– Z kazań też dałoby się wyłowić sporo perełek nonsensu. Logika, nad czym boleję, nie jest najmocniejszą stroną współczesnych agitatorów – stwierdził bezstronnie zakonnik nakładając habit.
Z uwagi na przypadłość Artysty, do miasta wracano żółwim krokiem, gawędząc o przyziemnych sprawach. Słońce chyliło się ku zachodowi, przydrożne jabłonie otwierały pąki kwiatowe. Za plecami zostało jezioro i wrzask dzikich kaczek.
O wspomnianej wyżej sympatycznej porze dnia i roku, gdy wszelkie stworzenie chwali Pana, a bogobojni obywatele, odmówiwszy modlitwę, zasiadają do wieczerzy – szatan stanął na drodze prostolinijnego księdza Pyrki. Urlopowany z powodu rozgłosu, jakiego nabrała przedwczesna okupacja szkoły, wrócił z zasłużonego wypoczynku i proboszcz zlecił mu kolejną odpowiedzialną misję. Powinien mianowicie odwiedzać mieszkania tych parafian, którzy lekce sobie ważyli katolickie powinności, by słowem bożym wzruszyć sumienia nieszczęsnych i sprowadzić ich na powrót do owczarni. Serce młodego kapłana przepełniała gorliwość, wziął się więc raźnie do, dzieła. Wkrótce z pomocą dyspozycyjnych wiernych sporządzona została czarna lista zbłąkanych owieczek, a mnogość ich nieprzebrana, a hardość ich przerażająca.
Dopiero wówczas ksiądz Pyrko zrozumiał, jaki ogrom pracy spadł na jego barki. Nie uląkł się trudu, ani nie zaniedbał koniecznych przygotowań. Przez tydzień pościł, czas trawiąc na modlitwach, lekturze dzieł Ojców Kościoła, czynieniu notatek, by mogły go wspomóc gdy tradycyjna argumentacja zawiedzie, początki okazały się trudne. Owszem, w kilku domach przyjęto go po chrześcijańsku poczęstunkiem, a w oczach gospodarzy znalazł okruch skruchy, lecz w innych zatrzaśnięto drzwi przed nosem. Trafił na chama, co zwymyślał go od żebraków i rzucił pogardliwie banknot, zresztą o zawstydzająco niskim nominale. Natknął się nawet na świadka Jehowy; ten wygłosił tyradę o Armagedonie tudzież końcu świata, a do księdza zwracał się grubiańsko per „fałszywy proroku".
Nic dziwnego, że gdy dotarł do przytulnej willi, ukrytej w zadbanym ogrodzie, ogarnęło go przeświadczenie, iż tutaj znajdzie ludzi inteligentnych, podatnych na jego wywody. Na parterze lokatorzy świecili nieobecnością, natomiast drzwi piętra otwarła niewiasta o miłej powierzchowności, skwapliwie zapraszając do środka. Nie wiedział, biedaczysko, że wpada w szpony niejakiej Pelagii, niby-żony rudowłosego brygadzisty Benjamina, który w tym czasie u sąsiadów przegrywał zaskórniaki w pokera. Posadziła gościa na kanapie i obskakiwała z podejrzaną gorliwością:
– Ksiądz utrudzony, proszę skosztować serniczka domowego wypieku. Naparstek wiśnióweczki dobrze zrobi, błagam, bez krępacji. Oto kawusia po gruzińsku, moja specjalność. Tę bombonierę przywiózł znajomy z Holandii, same pyszności: owoce z likierem w czekoladzie. Dosłownie rozpływają się w ustach! Poczuję się urażona, jeśli ksiądz nie spróbuje.
Pił i jadł co mu podsuwano, podczas gdy gospodyni, przeprosiwszy za niestosowny strój (szlafrok) ubrała w przyległym pokoju wizytową sukienkę seledynowej barwy: przód z dekoltem do pępka, tył bez pleców. Poprawiła makijaż, czarne włosy dotąd upięte spłynęły na ramiona. Skropiwszy się obficie jaśminowym perfum, wróciła do gościa. Odurzający zapach, wszechobecna golizna, bo siadając obok duchownego odsłoniła również kolana, lubieżne spojrzenia piwnych oczu – wszystkie te perfidne damskie sztuczki oszołomiły księdza Pyrkę. Przymknął skromnie powieki, szepcąc „Kto się w opiekę odda Panu swemu… " W pewnej chwili chrząknął nawet, chcąc wyjawić nabożny cel wizyty, lecz rwący potok niewieściej wymowy zamknął mu usta:
– Przyznam się, że tak przystojny mężczyzna nie bywał W tych progach. Nigdy. Ach, ksiądz ma piękne włosy, w dotyku jak aksamit. Ta skóra zdumiewająco delikatna! Wschodnie narody twierdzą, że dłoń mówi wszystko o charakterze człowieka, muszę przyznać rację, jasne, te wysmukłe palce, stworzone do pieszczot… Ileż to kobiet zostało osieroconych przez uosobienie męskości, które mnie tak niespodziewanie nawiedziło! Strach pomyśleć o licznych dziewczątkach, łkających z pragnienia przed kratą celibatu…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabelska Ballada»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Ballada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Ballada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.