Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada
Здесь есть возможность читать онлайн «Ireneusz Kamiński - Diabelska Ballada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabelska Ballada
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabelska Ballada: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Ballada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabelska Ballada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Ballada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Gdy wdrapał się na ambonę, wzrokiem licząc wiernych, którzy tej niedzieli zjawili się mniej tłumnie niż zazwyczaj – tekst kazania popłynął jak wezbrana rzeka:
– Ponoć mundurowi i tajniacy szukają znikającej bestii. Po Trzydębach i okolicy szukają, a znaleźć nie mogą lub raczej nie chcą. Drodzy parafianie, nie dziwmy się ich ślepocie. Czy któryś z tych osobników sięgnął choć raz w życiu po Nowy Testament? Wątpię. A znalazłby tam rozwiązanie zagadki. Zajrzyjmy więc my do „Objawienia" świętego Jana. Oto co głosi apostoł.
Poszukał w księdze właściwego miejsca, ramiona wzniósł ku górze by cofnąć przydługie rękawy sutanny i niby oręż dzierżąc słowo objawione, zacytował archaiczny przekład księdza Wujka:
– I zrzucon jest on smok wielki, wąż starodawny, którego zowią diabłem i szatanem, który zwodzi wszystek świat. I zrzucony jest na ziemię i aniołowie jego potępieni z nim są zrzuceni. Widziałem bestię wychodzącą z morza, mającą siedem głów i rogów dziesięć, a na rogach jej dziesięć koron, a na głowach jej imiona bluźnierstwa. A bestia, którąm widział, podobna rysiowi, a nogi jej jako niedźwiedzie, a gęba jej jako paszcza Iwowa. I dał smok bestyi moc swoją i władzę wielką.
W tym miejscu zwrócił uwagę parafian na fakt, że smok (czyli szatan) dla czynienia zła posłużył się bestią, która zniewoliła lud wszelki. Każdy jej sługus musiał naznaczyć siebie cechą owemu potworowi właściwą: imieniem lub znakiem, najlepiej na czole lub dłoni, aby wspólnicy spisku mogli się rozpoznać w tłumie. Święty Jan precyzuje dalsze dwa szczegóły;
– I widziałem niewiastę siedzącą na czerwonej bestyi, pełnej imion bluźnierstwa. Tu jest mądrość. Kto ma rozum, niech zrachuje liczbę bestyi, albowiem liczba jest człowieka, a liczba jego sześćset sześćdziesiąt sześć.
Wyraz triumfu rozjaśnił oblicze księdza Maćiąga.
– Bracia i siostry w Chrystusie! Ja zrachowałem, jako każe Apostoł. W Trzydębach i sąsiednich wioskach jest sześciuset sześćdziesięciu sześciu chwalców bluźnierstwa. Ni mniej, ni więcej! Czy naznaczeni są, pytam, upiornym imieniem? A jakże, legitymacje PZPR w kieszeni, znaczki w klapie, czerwony sztandar nad głową. Azaliż ktokolwiek może wątpić, że owa niewiasta to partia, siedząca okrakiem na czerwonej bestii komunistycznej ideologii? Biada jej nieszczęsnym wyznawcom, albowiem święty Apostoł słyszał głos anioła, grożącego głosem wielkim: Jeśliby się kto kłaniał bestyi i obrazowi jej, i wziąłby cechę na swe czoło albo na rękę swoją – będzie męczon ogniem i siarką…
Niestrudzony w oratorskim natchnieniu, jeszcze długo proboszcz roztaczał apokaliptyczną wizję mąk, których piekło nie będzie szczędzić komuchom w ogólności, a tym z Trzydębów w szczególności. Wytknięci palcem przez niego i zarejestrowani w kartotece świętego Jana, podążają wytrwale ku niesławnemu końcowi.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Płot, odgradzający wznoszony blok mieszkalny od ulicy, upstrzony był różnobarwnymi plakatami. Śliwa z niesmakiem kontemplował rodzimą twórczość graficzną: dużo krzyku, mało sensu. Nachalnością i prymitywizmem afisze przypominały mu partyjną propagandę wizualną okresu stalinowskiego, tyle że tamte piętnowały reakcję i imperializm, a te opluwały komunę. Nowa treść w starej formie. Galerię kończyły wizerunki czerwonych szatanów: diabeł z sierpem i młotem, diabeł napiętnowany pięcioramienną gwiazdą, diabeł z emblematem „PZPR" na piersi. Czartów otoczono militarnymi rekwizytami i tłumem uciemiężonych ludzików, o obliczach naznaczonych głodem i cierpieniem.
– Każdy ma takiego Belzebuba, na jakiego zasłużył.
Śliwa obejrzał się. Znał mówiącego z widzenia, Artysta, malował w kościele scenę z Bolesławem Śmiałym i świętym Stanisławem. Nosił zawsze brązowy beret, takąż pelerynę i jaskrawe koszule, a szyję otaczał jedwabnym szalikiem,, jakby gnębił go notoryczny ból gardła.
– Żałosny skutek religijnego wychowania – wskazał płot. – Wszystko co dobre płynie z niebios, a jad wszeteczności sączą nam upadli aniołowie z rogami. Istota ludzka w takim uproszczonym świecie jest ubezwłasnowolniona, może być tylko przedmiotem manipulacji biegunowo przeciwstawnych sił. Mam nadzieję, panie Śliwa, że nie posądza mnie pan o produkcję tych kiczów?
– Nie – roześmiał się majster – chociaż, bez obrazy, kościelny malunek arcydziełem również nie jest.
– Z przykrością muszę panu przyznać rację. Cóż począć ksiądz Maciąg płacił hojnie i zapewniał obfity wikt, co przy dzisiejszych trudnościach zaopatrzeniowych ma swoją wagę. Malarz też człowiek, samą sztuką się nie wyżywi. Partia ma kłopoty, przestała hołubić twórców, więc zwróciliśmy się ku kościelnym zamówieniom. Następstwa, jak sądzę, okażą się katastrofalne dla polskiej kultury. Świątynie od wieków zdobione były dziełami znakomitych mistrzów pędzla i dłuta, a teraz wypełnią się ideologicznie słusznymi bohomazami. Zamiast czerwonych cenzorów – czarni, a bezinteresownego mecenasa ani śladu.
Artysta odbył z przepastnej kieszeni cybuch i chciał ładować tytoniem.
– Fajczarz? – ucieszył się Śliwa. – Chodźmy na skwerek, zakurzymy spokojnie. Rozsiedli się na ławce i dalej odprawiać fajkowy ceremoniał, owo czyszczenie, nabijanie, upychanie, rozpalanie i wreszcie pyk pyk pyk, dym z amfory uleciał w przestworza.
– Rad jestem, że pana poznałem osobiście – powiedział malarz, – Ciekaw byłem, jak wygląda idealista. Chodzi o łamanie strajku w miejscu świeckim i rozniecanie tegoż na ziemi poświęcanej, jak wieść gminna niesie.
– I cóż pan stwierdził?
– Facjata kanciasta, rysy grubo ciosane, szpakowaty jeż, kwadratowy podbródek, spojrzenie bezczelne. W sumie charakter stanowczy, by nie rzec: nacechowany uporem. Lubię portretować takich osobników. Gatunek na wymarciu; wierność ideałom i tak dalej. A każda ekipa, gdy wreszcie dorwie się do władzy, kogo zaczyna deptać? Właśnie ich bo przeszkadzają kompromisom z niedawnymi przeciwnikami. Tak marnie jest świat zmajstrowany – sojusze taktyczne są fundamentem rządzenia każdym społeczeństwem. I oto powstaje błędne koło: bez idealistów nie można przeprowadzić rewolucji, wespół z idealistami nie sposób utrzymać się przy sterze. Więc dostają w dupę najpierw od wrogów, potem od swoich, a ideał sięga bruku. I leży tam dopóty, dopóki go nie podniesie kolejne pokolenie nieskazitelnych.
– Przesada.
– Oby nie musiał się pan przekonywać na własnej skórze.
Aleją kroczyła zamaszystym krokiem niewiasta w średnim wieku. Jej rozłożysta żółta spódnica na tle zieleni wyglądała jak odwrócony kielich tulipana. Kremową bluzkę ozdabiał pokaźny krzyż, dyndający na łańcuszku, blond włosy podtrzymywała przepaska haftowana w krzyżowy wzór. Przed ławką wyhamowała gwałtownie aż wzbił się kurz spod obcasów. Prychnęła. w stronę Śliwy:
– Bezbożnik! Świętokradca!
– Śliczna jesteś, panienko, kiedy się gniewasz – powiedział łagodnie Artysta.
– Dwulicowiec! Artycha od siedmiu boleści. Maluje w kościele, a zadaje się z komuchem. Pfuj! – splunęła i odmaszerowała elastycznie.
– Niczego sobie babka – skomentował malarz – zgrabna, biuścik wydaje się apetyczny, a sempiterną kręci jak Lolo-brygida. Któż to?
– Dentystka Róża, nawiedzona. Specjalność: leżenie krzyżem przed ołtarzem. W wolnych chwilach rwie zęby.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabelska Ballada»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Ballada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Ballada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.