Cizia Zykë - Sahara
Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sahara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sahara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Jak to? A trudności wstępne?
– To tylko jedne majtki.
– A trudności realizacyjne?
– To tylko jedne majtki, Jacky, nie oszukuj.
– A kłopoty, jakie miałem, żeby jej to zabrać, co?
W końcu dochodzą do porozumienia, żeby odwołać się do mojego arbitrażu. Jest mi niezręcznie, bo czuję lojalność względem Jacky'ego, ale muszę przyznać, że te majtki, choć zakrywają jedną czwartą stolika, stanowią jednak tylko jeden kawałek materiału, a zatem dają tylko jeden punkt.
Uspokojona i zadowolona Koka rozgląda się dookoła i o kilka stolików od nas dostrzega parę w dojrzałym już wieku, o dostatnim i godnym wyglądzie. Wstaje. Po paru minutach oboje siadają przy naszym stoliku, by wspólnie z nami wypić kawę. Naturalnie Koka usadowiła koło siebie naszą nową znajomą, kobietę około czterdziestki, ubraną w niebieski kostium ozdobiony jedynie srebrną broszką.
Przyglądam się.
Lekkie drgnięcie wargi uroczej pani, kiedy podnosi filiżankę do ust, Koka właśnie dotknęła jej kolana, jestem tego pewien. Subtelny rumieniec na twarzy i nieśmiały uśmiech. To delikatna pieszczota pod stołem. Jacky trąca mnie łokciem i posyła zrozpaczone spojrzenie. Niepostrzeżenie wzruszam ramionami i, starając się robić dobrą minę do złej gry, podtrzymuję próby konwersacji czynione przez pana męża.
Dziesięć minut później obie panie znikają w toalecie. Koka pojawia się dopiero po trzech kwadransach, kiedy już naprawdę nie wiemy, o czym rozmawiać z tym panem, który zaczyna się niepokoić. W chwilę potem na salę wchodzi jego żona, ma zaognione policzki i niepewnie stąpa po wypastowanej podłodze. Z błyszczącymi oczami Koka wskazuje mi swoją torebkę.
Rankiem piątego dnia spotykam Jacky'ego na tarasie małego luksusowego hotelu, w którym spędziliśmy noc.
Jasne zimowe słońce rozświetla salę i przyjemnie grzeje zza szerokich panoramicznych okien. Maitre d'hótel bez mrugnięcia okiem przyjął moje zamówienie na befsztyk wołowy, który wybrałem sobie na śniadanie. Jacky towarzyszy mi. Mamy wszelkie powody, by czuć się szczęśliwymi.
A jednak kończę danie bez przyjemności. Jacky układa sobie rządek kokainy na talerzu po grzankach i wzdycha:
– Tak już dłużej nie można.
Jednym długim, smutnym pociągnięciem wdycha kokainę i podaje mi paczuszkę. Przygotowuję porcję dla siebie na stole.
– Masz rację. Dosyć już tego.
Oddaję mu kokainę, po chwili podaje mi ją znowu, i tak to trwa dłuższy czas. Bierzemy rządek za rządkiem w przygnębieniu i ciszy.
Maitre cThótel, sądząc, że mamy katar, kładzie nam w końcu na stoliku paczkę papierowych chusteczek.
Jacky i ja zupełnie nie umiemy przegrywać.
Tak już rzeczywiście dłużej być nie może. Wczoraj wieczorem byliśmy w fantastycznej formie, z okazji wcześniej zamówionej kolacji przy świecach i szampanie. Wymyci i odpicowani daliśmy z siebie wszystko, by olśnić nasze dwie zaproszone panie, śliczne dziewczyny mieszkające w okolicy.
Na zakończenie kolacji, podczas której wykazaliśmy się wyjątkowym urokiem osobistym i dowcipem. Koka i obie dziewczyny wstały.
– Przepraszamy, pora na małe siusiu.
Po dwóch godzinach zmuszeni byliśmy uznać to, co było już oczywiste. Wieczór zakończyć się miał bez nich. Ta oszustka zabrała nam je, zostawiając nas samych z resztkami kokainy i szampana. Nie pozostało nam nic innego, jak dalej się wykolejać aż do Chwili, kiedy zasnęliśmy z głowami na obrusie, po czym służba hotelowa zaniosła nas do naszych pokoi.
Jacky nie może już dłużej.
– Widzisz, zabiera nam najlepsze i w końcu wychodzimy na idiotów.
– Fakt. Zostają nam tylko odrzuty…
– Ja już mam tego dosyć. I w dodatku zabiera je nam sprzed nosa!
Następuje dłuższy okres ponurej medytacji, przerywanej jedynie pociągnięciami nosa. Jacky podsumowuje.
– Przegraliśmy, co?
– Na to wygląda.
– Chyba nie poprosimy o zawieszenie broni.
– Jacky, bracie, trzeba umieć przyznawać się do błędów.
Z godnością idziemy do recepcji i telefonujemy do jej pokoju.
– Koka? Przegraliśmy. Zaraz przyniesiemy ci śniadanie.
Ta czarownica oparła się wygodnie na poduszkach w towarzystwie naszych dwóch dziewcząt. W obliczu tych sześciu wspaniałych piersi pokornie wyznajemy naszą przegraną i nasze pragnienie zakończenia tej głupiej zabawy.
– Jesteś najlepsza. Masz, ślicznotko, napij się kawy.
W przypływie radości przyjmuje nasze poddanie się i w królewskim geście ofiarowuje jedną ze swych zdobyczy Jacky'emu, po czym uśmiecha się do mnie promiennie i zatrzymuje mnie przy sobie.
Od tej pory to ona nagania nam młode kobiety. Pojawiają się przy naszym stole, w samochodzie, i wychodzimy na tym o wiele lepiej. Koka jest wspaniała w tej roli i sprowadza je trójkami, zawsze wzbudzając tę samą nieodpartą sympatię. Jeżeli przypadkowo przychodzi tylko z dwiema, pozostawia nas z nimi tete-a-tete, i sama dalej prowadzi poszukiwania dla siebie.
Pasztety z zająca, dziczyzna, wspaniałe udźce, wina, bukiety i aromaty, święto kulinarne trwa. W opracowywaniu menu Jacky prześciga sam siebie. Niekiedy postanawia, że do kolacji będzie szampan, albo ze znawstwem wybiera do serów białe wino. Za każdym razem doznajemy nowych odczuć, coraz bardziej wyszukanych. Nasze podniebienia wyczuliły się, i rozprawiamy na temat różnych dań jak starzy smakosze, a o miejscowych pięknościach jak starzy uwodziciele. Wszyscy troje jesteśmy zgodni. Im bliżej schodzimy Morza Śródziemnego, tym kuchnia staje się prostsza i bardziej jednolita. Natomiast kobiety stają się coraz pikantniejsze, im dalej na południe. Na północy miłość jest konwencjonalna, a gastronomia klasyczna. Na zakończenie naszej podróży postanawiamy zajrzeć do krainy foie gras.
Przez cały czas niepohamowany śmiech wstrząsa naszym rolls-royce'em 1947, zatrzymującym się przy wszystkich przyjemnościach, jakie pojawiają się po drodze. W każdym razie było tak aż do dzisiejszego ranka, kiedy po trzech dniach i trzech nocach szaleństw awaria zatrzymuje nas w warsztacie w Perigord. Jesteśmy nie ogoleni, w wymiętoszonych ubraniach, i wreszcie każde z nas zaczyna odczuwać zmęczenie. Mechanik, któremu zapewne nie zdarza się to zbyt często, zaaferowany pochyla się nad silnikiem rollsa. Siedzimy w słońcu od pół godziny, kiedy zatrzymuje się koło nas policjant na motocyklu. Przygląda się nam przez dłuższą chwilę. Podejrzewa nas o coś, ale nie bardzo wie, o co. Boi się z nami zadrzeć. Nie ma ochoty dostać po głowie, biedny mały gliniarz. Jego celem jest spokojna emerytura. A choć nasz nieświeży wygląd może się wydawać dwuznaczny, forsa'aż kapie ze wszystkiego, co mamy. Przyglądam mu się. To krępy facet z wąsami, kask potęguje jego głupawy wygląd.
W samochodzie kokaina jest wszędzie, nawet na siedzeniach, leżą porozrzucane kawałki haszu i poniewierają się zwinięte w rurki banknoty służące do wąchania rządków. Bagażnik wypełniony jest majteczkami najróżniejszych rodzajów i rozmiarów, od nieskazitelnych do niezbyt czystych. Jeśli tam zajrzy, będzie z pewnością miał do nas parę pytań, ale brak mu śmiałości.
W momencie odjazdu Koka podchodzi do niego.
– W moich stronach gliniarze nie są tacy przystojni, wie pan? "Gliniarz" nie bardzo mu się podoba, ale nie może powstrzymać rumieńca. Koka wsiada do samochodu i przed zamknięciem drzwi bardzo wysoko podciąga spódniczkę na udach, co godnego przedstawiciela bezpieczeństwa publicznego doprowadza do stanu głębokiego poruszenia. Jacky chichocze, po czym wybucha głośnym śmiechem. Koka posyła gliniarzowi całusa i krzyczy:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sahara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.