Cizia Zykë - Sahara
Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sahara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sahara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Korzystając z tego, że mam śródziemnomorską fizjonomię, naopowiadałem mu, że moja matka pochodziła z Bejrutu. To zawsze ułatwia kontakty, i bywałem już Turkiem, Korsykaninem, Włochem, zależnie od potrzeb chwili. Wysłuchuję raz jeszcze, kiedy wzdycha nad losem naszej ojczyzny rozdartej przez wojnę, i przedstawiam mu przyczyny moich odwiedzin:
– Mam coś ciekawego dla ciebie: małą cysternę.
– Tak? Jakiej marki?
– Berliet. Jest tutaj. Gdybyś chciał rzucić okiem… Znowu upał. Etienne obchodzi ciężarówkę, zauważa, że jest stara, ale w dobrym stanie. Zwraca się do jednego ze swoich Murzynów.
– Toure, przejedź się nim na próbę.
Toure to nie byle jaki Murzyn. Jest u Etienne'a nadzorcą, to ważne stanowisko. Jego pensja jest wyższa niż u innych, co pozwala mu na posiadanie zewnętrznych oznak bogactwa. Jego wieczny uśmiech ozdobiony jest siedmioma złotymi zębami. Szkoda, że nie zostało mu już pieniędzy na uzupełnienie ubrania, bo do kabiny wsiada przytrzymując jedną ręką szorty, trzy razy za duże dla niego.
Rozrusznik, zgrzyt skrzyni biegów i siedem lśniących zębów ginie w tumanie kurzu. Test wypada pomyślnie.
– Ile za nią chcesz?
– Osiemdziesiąt tysięcy franków.
Nie jest to pierwszy deal, jaki razem robimy. Nie staram się osiągnąć zbyt wysokiego zysku, a on nie targuje się. Sam zajmie się cłem i zapłaci mi we frankach francuskich.
– Widziałeś tę drugą, małego niebieskiego renaulta?
– Tak, zauważyłem. Fajny jest.
Zastanawia się chwilę.
– Wiesz, może miałbym na niego kupca. To Francuz, który założył farmę przy szosie do Zinzana. Miesiąc temu chciał kupić wóz.
– Masz jak się z nim skontaktować?
– Da się zrobić. Poślę kogoś po niego. Zjemy razem obiad?
Jesteśmy przy kawie, kiedy, przyjemna niespodzianka, biały farmer, którego Etientie kazał zawiadomić, pojawia się osobiście, bardzo zainteresowany. To krępy brodacz w szortach, w debilnej gębie tkwi fajka, jest inżynierem agronomem czy innym kretynem w tym rodzaju. Ogląda ciężarówkę. Nie zna się na tym zupełnie. Jest skłonny ją wziąć. Żądam czterdziestu tysięcy franków.
– To dobra cena. Ale pozostają formalności celne, pan wie, że przepisy…
– To żaden problem. Załatwię to. Przyjedź do mnie wieczorem koło szóstej. Będę miał wszystkie potrzebne dokumenty.
Następnie wracam do siebie. Ulice miasta są rozpalone. Czerwony pył, który wciska się wszędzie, jest jeszcze bardziej przykry w ciągu tych najgorętszych godzin. Jedyne, co pozostaje, to korzystać z chłodu mojego domu w czasie sjesty w towarzystwie paru czarnych dup zgarniętych po drodze.
Około piątej ruszam w drogę. Mam nieprzyjemną rzecz do załatwienia. Składam wizytę panu Kretynowi, naczelnikowi urzędu celnego w Segou.
Jest to kupa czarnego sadła, tłusta i skorumpowana. Ostentacyjnie jeździ po Segou najnowszym modelem mercedesa. W Mali naczelnik cła oznacza: mnóstwo pieniędzy, czyli inaczej: bogactwo i imponujący obwód w talii. Nie znoszę go, a on mnie nienawidzi. Potrzebuję go, żeby zwalniać od cła moje towary, bo przestrzegając przepisów musiałbym płacić miliony. On potrzebuje mnie, żeby utrzymywać swój poziom życia.
Odwiedzam go w jego biurze, pustym i brudnym pokoju, z którego tyranizuje swoich podwładnych. Leży rozlany w swoim fotelu, pocąc się mimo wentylatora, ubrany w niebieskie bubu. Siadam naprzeciwko niego.
– I co, grubasie, jak leci!
Nie cierpi, żeby tak się do niego zwracać. Jest tu poważany, i mój ewidentny brak szacunku doprowadza go do wściekłości. Na przegubach dłoni nosi całe mnóstwo złotego złomu. Zegarki, łańcuchy, a wszystko jak największe.
– U mnie wszystko dobrze. Czego chcesz? Żeby ze mną rozmawiać, odesłał sekretarza. Przy naszych interesach nigdy nie ma świadków.
– Musisz mi zwolnić od cła ciężarówkę, grubasie.
– Masz dowód rejestracyjny?
Przebiera swoimi małymi tłustymi palcami, obciążonymi sygnetami. Wyczuwa forsę. Rzucam mu na biurko dokument.
– Dobrze. To będzie kosztowało cztery tysiące franków.
– Co jest? Podwajasz ceny?
Uśmiecha się obrzydliwie.
– Wyciągać ci forsę to przyjemność; Charlie. Ale zawsze możesz załatwić to oficjalnie. Będzie cię to kosztowało sześćdziesiąt tysięcy franków.
Najgorsze, że ta kupa tłuszczu ma rację.
– Dobra, więc do roboty, wypełniaj swoje formularze, nie lubię za długo siedzieć w twoim biurze.
– Nie podoba ci się moje biuro?
– Moim zdaniem tu śmierdzi.
Tym razem jest urażony.
– Nie zapominaj, że mówisz do malijskiego urzędnika państwowego. To mogłoby cię drogo kosztować.
– To już mnie drogo kosztuje. I wbij sobie do głowy, że tylko ze względu na twoje wysokie stanowisko nie rozwalam ci mordy. W dniu, kiedy cię wyrzucą, spodziewaj się kopa w dupę ode mnie. No jazda, przykładaj swoje pieczątki, płacę ci na tyle dużo, żeby nie musieć jeszcze tracić czasu.
Nie znajduje odpowiedzi i bojąc się, że jego pracownicy usłyszą moje krzyki, układa w końcu przed sobą formularze zwolnienia od opłat celnych i seryjnie przystawia pieczątki. Nie przeszkadza mu to jednak w wygłaszaniu dalszych komentarzy.
– Tacy jak ty rujnują gospodarkę kraju.
– Zamknij się, grubasie.
– Tacy spekulanci i przemytnicy jak ty.
– Zamknij się i pisz.
Robię więcej dla tego kraju niż ten gruby łapownik. Nie będzie mi tu udzielał lekcji. Płacę zastanawiając się, dlaczego muszę znosić takiego faceta. Korupcja afrykańskich urzędników, która dawniej mnie bawiła, zaczyna mi już wyłazić bokiem. Rzucam mu banknoty na biurko i zmywam się.
Kiedy przyjeżdżam do domu, jeszcze rozwścieczony rozmową z grubasem, staję nos w nos z innym tłuściochem. Ahmed wpuścił szefa gliniarzy. Jest trochę chudszy od tamtego, bo jego pozycja zawodowa nie pozwala mu kraść aż tak wiele.
Zapewnia mnie, że cieszy się ze spotkania. Przecinam te czułości wyciągając banknot. Udaje urażonego, ale nie mam ochoty tracić z nim czasu. Ten ogromny Murzyn jest wobec mnie jowialny, ale w swoim komisariacie to prawdziwy skurwysyn. Imponujące łopaty, które służą mu za ręce, cieszą się złą sławą wśród ludności Segou. Kiedyś Ahmed miał okazję opatrywać dwóch żebraków, którzy przeszli przez jego biuro, i mogłem osobiście zdać sobie sprawę z ogromu szkód. Tylko Murzyn może przeżyć takie obrażenia. Jaka Afryka byłaby piękna bez tych sukinsynów urzędników.
Ten jest byłym starszym sierżantem armii francuskiej. Jeśli pozwolę mu mówić, znowu będzie mi truł o defiladzie 14 lipca. Przestępuje z nogi na nogę rozumiejąc, że nie czas na pogaduszki.
– Panie Charlie, mój brat w najbliższej przyszłości się żeni.
– Znowu! Zawsze opowiadasz mi tę samą historyjkę.
– Nie. Tym razem to bynajmniej niestety mój brat ten-sam-ojciec-ta-sama-matka.
O! To poważna sprawa. Afrykanie ciupciają gdzie popadnie i każdy ma w rezultacie pełno braci. Ale �ten-sam-ojciec-ta-sama-matka", to prawdziwy, o wiele ważniejszy niż zwykły �ta-sama-matka". Daję mu pięćset franków. Afrykanin zawsze chowa do kieszeni banknot, który się przed nim pojawia, ale najwyraźniej mój rozmówca jest rozczarowany.
– Panie Charlie…
– Nie, wystarczy. Znajdź sobie tańsze kurwy.
Jest rzeczą ogólnie znaną, że szef gliniarzy w Segou pieprzy jak królik. Wiem, że no money no fuck, ale to jego sprawa.
– No jazda, spływaj.
Rozumie. Wychodzi wśród tysiąca ukłonów i pochlebnych uśmiechów. On też mnie chyba zanadto nie kocha. W Afryce, to nie tajemnica, żeby szybko iść do góry i przede wszystkim nie mieć problemów, trzeba dawać pieniądze wszystkim urzędnikom na swoim terenie działania. Kiedy się zapłaciło raz, trzeba płacić ciągle. O tym wiedziałem, ale popełniłem błąd, bo pragnąc natychmiastowego sukcesu, zacząłem za dużo płacić od początku. Teraz czekają tylko na jakiś błąd z mojej strony, i wiem, że jeśli kiedyś będę miał kłopoty, to przez nich.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sahara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.