Cizia Zykë - Sahara
Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sahara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sahara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– No więc tym razem zgarnęliśmy sto trzydzieści tysięcy dolarów, plus to, co zarobiliśmy w Segou.
Ufam tylko dolarowi. Chcę, żeby moje zyski liczone byty w dolarach, i sprawą Chotarda jest, żeby znać ostatnie notowania giełdowe. Bo żądam dokładnych wyliczeń.
– Nieźle. A wydatki?
– W kasie mamy teraz…
Jacky wskazuje na Chotarda, pochylonego nad stosem papierów, śmiejąc się ukradkiem.
– Według dzisiejszego kursu, jak obliczył Chotard, mamy dokładnie osiemdziesiąt tysięcy dolarów.
Chotard drgnął i z niepokojem oczekuje mojej reakcji. Nie każę mu długo czekać.
– Wydaliśmy pięćdziesiąt tysięcy dolarów! Chotard, co to za burdel?
Jacky i ja zupełnie nie dbamy o pieniądze. Są nam tym bardziej obojętne, że nasze zyski są ogromne. Tego Chotard nigdy nie potrafił zrozumieć. Nigdy nie wie, gdzie zaczynają się żarty. Z powagą odpowiada:
– Ależ ja zapisałem wszystkie wydatki. Możesz sprawdzić.
– Pokaż.
Nabiera powietrza i zaczyna:
– Naliczyłem sto osiem baranów…
– Zeżarliśmy to wszystko?
– Przecież po drodze wszystkich zapraszaliście. W sumie…
Jacky wybucha śmiechem. Zapalił ogromnego skręta i zaczyna świetnie się bawić.
– No dobrze, ale przecież nie mogło to kosztować aż tyle. Co dalej?
– Były też dziwki.
– Ile?
– Według dzisiejszego kursu… dwanaście tysięcy dolarów.
– Jak to, dwanaście tysięcy dolarów? Chotard, daj spokój. Przecież nie mogliśmy aż tyle przerżnąć, kolego!
Im dalej zagłębiamy się w rachunki, tym robi się sztywniejszy. Ten mały brunecik, nerwowy, z lekko skośnymi oczami, doskonale pasuje do roli, którą z zapamiętaniem odgrywa, roli dokładnego i kompetentnego księgowego.
– Próbowałem już zwracać wam uwagę na tę kategorię wydatków, które moim zdaniem są przesadne…
– Tak?
– I za każdym razem śmialiście się tylko.
– Naprawdę? Musiałeś się gdzieś pomylić, to przecież niemożliwe. Z triumfem w oczach wyciąga do mnie plik papierów.
– Zaczyna się w Gao. Siedemdziesiąt dwie dziewczyny średnio po osiemdziesiąt franków.
Po czym wylicza mi poszczególne etapy podróży.
– Gossi, trzy. Hombori, dwanaście. Boni, pięć. Douentza, osiem. A niektóre biją rekordy. W Sofara jedna z tych panienek dostała sto pięćdziesiąt franków.
Biorę mu papier z rąk. Rzeczywiście, jest tam napisane: �Sofara, mineta. Charlie".
Zaczynam rozumieć. Wprawdzie w Afryce rżnie się na potęgę, ale trudno jest osiągnąć cokolwiek innego niż zwyczajne bum-bum. "Wziąć do ust, szefie, to nie jest czyste, wsadzić do tyłu, szefie, to boli." Więc trzeba podnieść stawkę. Dziewczyny odmawiają do chwili, kiedy cena staje się nie do odrzucenia. Chotard ciągnie dalej:
– Muszę panu powiedzieć, że jest pan daleko na pierwszym miejscu, za panem jest Jacky i…
Tu nie może powstrzymać uśmiechu. Odchrząkuje:
– No i ja.
– No właśnie!? To ty! Chotard, za dużo ciupciasz.
Tym razem ogarnia go początek paniki. Ten facet jest inteligentny, wykształcony, ma ogromne poczucie humoru. To pierwszorzędny wodzirej. Często wykorzystuje swój wygląd mandaryna, żeby udawać przewrotnego Chińczyka, z jego sarkastycznym rechotem, świetnie opracowany numer. Ale ze mną nigdy nie jest sobą. Zawsze się boi.
– Ależ Charlie, zapewniam cię…
– No już dobrze. Co jeszcze?
– Zabawy, jedzenie, trawka. W sumie przyjemności kosztowały nas prawie trzydzieści tysięcy dolarów.
– Dalej?
– Łapówki dla urzędników. Trochę ponad dziesięć tysięcy. Ta suma stale rośnie.
Dobrze. A dobre uczynki?
– Dziewięć tysięcy siedemset pięćdziesiąt i… no, dziesięć tysięcy!
Dobre uczynki to wszystkie towary, które rozdajemy na szlaku, w tych okolicach, gdzie ludziom brakuje wszystkiego. Dlatego moje konwoje obładowane są puszkami mleka, workami ryżu i pudełkami aspiryny. Ilekroć przejeżdżamy przez Sahel, zatrzymujemy się przy każdym obozowisku, żeby rozdać trochę rzeczy. I to mi się nie podoba. Wydatki na przyjemności są wyższe niż te na dobre uczynki. To nie jest normalne. Żeby przywrócić równowagę, następnym razem zwiększymy udział tych ostatnich.
– Rachunki się zgadzają, Chotard. Będziesz musiał poukładać to wszystko w jakieś segregatory. Za dużo tu bałaganu.
Mówię to tylko tak, żeby go podpuścić, ale nie rozumie mnie i składa wszystko z urażoną miną. Ledwo mówi do widzenia wychodząc, odmówiwszy skręta którego proponuje mu Jacky. Proszę go, żeby, jeśli idzie do baru, rzucił okiem na Peyruse'a i trochę go przypilnował. Bąka pod nosem, że "zobaczy", i zostawia nas.
Od Gao Peyruse niepokoi mnie. Byłoby okropne, gdyby znów zaczął pić. Szybko o tym zapominam. Pościel jest szarawa, ale czysta, i wkrótce zasypiam.
Część trzecia
W Europie pełnia zimy. Nie lubię ani europejskiego chłodu, ani wielkich miast, ale Paryż jest wyjątkiem. To zaczarowane miejsce, tym przyjemniejsze, że mam dwoje doświadczonych przewodników po przyjemnościach, jakie tu można znaleźć: Jacky'ego i Kokę.
Koka macha do nas obiema rękami, kiedy pojawiamy się na lotnisku Charlie-Airport. Inni pasażerowie oglądają się za tą wysoką, ciemnowłosą i wpadającą w oko dziewczyną, która wykrzykuje nasze imiona.
Okrywa Jacky'ego i mnie naszymi futrami, których nie zapomniała przynieść, i całuje mnie z pasją wsuwając mi dłoń w spodnie. Wali Chotarda pięścią w brzuch, to samo spotyka Peyruse'a.
– Ten jest nowy. Milutki jest. No, chłopaki, pośpieszcie się, bo źle zaparkowałam.
Ledwo mam czas wydać ostatnie polecenia Chotardowi i pożegnać się z Peyruse'em.
– Ciao, Peyruse. Spotykamy się za tydzień, przed następnym wyjazdem.
– Ciao, Charlie. Do zobaczenia.
I już Koka ciągnie nas za sobą. Rolls, którego wynajmujemy na czas naszych pobytów w Europie, ustawiony jest krzywo, zagradzając przejazd obwodnicą parkingu. Mały gliniarz przygląda się i zastanawia się, czy interweniować. Koka zakłada szoferską czapkę.
– Wsiadajcie.
Z tyłu oczekuje nas niespodzianka. Na małych stolikach z lakierowanego drewna Koka wyrysowała kokainą ogromne "Welcome".
Obok czeka na nas banknot zwinięty jej rękami, dzięki czemu możemy natychmiast wdychać ten powitalny prezent. W lodówce stoi Magnum szampana. Jakże przyjemny jest ten powrót do cywilizacji!
Koka na pełnym gazie wjeżdża na paryską obwodnicę, odchylając głowę do tyłu, aby napić się trochę szampana prosto, z butelki, którą jej podsuwamy. Patrzy na mnie w lusterku, mówiąc mi różne świństwa, i wyprzedza wszystkie samochody. W niecałe dwadzieścia minut jesteśmy przed jej domem na Avenue Foch.
Stara południowoamerykańska służąca, dawniej niania Koki, otwiera nam drzwi. Uwielbia mnie i wymieniamy parę zdań po hiszpańsku. Salon to ogromny biały pokój, ozdobiony nowoczesnymi rzeźbami. Całość uzupełnia kilka obrazów wielkich mistrzów, wartych majątek. Wokół niskiego marmurowego stolika świta nieuniknionych pasożytów Koki ledwo podnosi na nas wzrok. Jest tu stale dwóch czy trzech frajerów w okularach i stado wspaniałych młodych blondyneczek. Koka bierze jedną z nich za rękę i przyprowadza przed Jacky'ego.
– Jest dla ciebie. Możesz się wyżyć, obiecałam jej, że załatwisz ją jak dziki.
I kieruje oboje ku jednym z drzwi wiodących do pokoi, po czym prowadzi mnie do jednej z łazienek, gdzie oczekuje mnie gorąca kąpiel.
Stanowię wyjątek w życiu cudownej Koki. Ten pijak w spódnicy interesuje się tylko dziewczętami. Blondyneczki z salonu są do jej osobistego użytku. W tej wygodnej łazience przysługuje mi jednakże specjalne traktowanie, jako że oprócz tego, że jest doskonałym kumplem, Koka jest także wyjątkową partnerką. To piękna dziewczyna. Tylko jej biodra, nieco zbyt szerokie, nie odpowiadają klasycznym kanonom piękności, choć jednocześnie dodają jej specyficznego uroku. Koka jest córką dyplomatów jednej z bananowych republik latynoamerykańskich i korzysta z walizy dyplomatycznej, by zaopatrywać się w kokainę na handel. Jest osobą hiperenergiczną, a działalność komercyjna nie przeszkadza jej zajmować się także malarstwem i od czasu do czasu dziennikarstwem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sahara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.