Cizia Zykë - Sahara
Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sahara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sahara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Zostaniesz z nami na następne konwoje?
– Jasne.
Wyrzuca butelkę przez okno i otwiera następną.
– Uratowałeś mi życie, wiesz, Charlie. Gdybym wiedział, wyjechałbym wcześniej. Kiedy pomyślę o tym, ile straciłem czasu…
– A twoja druga żona?
– Tak, to jest problem. Nie mogę jej po prostu zostawić z dzieciakiem. Muszę ich zabezpieczyć. Dam jej trochę forsy.
– O to się nie martw. Nie ma sprawy. Jaka ona jest?
– O, nie jest ładna.
– Kochasz ją?
– Nie… nie.
– Wobec tego dlaczego jesteś z nią?
– Sam nie wiem. Wiesz, jak odeszła Suzy… Było mi źle. Nie wiem.
Kończy butelkę i trzask! – przez okno. Sięga po następną. Znowu rozmawiamy o kumplach z Bordeaux, po czym przez chwilę milczy. Zaczął już wyglądać trochę jak dawniej. Przestał pić i to mu dobrze zrobiło. Przygoda w konwoju i słońce dokonały reszty. Od czasu do czasu rzuca mi spojrzenie i uśmiecha się. Nagle poważnieje, nachmurzony.
– Słuchaj, Charlie…
– No?
– Przerżnąłeś Suzy, prawda?
Suzy, piękna blondynka. Rzuciła mi się do łóżka jeszcze tego samego wieczoru, kiedy po raz pierwszy wróciłem do Bordeaux i odnalazłem grubego Christiana. Opowiadam mu.
Otwiera sobie piwo i w końcu wzdycha:
– Właściwie mam to gdzieś. I tak już odeszła, więc…
Biedak. Kiedy tylko zaczyna o niej mówić, ogarnia go smutek.
– Nadal ją kochasz?
– Tak.
– Ale musisz zapomnieć, stary.
Śmieje się i potrząsa głową. Nalegam:
– Dlaczego chcesz niszczyć sobie życie dla jednej pizdy, co? Tyle innych dookoła. Zobaczysz: w Europie poznam cię z najlepszymi maszynami świata…
– Charlie. Nie chodzi tylko o to… Jest jeszcze coś więcej…
Rezygnuję z wyjaśniania mu mojego punktu widzenia na te sprawy. Nikt nie jest bardziej zaślepiony od zakochanego faceta. Skoro zostaje ze mną, mam nadzieję, że mając więcej czasu wytłumaczę mu parę podstawowych prawd.
Skrzynka piwa powoli się opróżnia, kiedy tak sobie po koleżeńsku rozmawiamy. W połowie nocy wjeżdżamy do Segou. Prowadzę Peyruse'a do ogromnej białej budowli, tuż nad rzeką.
– To mój dom.
W tym małym mieście urządziłem sobie główną siedzibę.
Naciskamy na klakson i po paru minutach Ahmed, mój służący, otwiera bramę. Wjazd ciężarówek do ogrodu budzi śpiących tu i ówdzie ludzi. Wkrótce otacza nas gromada.
– Labes, szefie Charlie?
– Labes, labes.
Stosuję zasadę otwartych drzwi. Starcy, dzieciaki, inwalidzi mieszkają tu na stałe, pod opieką Ahmeda, któremu zostawiam odpowiednie środki.
Szybko zasypiam na ogromnym okrągłym łóżku, które, wraz z wieżą stereo, stanowi jedyne umeblowanie mojego przewiewnego pokoju na pierwszym piętrze.
Rano czuję się już lepiej. Pod moimi oknami widać Afrykę z pocztówek. Pirogi płyną Nigrem, na którego czerwonawych brzegach kłębi się zwarty, kolorowy tłum. Tu się krzyczy, biega, kupuje, sprzedaje. Kobiety z obnażonymi piersiami piorą w błotnistej wodzie kolorowe kawałki materiału.
W Afryce wstaję zawsze bardzo wcześnie. Dwie pierwsze godziny dnia są najprzyjemniejsze. Zwykle spędzam je z Ahmedem, który przygotowuje mi pierwsze śniadanie. To stary, pomarszczony Tamachek, którego wieku nie sposób określić. Towarzyszył mi w pierwszych konwojach. Teraz zrobił się już za stary i zajmuje się domem.
Przykucnięty przed żarem z węgli, na których pieką się kawałki baraniny, zadaje mi pytania o podróż.
– A Kara, mój kuzyn, dobrze się miewa?
– Bardzo dobrze, Ahmedzie, nadal jest ze mną.
– A Radijah? Ożeniłeś się już z nią?
Niedługo będę należeć do rodziny Ahmeda. To wuj Radijah, małej Tamachek, z którą niedługo się ożenię.
– Podczas następnego przejazdu.
Potem opowiada mi, co się wydarzyło tutaj. Kiedy pozostali przychodzą po godzinie, jestem całkowicie zrelaksowany. Prowadzę ich pięćdziesiąt metrów dalej, na prawdziwe śniadanie u libańskiego kumpla.
Kilka dobrze prosperujących sklepów w Segou należy do dwóch braci, Libańczyków, którzy mieszkają tutaj od paru lat. Libańczyków spotkać można we wszystkich małych afrykańskich miastach. Mają talent do handlu, są pracowici i inteligentni, szybko dochodzą do majątku. W Segou jeden z braci, Etienne, ma stację benzynową i kino. Zostaliśmy kumplami, i jemu zamierzam zaproponować małą cysternę. Nie mam specjalnych stosunków z drugim, Francois, poza tym, że prowadzi knajpę i hotel z barem i że tradycyjnie jadam tam mój pierwszy posiłek. Kiedy przychodzę, wychodzi, żeby mnie powitać, i wymieniamy grzeczności. Pyta mnie:
– Jak zwykle?
– Jak zwykle.
Jak zwykle, to znaczy dla mnie dwanaście jaj i stek ważący jak najbliżej kilograma. Kiedy chcę więcej, zamawiam �dwa razy jak zwykle". Takie posiłki należą do mojej afrykańskiej diety. Tutaj trzeba być dużym i dużo ważyć, żeby wzbudzać szacunek. Jako król handlu muszę dbać o swoją reputację. To pierwszy powód, drugim jest to, że mój organizm bez przerwy walczy z trawiącymi mnie gorączkami i malarią, które zwaliłyby mnie z nóg przy pierwszym osłabnięciu.
Jedynym, który jada tyle co ja, jest Jacky. Pochodzi z bogatej francuskiej rodziny, jego wykształcenie zrobiło z niego smakosza i umie jeść. Powoli, spokojnie pochłania całe kilogramy. Chotard obżera się ile może. Peyruse, obolały od kaca, skubie kawałek mięsa i stara się powrócić do formy wypijając kawę za kawą.
Miejsce jest przyjemne i, co rzadkie, czyste. Od ulicy oddziela restaurację krata. Wielu facetów, którzy przechodzą ulicą, zagląda do środka, normalna afrykańska ciekawość, i pozdrawia mnie wesołym "Dzień dobry, szefie Charlie". Odpowiadam każdemu. Mali czyściciele butów czekają, aż ich zawołam. I oczywiście są też dziewczyny. Przed kratą oczekuje nas kolorowe stadko potężnych tyłków i zachęcających uśmiechów. Peyruse, który w Afryce jest jeszcze nowicjuszem, jest jedynym, który im się przygląda.
– Znają was tu, chłopaki. Macie takie powodzenie?
– Ależ skąd. Po prostu zobaczyły ciężarówki, to wszystko. Zamiast płacić pięć franków za sztos, jak wszyscy, daję dwadzieścia, pięćdziesiąt franków. Normalne, że je to interesuje. Tak czy inaczej, to jedyna rzecz, która je przyciąga, bądź spokojny.
Daję kobietom znak, żeby się zmywały. Na razie wolę jeść. Mięso jest doskonałe, krwiste.
– Zresztą, żadna nie ma łechtaczki.
Peyruse, który dotąd przeżuwał jakoś, przełyka z trudnością. Jacky zaśmiewając się opowiada mu ze szczegółami, jak przebiega operacja wycinania łechtaczki, przeprowadzana przez mamusię za pomocą kuchennego noża. Peyruse spogląda na swój krwisty kawałek mięsa i ostatecznie odsuwa talerz.
Jakby nie było, nie mamy czasu myśleć dziś rano o amorach, bo mamy robotę.
Po śniadaniu jedziemy do stacji benzynowej. Upał już się zaczął, przygniata nas żar i szybko jesteśmy zlani potem. Pięciu pracowników stacji, sterczących obok pomp, zawiadamia mnie, że szef jest u siebie.
Etienne jak zwykle pracuje w swoim klimatyzowanym biurze. Ma około czterdziestki, siwe włosy i zaczątki brzuszka, to bardzo sympatyczny facet. Podobnie jak wszyscy libańscy chrześcijanie, doskonale mówi po francusku. Wielokrotnie już wspominał mi o swoim zamiarze kupna cysterny, niezbyt dużej, żeby samemu załatwiać część swojego zaopatrzenia, które tutaj zawsze stwarza problemy. Zanim przystąpimy do omawiania interesów, siadamy przy piwie z lodu, żeby pogadać o jego pięknym kraju.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sahara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.