W holu ktoś grał na pianinie. Nie wiedziała, co to za muzyka, ale odprężała ją. W większości hoteli puszczano w tle ciągle tę samą muzykę: Kenny'ego G. Mała Shanghai nie przepadała za Kennym G. Lecz od ósmej do dziesiątej wieczorem zawsze grano na żywo muzykę fortepianową, dlatego Mała Shanghai bardzo lubiła przychodzić tu o tej porze w poszukiwaniu klientów. Spędzała mnóstwo czasu, stojąc w kącie windy i zatrzymując się na każdym piętrze. Kiedy drzwi się otwierały, zadawała przyciszonym głosem pytanie jednej z recepcjonistek, które siedziały na każdym piętrze: „Jest ktoś?”, a ona odpowiadała jej dyskretnym gestem. Shanghai czasem wysiadała z windy, czasem nie. Dla jadących windą mężczyzn było oczywiste, że jest na sprzedaż.
Jej oczy wyrażały niewinne pożądanie. Wpatrując się w mężczyznę swoimi czarnymi oczyma, pytała: „Masz ochotę?” Wielu nawet na nią nie spojrzało, niektórzy owszem – w gruncie rzeczy przyjmowała to obojętnie. Mała Shanghai była do tego przyzwyczajona. Zdarzało się, że mężczyzna od razu podchodził bliżej i zaczynał jej dotykać; ściskając dłońmi małe, jędrne piersi, sięgał do majtek, by sprawdzić, czy jest wilgotna, a potem podstawiał palce pod nos, by poczuć jej zapach. Wszyscy mężczyźni, którzy dotykali Małej Shanghai w windzie, byli rozgorączkowani i zdenerwowani, a każdy, kto jej się przyglądał, miał w oczach chciwy, drapieżny wyraz. Mała Shanghai zawsze się do nich uśmiechała; sądziła, że podoba się mężczyznom, gdy tak opiera się o ścianę z uśmiechem na twarzy.
Nigdy nie przeklinała, lecz nie protestowała, gdy jakiś mężczyzna przemawiał do niej w wulgarny sposób; może po prostu do tego przywykła. Była jak mała, głupiutka dziewczynka, która nie potrafi nic innego prócz uprawiania seksu. Mimo to promieniowała jakąś czystością – wyglądała niewinnie jak dziewiczy śnieg, dzięki czemu interes świetnie prosperował. Od czasu do czasu, wiedziona przeczuciem, szła za klientem prosto do pokoju, szybkim ruchem ściągała mu spodnie i wkładała sobie jego penisa do ust. Wiedziała, jak obchodzić się z penisami. Każdy penis był po prostu penisem, niczym samym w sobie dobrym ani złym. Niekiedy zdejmowała też własne ubranie, odsłaniając małe, twarde, karminowe sutki, albo wkładała palec w szczelinę między nogami, lecz cokolwiek robiła, nie wypuszczała penisa z ust. Jej ruchy były delikatne, lecz skuteczne. Robiła wszystko, by przekonać mężczyznę, by poszedł z nią do łóżka. Wiedziała, że nie wolno jej zbyt długo przebywać w pokoju. Jeśli zabawiła dłużej niż dziesięć minut, musiała dać recepcjonistce na piętrze napiwek, niezależnie od tego, czy coś zarobiła, czy nie. Kobiety te były jej wspólniczkami – posyłały jej klientów i pełniły funkcję czujek. Gdyby się zorientowały, że je oszukuje, już nigdy nie mogłaby pracować w tym hotelu. Dlatego musiała dbać o to, by ewentualny klient w ciągu dziesięciu minut zdecydował, czy ma ochotę się z nią pieprzyć.
Każdy facet miał ochotę robić z jej ciałem co innego. Czasem musiała robić „sandwicza” – numer, w którym brały udział dwie kobiety i mężczyzna, albo dwóch mężczyzn i kobieta. Była pojętną uczennicą i wiele się nauczyła, uprawiając seks z tak wieloma różnymi mężczyznami. Kiedy facet chwalił jej umiejętności, wydawała się szczęśliwa. Spoglądała na sufit pulsujący nad jej głową, a jej krzyki zawsze brzmiały radośnie – inaczej niż u niektórych kobiet, które krzyczały tak, jakby doświadczały bólu. Okrzyki Małej Shanghai odznaczały się niezwykłym pięknem. Nikt nie wiedział, czy odczuwa autentyczną przyjemność, czy może jest w środku całkiem zdrętwiała – nigdy o tym nie mówiła, ponieważ nikt nigdy o to nie pytał. Wiedziała, że mężczyźni lubią, kiedy krzyczy. Chciała, żeby jak najszybciej kończyli, by mogła pójść do łazienki, umyć zęby i wykąpać się. Kąpała się wiele razy dziennie, na każdy numerek przypadały dwie kąpiele. Po kąpieli dostawała zapłatę, potem mogła się napić coca – coli, a czasem heinekena z barku w pokoju klienta. Po wszystkim wracała do windy.
Zdarzali się mężczyźni cierpiący na impotencję. Mówiła im zawsze: „Wszystko z tobą w porządku, fajny z ciebie gość, po prostu nie przywykłeś do seksu z dziwką. Jesteś trochę nerwowy, ale podobasz mi się. Jesteś naprawdę fajny”. Jedynym sposobem na impotenta był ciągły seks oralny. W gruncie rzeczy Mała Shanghai nie znosiła impotencji. Denerwowała ją najbardziej ze wszystkiego. Smuciła ją, czasem nawet doprowadzała do płaczu. Sądziła, że impotencja musi być czymś bardzo deprymującym dla tych mężczyzn, i nie szczędziła wysiłków, by im pomóc. Jeśli mimo to wciąż nie mieli erekcji, żądała tylko połowy zapłaty, lecz większość i tak płaciła jej pełną cenę. Zdarzali się tacy, którzy wzięli za dużo narkotyków albo za dużo wypili, pieprzyli się z nią mnóstwo czasu i nie mogli skończyć, a jeśli taki klient nie miał wytrysku, dostawała tylko połowę pieniędzy albo gorzej – wychodziła z niczym. W takich sytuacjach Mała Shanghai mogła jedynie starać się dać z siebie wszystko. Czasem pieprzyli się z nią tak długo, że aż drętwiały jej stopy, a w końcu i tak nie płacili. To były najgorsze przypadki.
Jeżdżąc windą do północy, Mała Shanghai czasem zaczynała dzwonić do ludzi albo decydowała się pukać do drzwi pokoi hotelowych. Było to bardzo ryzykowne. Gdyby potencjalny klient na nią doniósł, mogłaby wpaść w tarapaty. Nawet jeśli jej laogong opłacił wszystkich pracujących w hotelu i w jego pobliżu, zawsze pozostawało kilku takich, którzy nie przyjmowali łapówek, i Mała Shanghai doskonale o tym wiedziała. Gdyby na nią doniesiono, laogong nie byłby z niej zadowolony. Mógł ją zbić albo przez wiele dni nie odzywać się do niej, ani tym bardziej nie chodzić z nią do łóżka. Zakochała się w nim całkiem autentycznie – po tym, jak wróciła do niego po pierwszej nocy w pracy, a on ją przytulił. W tym momencie obudziła się w niej miłość. Potrzebowała kogoś, kto by ją pocieszał. Do codziennego wysiłku motywowało ją właśnie to, co wtedy poczuła. Nieustannie tęskniła do tego uczucia.
Mimo wszystko musiała chodzić i pukać do drzwi, bo winda pustoszała, paru potencjalnych klientów zaprosiło do siebie jakieś dziewczyny z zewnątrz, albo faceci byli pijani – robienie tego z pijanymi zajmowało zbyt wiele czasu, a czas to pieniądz, zwłaszcza nocą. Gdy przynosiła dużo pieniędzy, laogong był dla niej dobry. Lubił hazard, a w tym hotelu mieszkały też inne szanghajskie kurczaki i kurze łby. Kiedy dziwki szły zarabiać pieniądze, kurze łby robiły zakłady. Laogong Małej Shanghai przegrywał wszystko, co mu przynosiła. Nawet jeśli coś wygrał, potem przegrywał tę wygraną, i czasem Mała Shanghai musiała to robić nawet w te dni, gdy nosiła tampon. Wierzyła jednak, że jej laogong pewnego dnia weźmie ją za żonę – bo po cóż innego nazywałaby go „swoim starym”, a on ją – „swoją kobietą”? Wierzyła w jego dobre serce. Pewnego razu ktoś przyprowadził mu jakąś dziewczynę. Chciał wziąć sobie drugą kobietę, lecz Mała Shanghai poszła do łazienki i próbowała odebrać sobie życie, i ten jeden raz wystarczył. Nie zrobił tego więcej.
Po roku takiego trybu życia Mała Shanghai nabawiła się poważnej nadżerki szyjki macicy. Dostawała krwawienia za każdym razem, kiedy próbowała uprawiać seks. Poszła do szpitala Liuhua. Lekarz orzekł, że potrzebna jej elektro terapia. Był to starszy mężczyzna, do którego codziennie ustawiała się kolejka dziewczyn. Sławny ginekolog miał miły głos i traktował swoje pacjentki bardzo delikatnie. Po każdym badaniu mył ręce kostką mydła, które wyglądało na bardzo stare i twarde. Miał niezwykle małe dłonie, niemal pozbawione ciała, pokryte ciemnobrązową skórą, poprzecinaną pulsującymi błękitnymi żyłkami. Orzekł, że Mała Shanghai potrzebuje długotrwałej terapii laserowej.
Читать дальше