– Wiesz, co to by znaczyło?
Olbrzym skinął głową.
– Sądzę, że Taylor ma rację wierząc, że w końcu wyjdziesz za niego.
Nancy podniosła się gwałtownie. Stanęła przy oknie, za którym wciąż padał śnieg. Oparła dłonie o szybę. Wyglądała jak więźniarka za kratkami.
– Musiałabym rozwieść się z tobą, żeby wyjść za niego – powiedziała nie oglądając się. – A nie zrobię tego nigdy – dodała tonem, który zaprzeczał jej stwierdzeniu. – Jesteś…
– Najlepszym mężczyzną, jakiego może pragnąć kobieta – dokończył zdanie.
– Jesteś stworzony dla mnie i dla Seana. Dla niego jesteś niezastąpionym ojcem. Jak mogłeś pomyśleć, że zrezygnuję z ciebie? – rozpalała się podnosząc głos w miarę mówienia, jakby zdawała sobie sprawę, że pomysł wcale nie był aż tak niedorzeczny. Może dlatego opierała się ze wszystkich sił, które zresztą nie były tak mocne, jakby chciała to pokazać.
– Spokojnie, pani mecenas – zażartował José podchodząc i przytulając ją do siebie. – Zastanów się, zanim odrzucisz tę nienawistną możliwość nie do przyjęcia. Racje serca i uczucia nie zawsze są na miejscu. I ty to wiesz, choć nie chcesz tego przyznać.
José podniósł jej twarz i ujrzał zapłakane oczy.
– Czego ja chcę, José? – zapytała z dziecinną rozpaczą. – Która droga jest właściwa?
– Jesteśmy na rozdrożu, Nancy – wyjaśnił. – Z jednej strony masz przeciętną rodzinę, która tylko pozornie jest solidna z drugiej sukces przez duże S. Innymi słowy – cel, do którego zawsze dążyłaś. Gdybyś była szczęśliwa, nie pragnąłbym niczego innego, tylko tego, aby tak było dalej. Ale twój niepokój i twoje niezadowolenie są tak widoczne, że wkrótce nawet twoje dziecko to zauważy.
– Popełniłam tyle błędów w życiu. Boję się popełniać nowe.
– Wszyscy się boimy, Nancy. Ale strach nie może powstrzymać naturalnego biegu rzeczy. Woda płynie, gdyż ma płynąć. Grzmot musi uderzyć, błyskawica musi przeciąć niebo. Dla ciebie nadeszła pora, aby oddalić się ode mnie i od mojego świata.
Nancy poczuła ciężar słów José, który ją przygniótł, nie pozostawiając miejsca na hipokryzję.
– Co mam zrobić? – zapytała niespokojnie.
– Zastanowić się spokojnie. Dopóki będziesz panią Dominici, wiele drzwi pozostanie zamkniętych dla ciebie. Nancy Dominici nigdy nie ujrzy swego nazwiska obok nazwisk słynnych prawników, dla których pracuje.
– Żaden z nich nie jest ciebie wart – zaprotestowała zdając sobie doskonale sprawę, że José miał rację. Dobrze wiedziała, że będąc u władzy należy trzymać się żelaznych zasad, które wykluczają pariasów, nawet jeśli dawno zrehabilitowali się za swoje pochodzenie, jak José Vicente Dominici. – Jesteś lepszy od nich wszystkich razem wziętych.
– Nie szukamy kandydata do nagrody za dobry charakter w tę noc Bożego Narodzenia. Mówimy o społecznych uwarunkowaniach. Mam na myśli cele, o które od dawna walczysz.
– Mam już wszystko, czego pragnę – odrzekła bez przekonania.
– Ty chcesz być numerem jeden – poprawił ją. – Ale dopóki będzie trwało nasze przymierze, będzie to niemożliwe.
– Co mam zrobić? – powtórzyła raz jeszcze.
– Musisz poślubić Taylora Carr. On otworzy ci drzwi swojego świata. Przy nim nie będzie ograniczeń dla twoich ambicji. I będziesz mogła wreszcie pokazać, ile jesteś warta.
Nancy przyglądała mu się zdumiona i zafascynowana, jej zamyślone oczy błyszczały radością.
– Od jak dawna przeżuwasz te myśli?
– Od chwili, kiedy cię poznałem. Kiedy byłaś dzieckiem i przyszedłem zaproponować wam pomoc Franka, a ty stanęłaś w drzwiach zapraszając mnie do środka. Pamiętasz?
Tak, pamiętała każdy szczegół z tego odległego dnia. Gdy pierwszy raz ujrzała José, przyrównała go do góry. Przypomniała sobie to wrażenie siły, spokoju, bezpieczeństwa, które emanowało z jego postaci.
– Wzięłam cię za przyjaciela taty. A ty nie mogłeś się zdecydować na wejście. Patrzyłeś na mnie tymi twoimi małymi, ciemnymi oczami – dodała głaszcząc go lekko po twarzy. – Pogłaskałeś mnie po głowie.
Tak, właśnie tak było w ten odległy dzień, kiedy José wyczytał w spojrzeniu Nancy powagę i determinację wzbudzające szacunek.
– Od tamtej chwili wiedziałem, że chcesz zostać kimś. I miałaś wszelkie dane, aby tak się stało. Byłaś ofiarą, ale miałaś niezłomny charakter i rozpaczliwą potrzebę odegrania się za wyrządzoną ci krzywdę. To wtedy odczułem potrzebę przebywania blisko ciebie, pomagania ci, w miarę moich możliwości, w znalezieniu twojej własnej drogi.
– Dlatego zgodziłeś się poślubić mnie?
– Dlatego i z innych jeszcze powodów. Za długo byłoby o tym mówić.
– A teraz dlaczego oddalasz mnie od siebie?
– Ponieważ w tym ostatnim podejściu, które doprowadzi cię na szczyt, jest ci potrzebny ktoś inny. Nie jestem odpowiednią osobą. Będę czynnym widzem. Będę interweniował tylko w razie konieczności. Ale nie sądzę, abym ci był potrzebny.
Nancy położyła mu głowę na ramieniu i cicho zapłakała. Tej nocy, na pożegnanie, kochali się namiętnie i czule. Potem José trzymał ją w swoich ramionach i patrzyli razem na śnieg za oknem, który wciąż padał, nieubłagany, cichy, uroczysty jak ich los.
Dzień później José Vicente Dominici wyjechał do Kalifornii, gdzie miał się osobiście zająć winnicami kupionymi kilka lat wcześniej. Nancy wróciła do Nowego Jorku i złożyła pozew o rozwód.
Sześć miesięcy później ogłoszono zaręczyny Nancy Pertinace, znanego adwokata, z Taylorem Carr, doktorem z Uniwersytetu w Yale, pochodzącym z arystokratycznej bostońskiej rodziny.
Trochę później na tabliczce i firmowym papierze kancelarii Printfull, Kaflich amp; Losey pojawiło się nazwisko Nancy. Od tamtej pory pięła się niepowstrzymanie w górę, a wszystkie drzwi, łącznie z ekskluzywnymi klubami i środowiskiem wyższych sfer, stały otworem przed tą wspaniałą, inteligentną, przedsiębiorczą, wykształconą kobietą, Nancy Carr.
– Było to szczęśliwe małżeństwo? – zapytał Mark, który nie mógł zrozumieć, dlaczego taki mężczyzna jak Taylor Carr pożądał mężatki z dzieckiem, z wyjątkowo burzliwą przeszłością i korzeniami tak odległymi od jego własnych.
W willi José Vicente panowała cisza, rozmawiali prawie szeptem.
– Był to udany związek. Spółka z pozytywnym bilansem. Miłość z fajerwerkami skończyła się z Seanem – wyjaśniła z uprzejmą cierpliwością. – Było to w każdym razie pozytywne doświadczenie. Taylorowi odpowiadała rola Pigmaliona. Ja byłam pilną uczennicą. Uczyłam się dobrze i szybko. Przede mną otworzyły się najbardziej ekskluzywne salony, najbardziej liczące się kluby. Moi teściowie, początkowo bardzo chłodni, z czasem stali się dla mnie i mego syna bardzo mili. U boku Taylora przeżyłam przyjemne lata. Byliśmy w Monte Carlo gośćmi Grace Kelly, na „Christinie” gośćmi Onassisa. Wakacje spędzaliśmy w Acapulco i w Saint Moritz. Mieliśmy mieszkanie w Kensington, Londynie i przy avenue Foch w Paryżu. Jako prawnik byłam rozchwytywana. I kiedy uznałam, że mam wystarczająco dużo znaczących klientów, otworzyłam własną kancelarię razem z bratem Salem. Zajęłam się czynnie polityką, kandydowałam do Kongresu z okręgu Queens i zostałam wybrana. Taylor był zawsze przy mnie. Był wspaniałym mężem i miałam w nim oparcie.
Nancy wstała. Mark uczynił to samo, rzucając jej pytające pytanie.
Читать дальше