– Jutro idziemy na polowanie. Obudź mnie o czwartej.
Sal i Frank Junior chcieli się do nich przyłączyć, ale stary nie zgodził się. I teraz ojciec i syn w sztruksowych marynarkach, z dubeltówkami przewieszonymi przez ramię, posuwali się w ciszy w kierunku góry. Wschód słońca był bliski.
Z łopotem skrzydeł trzy dzikie gołębie poderwały się do lotu.
– Za parę dni my również odlecimy – ogłosił stary Latella patrząc na gołębie. – Wraca się do domu.
– To o tym chciałeś porozmawiać? – odetchnął z ulgą Nearco, który od porwania syna siedział jak na szpilkach.
– Właśnie o tym – odpowiedział kładąc dłoń na czole.
– To dobra wiadomość – ucieszył się.
– Jest tylko mały szczegół – ostudził jego radość. – Ty zostajesz na Sycylii. Z Doris.
Serce mężczyzny na ułamek sekundy przestało bić, aby później podjąć szalony rytm. Wiedział, że ojciec ukarze go, ale nie spodziewał się tak surowej kary.
– Na jak długo? – zapytał.
– Na zawsze.
– Więc to dożywocie.
– We własnej obronie. Każdy twój ruch przynosi szkody. Ostatni wyskok o mały włos nie kosztowałby mnie całego majątku. I życia twojego syna. Przykro mi, Nearco. Ale jestem zmuszony do wyłączenia cię ze spraw rodziny.
Był zimny, stanowczy, bezlitosny. Nearco zbyt dobrze wiedział, że decyzje ojca są nieodwołalne. Stary umiał być głuchy nawet na zew krwi. Szacunek i miłość stanowiły dla niego nierozerwalną całość.
– Ale twój majątek – zareagował Nearco – dzięki sztuczkom twoich prawników i opatrznościowej śmierci Joe La Manny pozostał nietknięty.
– Dobrze powiedziałeś, chłopcze: opatrznościowej. Ale nie możesz mieć wciąż opatrzności po twojej stronie.
Nearco poczuł, że go nienawidzi ze wszystkich swoich sił. Nienawidził tego zwycięskiego ojca nawet wtedy, gdy wydawało się, że cały świat zawalił mu się. Nienawidził go, ponieważ nie potrafił mu dorównać, ponieważ przy nim, czuł się nikim, ponieważ ojciec preferował obcych, takich jak José Vicente czy Sean. Nawet Nancy darzył większym szacunkiem niż jego. Niejeden raz zaskoczył go, gdy analizował z nią problemy, cierpliwie odpowiadał na pytania. Serdeczna więź, która z nim, jego synem, nigdy nie została zadzierzgnięta.
– Wydaje ci się możliwe – wycharczał – że zostanę tu i będę wegetować, nie mając nic do roboty?
– Don Antonino posunął się już w latach – próbował osłodzić pigułkę. – Nie ma dzieci. Zaproponowałem mu przejęcie jego interesów. To będzie twój biznes.
Stary szedł naprzód ścieżką pnącą się teraz zboczem góry. Jego energia i zwinność były zdumiewające. Nearco z trudem dotrzymywał mu kroku.
– Mogłeś przynajmniej porozumieć się ze mną przed złożeniem mu takiej propozycji! – krzyknął z tyłu. A ponieważ ojciec, niewzruszony, kontynuował wspinaczkę, krzyknął gniewnie. – Zatrzymaj się, na Boga, kiedy do ciebie mówię. Nie jesteś Wszechmogącym. A ja nie jestem twoim podnóżkiem.
Stary nie przerywał wspinaczki, jakby nie słyszał. Nearco poczuł do ojca dławiącą nienawiść. Przyłożył strzelbę do ramienia, wycelował w starego i rozkazał mu.
– Zatrzymaj się! Zabiję cię, tato!
Ten rozpaczliwy krzyk odbił się echem od zboczy góry i drgającymi falami popłynął po równinie Castellammare.
Frank zatrzymał się, odwrócił powoli i zastygł naprzeciwko syna celującego do niego z dubeltówki.
– No, na co czekasz? – prowokował go kpiąc. – Pokaż mi, że jesteś mężczyzną, chociaż raz w życiu. A może chcesz, żebym to ja nacisnął na spust? Powiedz.
Nearco opuścił broń i oczy zaszły mu łzami.
– Jestem człowiekiem, tato. Dlatego nie strzelę. Nie jestem mężczyzną, którego pragnąłbyś. Zawsze narzucałeś mi rolę, która była mi obca. Próbowałem zdobyć twoje względy, udając kogoś innego. Czegokolwiek bym nie zrobił, zawsze jest źle. Nie chcę już udawać. Od tej pory nie będę udawał. Wracaj sobie do Ameryki i walcz dalej o władzę. To twoja gra. Gra, w której ludzie tracą życie. Mnie to już nie bawi. Ale powiem ci coś – kontynuował z niebywałą godnością. – Mój syn nie pojedzie z tobą. Weź sobie rodzeństwo Pertinace. Oni są do ciebie podobni. Junior jest inny. Chcę, żeby był szczęśliwy. Dlatego musi być ze swoim ojcem i swoją matką.
Odwrócił się i zaczął zbiegać w stronę równiny. Stary patrzył, jak się oddalał, aż stał się czarnym punkcikiem. Wtedy uśmiechnął się.
– Po raz pierwszy podobasz mi się, mój synu – krzyknął w czyste powietrze wczesnego poranka. – Ale jeśli chodzi o Juniora, to jeszcze zobaczymy.
Ułożył wygodnie na prawym ramieniu dubeltówkę i wrócił po swoich śladach.
Zachód słońca napełnił pokój ciepłym i jasnym światłem, pieszcząc spokojną, nieruchomą postać śpiącej Nancy, uosobienie wdzięku pierwszej młodości.
Niebieskie prześcieradło modelowało ukryte kształty: okrągłą pierś, wygiętą linię bioder, harmonię długich, szczupłych nóg. Sean przyglądał się temu śpiącemu u jego boku stworzeniu i zalała go fala ogromnej czułości, pragnął ją kochać i strzec.
Usta Nancy, na wpół nadąsane, na wpół ironiczne, zapowiadały uśmiech. Delikatne, przezroczyste powieki były niedomknięte, a niewidoczna szczelina była przysłonięta jedwabną firanką rzęs. Sean pragnął dotykać jej, pieścić, żyć w niej. Jego egzystencja to następujące po sobie próby i sprawdziany, nieprzerwany łańcuch niedotrzymanych obietnic. Nancy zaś była jedyną pewną rzeczą w świecie, gdzie wszystko było tymczasowe. Ale z przeszłości dobiegł do niego ostrzegawczy sygnał. Jakby niespodziewanie znalazł się blisko momentu wyrównywania rachunków za popełnione błędy. Poczuł do siebie obrzydzenie, jakby wisiał nad nim wyrok skazujący go na złośliwą samotność.
Nancy obudziła się z radosnym uśmiechem i objęła go.
– Na czym skończyliśmy? – zażartował Sean przytulając ją do siebie.
– Na tym, jak wysłałeś mnie do Włoch niczym paczkę – wyszeptała pieszcząc wargami jego ucho.
Nancy powróciła do Nowego Jorku z rodziną Latella kilka dni temu.
– Są rzeczy, których nie można uniknąć – usprawiedliwił się bawiąc się jej lokami. – Ale teraz znów jesteśmy razem. I to się liczy – dodał odrzucając ponure myśli.
– Wszystko dobre, co się dobrze kończy – stwierdziła ironicznie.
– Jesteśmy gotowi, aby stawić czoła życiu pełnemu niespodzianek – odparował.
– Niespodzianek miłych czy niemiłych? – zapytała podciągając się na łóżku i przeciągając miękko jak kotka.
– Niespodzianki nigdy się nie zapowiadają! Gdyby tak nie było, to co to by były za niespodzianki? – w porę zmienił temat. Gdyby dał ujście swoim myślom, rozmowa zeszłaby na niebezpieczne tory.
Nancy wyciągnęła rękę i wzięła leżącą przed łóżkiem jedwabną bluzeczkę ecru, założyła ją na siebie, zapinając w nagłym przypływie wstydu.
– Za kilka dni wracam do Yale – zakomunikowała. – Mam dwa miesiące opóźnienia w stosunku do programu. Muszę nadrobić stracony czas.
Myśl o ponownym podjęciu studiów napełniała ją dumą.
– A ja? – zaprotestował szukając jej dłoni.
– Nie chcę być już tak długo bez ciebie. Pragnę cię, Sean. Chcę cię dotykać – wyszeptała przechodząc od słów do czynów. – Chcę cię kochać. Oddychać tobą. Słyszeć twój głos. Chcę zasypiać i budzić się w twoich ramionach.
– Czy przypadkiem nie próbujesz mnie uwieść – zaśmiał się.
Читать дальше