Rok później była w ciąży po raz szósty, tym razem udany. Urodził się syn. Wspaniały. Nazwano go Albert, po dziadku. Przez kilka tygodni Cissy bawiła się nową zabawką i była przykładną matką. Po dwóch miesiącach bobas stracił na atrakcyjności i kobieta znów zaczęła pić, narkotyzować się i oddawać się każdemu napotkanemu mężczyźnie. Jak napalona samica podczas rui.
– To nimfomanka – próbował wyjaśnić Joemu lekarz.
– Kurwa – sprecyzował Joe.
– Kobieta chora i nieszczęśliwa – kontynuował lekarz.
– Można ją wyleczyć?
– To skomplikowana sprawa.
– A więc?
– Lubisz ją?
– Tak – odpowiedział Joe, który poślubił ją z wyrachowania, a teraz kochał. Ona również na swój sposób go kochała. W łóżku była jedyną, która umiała dać mu pełną rozkosz.
– Więc musisz postępować tak, jakbyś miał w domu wariata.
– W jaki sensie?
– W takim, że musisz ją chronić.
– Ale jak?
– Zabezpieczając ostre kanty. Upadki będą mniej bolesne.
Joe objął głowę rękami.
– Ja oszaleję!
– Musisz się pogodzić. Powtarzam – to chora kobieta.
I Joe próbował się pogodzić. Najważniejsze, aby rzecz nie przedostała się do publicznej wiadomości i aby zaspokajała swoje potrzeby bez wywoływania skandali.
Tym razem jednak Cissy przebrała miarę. Uwodząc mężczyznę, któremu Joe La Manna zlecił jej pilnowanie, udało się jej wziąć udział w erotycznym spektaklu, który okryłby hańbą rodzinę Chinnici po wsze czasy.
Frank otworzył szufladę biurka, wyciągnął dużą kopertę i podał ją Johnowi Galante.
– Sean i Buchman wiedzą już, o co chodzi – powiedział. – Chciałbym poznać wasze zdanie na temat sposobu postępowania w tej brudnej sprawie.
Galante otworzył kopertę i wyciągnął zdjęcia. On, który znał najbardziej bulwersujące strony życia, uznał te zdjęcia za wstrząsające i aż oniemiał. Wsunął fotografie do koperty, starając się ukryć zdumienie, które wywołały.
– Czy to pewne? – zapytał z dziwnym błyskiem w oku. – Czy to naprawdę Cissy La Manna, ta na fotografii?
Frank przytaknął.
– To pewne – potwierdził Sean.
Nearco wyciągnął rękę do Galante, który przekazał mu kopertę. Latella poczuł się nieswojo na myśl, że syn będzie oglądał te zdjęcia, choć miał czterdzieści lat.
– Chryste Panie! – wykrzyknął Nearco. – To dynamit!
– Dlatego musimy ostrożnie się z tym obchodzić, aby nie wybuchł nam w rękach – skomentował Latella.
Nearco wyciągnął fotografie do José Vicente, ale olbrzym pokręcił przecząco głową.
– Nie w moim typie – powiedział patrząc na Franka z przepraszającą miną.
– Ohyda – usprawiedliwił go Latella. – To tak, jakbyś podniósł błyszczący, wypolerowany kamień, a pod nim znalazł wijące się robaki.
Koperta została odłożona do szuflady.
– Więc? – spytał Frank rzucając wszystkim pytające spojrzenie.
Nearco kręcił się na krześle. Aby dodać sobie pewności, wsadził papierosa do ust i zapalił od strony filtru. Zgasił z niesmakiem. Wyciągnął z paczki drugiego łamiąc go. Trzeciego udało mu się zapalić i zaciągnął się tak, jakby z tej rurki wypchanej tytoniem wysysał życie.
– Jeśli zabierzesz głos i będziesz miał nawet pomysł, nikt się tu nie obrazi – dał mu kuksańca ojciec.
Nearco miał kompleks następcy tronu i wydawało mu się, że wszystko mu się należy. Ale nie robił nic, aby poznać tajniki organizacji, częściowo dlatego, iż uznał, że wie wszystko, częściowo z braku talentu i chęci.
– Mamy w rękach bombę – ucieszył się wydmuchując niebieski dym. – Na co czekamy, aby ją uruchomić? Wystarczy podać do odpowiednich gazet. I gra skończona. La Manna jest skończony – gorączkował się podnosząc głos.
Latella spojrzał na Galante.
– Co o tym sądzisz, John? – zapytał spokojnie jak zwykle.
Stary i wierny współpracownik pokręcił głową.
– Komu to się przyda? – rozumował. – Co nam przyjdzie ze skandalu w prasie?
– Uzyskamy to, że La Manna zareaguje z okrucieństwem tygrysa – wtrącił José Vicente – i rozpocznie najkrwawszą ze wszystkich wojen.
– Dokładnie to by się wydarzyło – potwierdził Latella kierując niemy wyrzut w stronę syna.
– Chryste panie! – rozłościł się Nearco. – Co chciałbyś zrobić? Pójść do niego i powiedzieć: „Popatrz na te świństwa twojej żony, postawmy krzyżyk na przeszłości i pogódźmy się”? Tego chciałbyś?
– To już lepsze rozwiązanie niż to poprzednie, ale jeszcze niewystarczająco skuteczne – odparował spokojnie Frank.
– Musimy doprowadzić Joe La Mannę do burdelu, w którym zostały zrobione te zdjęcia. Joe musi zobaczyć przedstawienie na własne oczy.
– Wyślemy mu zaproszenie z dopiskiem „Obowiązuje strój wieczorowy”. – Nearco próbował odciąć się.
Latella spojrzał na syna z politowaniem.
– Sean zajmie się zaproszeniem. Potem José dostarczy mu zdjęcia. Oczywiście kopie. Wtedy będzie gotowy do pertraktacji. I zaakceptuje kapitulację. Bezwarunkową kapitulację. Ale dopiero po przedstawieniu obejrzanym na żywo. Jasne? – zakończył Frank piorunując syna wzrokiem.
Joe La Manna przeszedł przez hol willi w High Point w New Jersey i zszedł do suteryny. W rozbieralni przebrał się w kostium kąpielowy i otworzył drzwi wychodząc na kryty basen. Był postawnym mężczyzną z niewielką nadwagą, której nie mógł się pozbyć. Wszystkie próby odchudzania kończyły się porażką.
– Spóźniłeś się – skarcił go męski głos, młody i wesoły.
– Utknąłem w korku – usprawiedliwił się, zbliżając się do drabinki.
Atletyczna sylwetka młodego człowieka odcinała się wyraźnie na tle przejrzystej niebieskiej wody w basenie.
– Przepłynąłem już cztery baseny – uśmiechnął się pokazując białe, mocne zęby. – Dzisiaj jestem naprawdę w formie.
– Zobaczymy więc, czy mnie pokonasz – rzucił mu wyzwanie Joe wchodząc do wody i zbliżając się do chłopaka.
Ruszyli jednocześnie na sygnał dany przez Joe i płynęli na plecach młócąc energicznie rękoma. Nogi chłopca leżały bezwładne, a mimo to pierwszy osiągnął przeciwległy brzeg basenu olimpijskich rozmiarów. Mocnym pchnięciem klatki piersiowej wywinął w wodzie koziołka, wypłynął i pracując mocno rękoma zawrócił. Joe dogonił go zadyszany.
– Sapiesz i dyszysz jak lokomotywa, tato – śmiał się chłopak.
– Żadna sztuka! – odciął się zduszonym głosem. – Masz dwadzieścia lat. Nie pijesz, nie palisz. Jesz tyle, ile trzeba.
– Możesz zawsze brać ze mnie przykład – zachęcał go.
– Powinieneś wybrać sobie mądrzejszego ojca – powiedział Joe zbliżając się do drabinki, przy której był jego syn.
– Każdy pretekst jest dla ciebie dobry.
– Chodź, poćwiczymy trochę – zachęcił go chwytając za kostki u nóg.
Albert położył się na wodzie trzymając się rękoma drabinki. Joe zmuszał go do ruchów przypominających jazdę na rowerze. Ćwiczenia wchodziły w skład terapii i Joe za każdym razem, kiedy tylko mógł, zastępował fizjoterapeutę, wkładając w ten obowiązek całe swe ojcowskie uczucie. Po wypadku samochodowym, w trakcie którego jakiś odprysk uszkodził mu kręgosłup i w konsekwencji spowodował paraliż nóg, Albert załamał się. Później chęć życia zwyciężyła i stał się mistrzem w posługiwaniu się fotelem na kółkach. Dzięki odpowiedniemu wyposażeniu mógł znów prowadzić samochód. Miał silnie rozwinięte barki i klatkę piersiową, natomiast nogi były cienkie.
Читать дальше