– Prawdę. Tony Croce jest kuzynem i prawdopodobnie kochankiem Addoloraty Croce. Wdowy Pertinace.
Frank podniósł filiżankę do ust i upił łyk czarnej kawy, gorzkiej i gorącej. Nie zapytał olbrzyma, dlaczego go wcześniej nie poinformował ani jak i kiedy dowiedział się o tym.
Nie osądzał wdowy nie znając faktów. Nie skazywał i nie uniewinniał.
Przez chwilę zastanawiał się nad możliwością zbrodni w afekcie, ale było to zbyt nieprawdopodobne.
– Powinniśmy wiedzieć o wiele więcej o tej historii – poradził. Nigdy nie wydawał poleceń i nie podnosił głosu.
– Zajmę się tym – powiedział José.
Frank dopił resztkę kawy i pobębnił palcami po zeszycie olbrzyma.
– Zajmij się też dziećmi. Sądzę, że naprawdę potrzebują pomocy.
Nancy miała wrażenie, że w drzwiach pojawiła się góra, próbująca przecisnąć się przez nie. A kiedy olbrzym przemówił, wydawało jej się, że jego głos wydobywa się na powierzchnię z głębin morskich. Pobrzmiewała jednak jakaś dobroć w tym niskim głosie i było jakieś piękno w tej brzydkiej, asymetrycznej twarzy o dużym nosie. Od tego mężczyzny biła siła i spokój.
– Nazywam się José. – przedstawił się, uśmiechając do niej i zobaczyła wesołe iskierki w ciemnych oczach olbrzyma.
– Tata nie żyje – zakomunikowała. Nie wiadomo skąd i dlaczego przyszedł jej do głowy pomysł, że mógł to być przyjaciel Calogero.
– Wiem – powiedział olbrzym głaszcząc ją po włosach swoją dużą dłonią.
Miał dobrze skrojoną, w miarę elegancką dwurzędówkę i okropny, srebrny krawat.
– Znał go pan? – zapytała z zainteresowaniem.
– W pewnym sensie – przyznał mężczyzna, rzucając okiem na meble i sprzęty znajdujące się w pokoju, aby wyrobić sobie pogląd na sytuację finansową rodziny.
– Kto to? – spytała Addolorata z kuchni.
– Proszę, niech pan wejdzie – zaprosiła Nancy usuwając się na bok, aby go przepuścić.
José zanim zdecydował się wejść, przez chwilę postał w progu. Było coś nieokreślonego w dużych oczach dziewczynki, niespotykana powaga wzbudzająca szacunek.
– Przyjaciel taty – krzyknęła do matki w odpowiedzi.
Addolorata pojawiła się w drzwiach kuchni, wycierając ręce w fartuch w czerwone i żółte paski. Sal stał za jej plecami.
Obydwoje patrzyli na José z ufnym zdziwieniem.
– Proszę – wtrąciła się Nancy wskazując na kanapę, która była miejscem spania Sala, podczas gdy fotel stojący naprzeciw należał do niej.
– Nie powiedziałbym, że przyjaciel – wyjaśnił José siadając ostrożnie na kanapie, która nagle wydała mu się bardzo mała.
Nancy zapałała instynktowną sympatią do tego mężczyzny.
– Więc? – indagowała Addolorata patrząc na córkę i gościa.
– Don Francesco Latella przekazuje wam swoje ubolewania z powodu śmierci waszego męża – wyjaśnił José. – Przesyła kondolencje.
Spojrzał na ubraną na czarno kobietę i odkrył jej niespotykaną urodę, smutek i słodycz spojrzenia, udrękę w twarzy, której bladość podkreślały czarne, błyszczące włosy, zebrane na karku w kok.
Nie mógł uwierzyć w to, co mu doniesiono. Ta kobieta, dotknięta bólem, krucha i przestraszona istota, miałaby być kochanką Toniego Croce?
Nie nauczył się jeszcze José Vicente Dominici przyjmować rzeczywistości taką, jaka jest.
Addolorata i dzieci spoglądały na niego pytająco. Powód jego wizyty nie został jeszcze wyjaśniony.
– Przypadkowo wasz mąż uratował życie don Francesco Latelli – powiedział José.
– I poświęcił swoje – dorzuciła z bólem Nancy.
– Fatum – powiedział mężczyzna.
Addolorata usiadła na brzegu fotela naprzeciw mężczyzny. Sal stanął za plecami matki, a Nancy pomyślała, że należałoby zaproponować coś do picia niezwykłemu gościowi.
Matka naprawdę musiała być wstrząśnięta, jeśli nie pamiętała o elementarnych zasadach dobrego wychowania. Dlatego odezwała się.
– Może zrobię panu kawy?
José ponownie uśmiechnął się do niej i podziękował skinieniem głowy. Podczas gdy Nancy zajęta była ekspresem do kawy, tacą i filiżankami, mężczyzna zwrócił się do matki.
– Don Francesco czuje się waszym dłużnikiem. A długi trzeba płacić – stwierdził.
– Jest ból, którego nie można ukoić, są długi, których nie można spłacić. Nikt nie zwróci ojca moim dzieciom.
Oczy kobiety zabłysły gniewem i powstrzymywanymi łzami.
José pochylił się do niej, starając się okazać lepiej swoje zrozumienie.
– Kiedy zdarzy się już rzecz nie do odwrócenia, należy myśleć o tych, co pozostali – poradził. Nie był przyzwyczajony do długich przemówień i wydawało mu się, że mówi za dużo.
Nancy podała gościowi filiżankę pachnącej kawy na drewnianej tacy, ozdobionej rysunkami w kolorach błękitu i purpury.
– Krótko mówiąc – podjął, mieszając kawę w filiżance – don Francesco chciałby zająć się waszymi dziećmi – napił się i spojrzał z wdzięcznością na Nancy. – Dziękuję. Właśnie taką lubię. Słodką, mocną i gorącą.
– W jaki sposób? – zapytała Addolorata, która jeszcze nie rozumiała, jak ten bogaty nieznajomy mógłby zająć się Nancy i Salem.
– Na razie przesyła wam to – mężczyzna położył na stoliku wypchaną dolarami kopertę, którą wyciągnął z kieszeni marynarki.
Koperta jaśniała na stoliku budząc nadzieję na lepsze jutro niczym wyspa dla rozbitków z zatopionego statku i Addolorata świadoma tego, jak trudne jest życie, gdy zabraknie ojca, chciała skorzystać z tego pierwszego dowodu solidarności, nawet jeśli pochodził on od osoby budzącej zastrzeżenia.
Ale Nancy uprzedziła ją, wyciągnęła rękę i położyła małą dłoń na kopercie. Podała ją José mówiąc:
– Niczego nie potrzebujemy. Dziękuję.
Mężczyzna szukał w oczach Addoloraty potwierdzenia decyzji podjętej przez dziewczynkę.
– Niczego nie potrzebujemy – powtórzyła kobieta podnosząc się i tym samym zapraszając gościa do zakończenia wizyty.
José potrząsnął głową z dezaprobatą, ale uśmiechnął się na znak szacunku dla decyzji dziewczynki, która według wszelkich oznak decydowała za wszystkich i wzięła na siebie ciężar odpowiedzialności za rodzinę.
– Nazywasz się Nancy, prawda? – zapytał mężczyzna.
– Nancy – odpowiedziała.
– Nancy – podsumował José – jeśli w przyszłości będziesz miała problemy, jakiekolwiek problemy, zadzwoń. Znajdziesz mnie w klubie. – Podał jej wizytówkę. – Klub Dominici. Pamiętaj. Znają go wszyscy tutaj, w Brooklynie.
Olbrzym zabrał kopertę, schował do wewnętrznej kieszeni marynarki, podniósł się, pożegnał i skierował się do wyjścia. Wychodząc dorzucił:
– Zawsze przychodzi taki moment w życiu, kiedy potrzebujemy przyjaciela. Kiedy ten moment nadejdzie, możesz na mnie liczyć.
Addolorata zamknęła drzwi za szeroko uśmiechniętym mężczyzną i natychmiast zwróciła się do córki ze wzrastającą złością.
– Co ci przyszło do głowy? – zganiła ją. – Łez nam brakuje do opłakiwania, a ty odmawiasz pomocy, która zresztą nam się należy.
Sal stanął obok siostry, okazując jej tym swoją solidarność, Nancy poczuła się upokorzona i zmieszana. Sądziła, że dobrze zrozumiała intencję matki, ale widocznie pomyliła się.
– Tata nigdy by nie chciał, żebyśmy zadawali się z pewnymi ludźmi – zaprotestowała, usprawiedliwiając swoje postępowanie.
– Co ty wiesz o ludziach! Jesteś dzieckiem. Nic nie wiesz! – Addolorata westchnęła, ale zabrzmiało to jak łkanie. – Zdajesz sobie sprawę, że poza pensją twojego ojca nic nie mamy?
Читать дальше