Yossarian oderwał wzrok od płonących błaganiem oczu Dobbsa.
– Dlaczego, do jasnej cholery, nie pójdziesz po prostu i nie załatwisz tego? Dlaczego nie przestaniesz gadać o tym ze mną i nie zrobisz tego sam?
– Boję się zrobić to sam. Boję się cokolwiek robić sam.
– Na mnie możesz nie liczyć. Byłbym szalony mieszając się do czegoś takiego teraz, kiedy mam ranę w nodze wartą milion dolarów. I tak odeślą mnie do domu.
– Czyś ty zwariował? – wykrzyknął Dobbs z niedowierzaniem.
– Masz zwykłe draśnięcie. Ani się obejrzysz, jak będziesz znowu latał razem ze swoim Purpurowym Sercem.
– W takim razie rzeczywiście go zabiję – obiecał Yossarian.
– Poszukam cię i zrobimy to razem.
– Zróbmy to jutro, dopóki mamy jeszcze szansę – poprosił Dobbs. – Kapelan mówi, że on znowu zgłosił naszą grupę do nalotu na Awinion. Mogę zginąć, zanim ty wyjdziesz. Zobacz, jak mi się trzęsą ręce. Nie powinienem w takim stanie prowadzić samolotu.
Yossarian nie miał odwagi powiedzieć tak.
– Chcę jeszcze poczekać i zobaczyć, co będzie – powiedział.
– Z tobą tak zawsze; nic nie chcesz zrobić – skarżył się Dobbs wściekłym, ochrypłym głosem.
– Robię wszystko, co mogę – tłumaczył łagodnie kapelan Yossarianowi, kiedy Dobbs odszedł. – Byłem nawet w ambulatorium, żeby porozmawiać w twojej sprawie z doktorem Daneeką.
– Tak, rozumiem – Yossarian z trudem powstrzymywał uśmiech.
– I co się stało?
– Pomalowali mi dziąsła na fioletowo – odpowiedział kapelan z zawstydzeniem.
– I palce u nóg też – dodał z oburzeniem Nately. – A potem dali mu na przeczyszczenie.
– Ale dziś rano poszedłem tam znowu, żeby się z nim zobaczyć.
– I znowu mu pomalowali dziąsła na fioletowo – wtrącił Nately.
– Ale w końcu z nim rozmawiałem – żałośnie próbował usprawiedliwiać się kapelan. – Doktor Daneeką sprawia wrażenie człowieka nieszczęśliwego. Podejrzewa, że ktoś intryguje, aby go przenieść na Pacyfik. Od dawna już wybierał się do mnie z prośbą o pomoc. Kiedy mu powiedziałem, że potrzebuję jego pomocy, poradził mi, żebym poszukał jakiegoś kapelana. – Przygnębiony kapelan czekał cierpliwie, podczas gdy Yossarian i Dunbar ryczeli ze śmiechu. – Kiedyś uważałem, że to grzech być nieszczęśliwym – mówił dalej, jakby recytował tren żałobny. – Teraz już sam nie wiem, co myśleć. Chciałbym poświęcić tematowi grzechu swoje kazanie w niedzielę, ale nie jestem pewien, czy z tymi fioletowymi dziąsłami w ogóle powinienem wygłaszać kazanie. Pułkownik Korn był z nich bardzo niezadowolony.
– Kapelanie, a może byś pobył z nami jakiś czas w szpitalu i przestał się przejmować? – zaprosił Yossarian. – Byłoby ci tu bardzo dobrze.
Bezczelna niegodziwość tej propozycji kusiła i bawiła kapelana przez kilka sekund.
– Nie, chyba nie – zdecydował z ociąganiem. – Muszę załatwić sobie przelot na stały ląd i zobaczyć się w sztabie z kancelistą nazwiskiem Wintergreen. Doktor Daneeką powiedział mi, że on może pomóc.
– Wintergreen jest prawdopodobnie najbardziej wpływowym człowiekiem w naszych wojskach w Europie. Nie tylko segreguje pocztę, lecz ma także dostęp do powielacza. Ale on nie pomoże nikomu. To jeden z powodów, dla których zajdzie wysoko.
– Mimo wszystko chciałbym z nim pomówić. Musi się znaleźć ktoś, kto ci pomoże.
– Lepiej pomóż Dunbarowi – powiedział Yossarian z nutą wyższości. – Ja mam bezcenną ranę w nodze, która mnie uratuje przed udziałem w walkach. A jeżeli to nie pomoże, to jest jeszcze psychiatra, który uważa, że nie powinno się mnie trzymać w wojsku.
– To mnie się nie powinno trzymać w wojsku – jęknął Dunbar zazdrośnie. – To był mój sen.
– Tu nie chodzi o sen, Dunbar – wyjaśnił Yossarian. – Twój sen mu się podoba. Chodzi o moją jaźń. On uważa, że cierpię na rozszczepienie jaźni.
– Jest rozszczepiona przez sam środek – powiedział major Sanderson, który na tę okazję zasznurował swoje niezgrabne, wojskowe buciory i przygładził kruczoczarne włosy jakimś usztywniającym i silnie pachnącym mazidłem. Uśmiechał się ostentacyjnie, aby pokazać, że jest człowiekiem miłym i rozsądnym. – Mówię to nie dlatego, aby być okrutnym czy żeby pana obrażać – mówił dalej z okrutnym i obraźliwym zadowoleniem. – Mówię to nie dlatego, że pana nienawidzę i szukam zemsty. Mówię to nie dlatego, że mnie pan odepchnął i zranił boleśnie moje uczucia. Nie, jestem lekarzem i zachowuję chłodny obiektywizm. Mam dla pana bardzo złą wiadomość. Czy potrafi ją pan przyjąć jak mężczyzna?
– O Boże, nie! – wrzasnął Yossarian. – Załamię się. Major Sanderson natychmiast wybuchnął gniewem.
– Czy nic nie potrafi pan zrobić jak należy? – spytał purpurowiejąc ze złości i uderzając obiema pięściami o blat biurka. – Pański problem polega na tym, że uważa się pan za wyższego ponad wszelkie normy społeczne. Pewnie uważa się pan też za coś lepszego ode mnie tylko dlatego, że nieco później osiągnąłem dojrzałość płciową. A chce pan wiedzieć, kim pan jest? Jest pan sfrustrowanym, nieszczęsnym, rozczarowanym, niezdyscyplinowanym, nieprzystosowanym młodym człowiekiem! – Gniew majora Sandersona zaczął jakby topnieć, w miarę jak recytował tę listę niepochlebnych przymiotników.
– Tak jest, panie majorze – zgodził się Yossarian ostrożnie. – Chyba ma pan rację.
– Oczywiście, że mam rację. Pan jest niedojrzały. Nie potrafi pan pogodzić się z faktem, że jest wojna.
– Tak jest, panie majorze.
– Żywi pan chorobliwą awersję do śmierci. Zapewne odnosi się też pan z niechęcią do faktu, że jest pan na wojnie i w każdej chwili może panu urwać głowę.
– Mało z niechęcią, panie majorze. Jestem absolutnie wściekły z tego powodu.
– Cierpi pan na głęboko zakorzeniony lęk o własne życie. Nie lubi pan fanatyków, chamów, snobów i hipokrytów. Podświadomie nienawidzi pan bardzo wielu ludzi.
– Świadomie, panie majorze, świadomie – poprawił usłużnie Yossarian. – Nienawidzę ich zupełnie świadomie.
– Nie lubi pan, kiedy pana okradają, wyzyskują, spychają, poniżają i oszukują. Nędza działa na pana przygnębiająco. Ciemnota działa na pana przygnębiająco. Prześladowania działają na pana przygnębiająco. Przemoc działa na pana przygnębiająco. Slumsy działają na pana przygnębiająco. Chciwość działa na pana przygnębiająco. Zbrodnie działają na pana przygnębiająco. Przekupstwo działa na pana przygnębiająco. Wie pan, nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że cierpi pan na psychozę maniakalno-depresyjną!
– Tak jest, panie majorze. Prawdopodobnie tak właśnie jest.
– Niech pan nie próbuje przeczyć.
– Wcale nie przeczę, panie majorze – powiedział Yossarian, ucieszony tym, że wreszcie jakimś cudem doszli do porozumienia.
– Zatem przyznaje pan, że jest pan nienormalny?
– Nienormalny? – Yossarian był wstrząśnięty. – Co pan wygaduje? Dlaczego miałbym być nienormalny? To pan jest nienormalny!
Major Sanderson znowu poczerwieniał z oburzenia i ciężko opuścił pięści na uda.
– Mówiąc, że jestem nienormalny, demonstruje pan typowo sadystyczną i mściwą reakcję! – krzyknął pieniąc się ze złości. – Pan jest naprawdę nienormalny!
– To dlaczego nie odeśle mnie pan do kraju?
– A właśnie, że pana odeślę.
– Odsyłają mnie do kraju – oświadczył Yossarian radośnie, kiedy kulejąc wrócił do swojej sali.
– Mnie też! – cieszył się A. Fortiori. – Przed chwilą mi powiedzieli.
Читать дальше