– To nonsens! – twarz Jessiki oblała się rumieńcem. – Chrisa także zaatakowano dwa dni temu.
– To on tak twierdzi.
Kulek odezwał się spokojnym głosem:
– Sądzę, że się pan myli, inspektorze. Niewidzącym wzrokiem popatrzył na córkę i Edith Metlock.
– Wszyscy sądzimy, że się pan myli.
– Mam także wrażenie, że nie całkowicie aprobował pańskie badania w Beechwood.
– To prawda – przyznała Jessica – ale tylko na początku. Teraz zmienił zdanie, stara się nam pomóc.
– Czyżby? – głos Pecka był matowy.
Roper wrócił do pokoju i znów usiadł na krześle, z nie ukrywaną przyjemnością podnosząc z podłogi szklaneczkę whisky. Zanim się napił, zerknął na Pecka.
– Bishop wyszedł zaraz po ósmej. Nasi ludzie pojechali za nim do miejsca w pobliżu Twickenham, ee, Fairview… nie, Fairfield, sanatorium w Fairfield.
– To pewnie jest ten dom, w którym pacjentką jest jego żona – wtrąciła Jessica.
– Klinika psychiatryczna?
Kiwnęła głową; nie mogła odgadnąć, co oznacza wyraz twarzy Pecka.
– Połącz się z nim jeszcze raz, Frank. Powiedz, żeby przywieźli tu Bishopa, myślę, że przyda się na naszym małym zebraniu.
– Teraz?
Usta Ropera znieruchomiały na brzegu szklanki.
– Natychmiast.
Policjant odstawił szklankę i znowu wyszedł z pokoju. Peck pociągnął łyk whisky z wodą i spojrzał znad oprawki okularów na Jacoba Kuleka.
– A zatem, sir, chciał pan omówić jakąś koncepcję.
Niewidomy mężczyzna wciąż myślał o Bishopie. Nie, to było niemożliwe. Chris Bishop był dobrym człowiekiem, co do tego miał pewność. Skomplikowany. Gniewny. Ale nie w stylu Pryszlaka. W końcu Jessica polubiła Bishopa, a była najlepszym sędzią ludzkich charakterów, jakiego znał.” Czasami uważał, że była zbyt wymagająca, zbyt krytyczna… Ci nieliczni mężczyźni w jej życiu nigdy nie sprostali jej oczekiwaniom.
– Panie Kulek – w głosie Pecka zabrzmiała nutka zniecierpliwienia.
– Przepraszam, inspektorze, zamyśliłem się.
– Ma pan jakąś teorię – zagadnął Peck. Wydawało mu się, że oczy Kuleka prześwidrowują go na wylot i mógłby przysiąc, że czuje, jak badają jego umysł.
– Trudno mi ją przedstawić, inspektorze. Pan jest człowiekiem praktycznym, stojącym mocno na ziemi, nie wierzącym w duchy. Ale myślę, że jest pan bardzo dobry w swojej pracy i dlatego zapewne ma pan trochę wyobraźni.
– Dziękuję – skwitował oschle Peck.
– Może zacznę od opowiedzenia panu o dziwnym przeżyciu, jakie dwa dni temu miała Edith. A może sama panu o tym opowiesz? – zwrócił się do medium.
– Jako osoba wrażliwa na wpływy psychiczne – medium, spirytystka, te określenia pewnie są panu lepiej znane, inspektorze – jako osoba wrażliwa jestem bardziej podatna na oddziaływanie sił spoza naszego codziennego życia. Sił ze świata, do którego nie należymy.
– Świata ducha.
– Jeśli można to tak nazwać. Nie jestem już pewna. Możemy mieć błędne pojęcie o tym, co uważamy za „świat ducha”. Niektórzy z moich kolegów po fachu zaczynają mieć te same wątpliwości.
– Chce pani powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak te… duchy?
Roper powrócił do pokoju i ogłupiały spojrzał na Pecka. Kiwnął głową przełożonemu, by pokazać, że jego polecenie zostało wykonane, następnie usiadł na swoim miejscu i sięgnął po szklankę, stojącą u jego stóp.
– Prawdopodobnie nie, przynajmniej w takich kategoriach, w jakich je zawsze rozpatrywaliśmy – odpowiedziało medium – zawsze myśleliśmy o nich jak o odosobnionych zjawiskach, istniejących w innym, niepodobnym do naszego, ale lepszym świecie. Bliżej Boga, jeśli pan woli.
– I to wszystko jest nieprawdą?
– Tego nie powiedziałam. – W jej głosie zabrzmiała nuta irytacji. – My po prostu nie wiemy. Mamy wątpliwości. Może ten świat ducha nie jest oddalony od naszego aż tak bardzo, jak nam się wydawało. I może nie ma w nim poszczególnych zjaw, ale istnieje jako całość. Jako siła.
Peck zmarszczył brwi, Roper łyknął głośno drinka.
– Inspektorze, spróbuję to panu później wyjaśnić – przerwał Kulek. – Myślę, że Edith powinna po prostu opowiedzieć, co jej się przydarzyło dwie noce temu.
Peck przytaknął kiwnięciem głowy.
– Mieszkam sama w małym domku w Woodford – zaczęła Edith. – We wtorek wieczorem, było już późno, gdzieś między dziesiątą a jedenastą, słuchałam radia. Wie pan, lubię te programy „Zadzwoń do nas”. Czasami dobrze jest posłuchać, co zwykli ludzie myślą o kondycji tego świata. Ale odbiornik ogromnie trzeszczał, jakby ktoś w pobliżu obsługiwał maszynę bez tłumika. Próbowałam manipulować gałkami, lecz zakłócenia stale powracały. Najpierw na krótko, później trwały coraz dłużej. W końcu słychać było tylko przeciągłe buczenie, więc wyłączyłam radio. I właśnie wtedy, siedząc tam w ciszy, zauważyłam zmianę w otoczeniu. Przypuszczam, że moją uwagę zbytnio absorbowały zakłócenia w tym diabelnym radiu, bym mogła zauważyć to wcześniej. Nie było w tym nic niepokojącego – często w przeszłości przybywali do mnie bez zapowiedzi. Usiadłam więc w fotelu, by mnie przeniknęli. Wystarczyło mi parę sekund, aby uświadomić sobie, że to było coś przykrego.
– Chwileczkę – przerwał jej Peck. – Przed chwilą mówiła pani, że nie ma pewności, czy istnieje coś takiego jak duchy.
– W stereotypowym podejściu do nich, inspektorze. To nie oznacza, że coś odmiennego od tego co widzimy i czujemy, nie istnieje. Nie można zignorować niewiarygodnej liczby przeżyć psychicznych, które zostały odnotowane. Muszę podkreślić, że w tej chwili nie jestem pewna, co przemawiało przez moją osobę.
– Proszę mówić dalej.
– Czułam, że mój dom jest otoczony hmm…hmm… – szukała właściwego słowa – czarnym całunem. Tak jakby ciemności wokół domu zakrywała okna. Część jej jest już w moim umyśle, czekając, aby mnie pochłonąć. Lecz musiałaby zdusić mnie i nie wiem co ją powstrzymało.
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, pomyślał Peck. Osobiście nie znał żadnej samotnie mieszkającej kobiety, która nie bałaby się ciemności. Mnóstwo mężczyzn też się jej boi, chociaż nie przyznają się do tego.
– Poczułam się tak, jakby napięcie opuściło mnie – powiedziała Edith i z wyrazu jej twarzy Peck odgadł, że przeżywa to wszystko na nowo. – Ale to wciąż było na zewnątrz… czekało. Musiałam przeciwstawić się temu siłą mojego umysłu, oprzeć się pragnieniu, by przepłynęło przeze mnie. To było tak, jakby coś chciało mnie wchłonąć.
Zadrżała i Peck poczuł, jak dreszcz przebiega mu po plecach.
– Musiałam wpaść w trans, nic więcej nie pamiętam. Z wyjątkiem głosów. Wołały mnie. Wyśmiewały się ze mnie. Ale także kusiły mnie.
– Co mówiły te głosy? Pamięta pani?
– Nie. Nie pamiętam słów. Ale czułam, że chciały, abym zgasiła światła. W jakiś sposób, jakaś cząstka we mnie wiedziała, że jeśli to zrobię, to przegram z nimi. Myślę, że w końcu uciekłam w siebie, zamknęłam się w jakimś niedostępnym dla nich zakamarku umysłu.
Muszę spróbować tej sztuczki, gdy komisarz spyta, co udało mi się do tej pory ustalić, pomyślał Peck, powstrzymując znużony uśmiech.
Wyczuli jego cynizm, ale przyjęli go ze zrozumieniem.
– Edith była w tym stanie, gdy ją z Chrisem znaleźliśmy – powiedziała Jessica. – Kiedy tamtego wieczoru wyszliśmy od pana, inspektorze, nagle przestraszyliśmy się, że coś może się jej przydarzyć. Napadnięto na Chrisa, mojego ojca i pannę Kirkhope; zapomnieliśmy o Edith.
Читать дальше