Charles Bukowski - Listonosz

Здесь есть возможность читать онлайн «Charles Bukowski - Listonosz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Listonosz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Listonosz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Większość książek Bukowskiego zawiera wątki autobiograficzne. Tak jest też w powieści Listonosz, w której autor przedstawia dość długi epizod ze swojego życia, kiedy jako doręczyciel przemierzał codziennie ulice Los Angeles z torbą przewieszoną przez ramię. Choć szczerze nienawidził tej pracy, trzymał się jej, jak żadnej innej potem, przez wiele lat. Ta mieszanka niechęci i fascynacji zaowocowała książką pełną pasji, przypominającą reportaż. Z właściwym sobie dystansem i cierpkim humorem Bukowski – krytyczny obserwator rzeczywistości – przygląda się funkcjonowaniu instytucji poczty i panującym w niej stosunkom, z wrażliwością reagując na ludzką krzywdę.

Listonosz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Listonosz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dziewczynę i trzech sortowaczy wywalono na zbity ryj, a pilnowacza zdegradowano o kilka stawek w dół w uposażeniu.

A potem podpaliłem urząd pocztowy!

Sortowałem cholerną liczbę masowych przesyłek, te miliony przeróżnych katalogów i reklam, na których poczta nabijała sobie nieźle kabzę. Chcąc sobie umilić walkę z tym „żywiołem”, paliłem dość kosztowne cygaro. Przerzucając te „luksusowe” szmaty z podręcznego wózka do odpowiednich przegród, usłyszałem nagle krzyk:

TY, TE TWOJE KATALOGI IDĄ Z DYMEM!

Odwróciłem się. Rzeczywiście. Mały, ale jary płomyczek ognia przeskakiwał coraz szybciej z jednej paczki na drugą, dobierając się do powierzonych Poczcie Amerykańskiej przesyłek. Prawdopodobnie popiół cygara musiał się gdzieś tam zawieruszyć.

O kurwa!

Płomień buchnął całkiem w porządku. I mimo, że starałem się go zdusić, waląc na oślep tymi powierzonymi poczcie katalogami, ogień przerzucał się coraz szybciej. Iskry unosiły się do góry i opadały na coraz to inne paczki, wywołując rzadko tu widziane spustoszenie.

O kurwa!

Z tyłu dobiegł mnie współczujący głos kolegi:

– Ty, tu cuchnie ogniem!

– TO NIE CUCHNIE OGNIEM – wykrzyczałem… – TO CUCHNĄ TE SKATALOGOWANE SUPEROKAZJE PO OBNIŻONYCH CENACH!

– O, kurwa, trzeba spierdalać – zawył drugi współczujący mi kolega.

– To spierdalaj – powiedziałem spokojnie. – TO SPIERDALAJ, I TO JUŻ!

Ogień parzył mi dłonie. Całym sercem oddawałem się ratowaniu tych bezwartościowych, luksusowych gówien, dzięki którym Poczta Amerykańska mogła mi płacić marne pieniądze.

Jakoś udało mi się opanować ten pożar. Nie poparzonymi jeszcze stopami zdusiłem resztki tlących się, sczerniałych katalogów z drogiego, kredowego papieru.

Któryś z pilnowaczy pojawił się nagle na horyzoncie. Chciał mi coś powiedzieć. Ale nie powiedział nic. Bo co on mógłby powiedzieć, widząc mnie stojącego w kupie dymu, z palącymi się resztkami przesyłek w rękach? To, co się spaliło, odkładałem na bok, to, co można było przesłać, lądowało w odpowiedniej przegrodzie. Dopiero teraz cygaro wypadło mi z ust. Postanowiłem nie palić więcej cygar.

Dłonie zaczynały bardzo nieprzyjemnie szczypać i dokuczać. Zimna kąpiel w wodzie nie przyniosła oczekiwanego uśmierzenia bólu. Postanowiłem iść do pielęgniarki. Zgodę na to musiał wydać pilnowacz. I wydał!

Tej nocy dyżur miała taka jedna, co to często zaglądała do mnie, ni z gruchy, ni z pietruchy, pytając: „A na co dzisiaj mamy ochotę, Chinaski?”. I jak pojawiłem się u niej w gabinecie, naturalnie, że zadała to samo pytanie.

– Pani mnie sobie przypomina, co?

– No jasne, kilka samotnych nocy ma pan już za sobą, co?

– To prawda – odpowiedziałem.

– Przechowuje pan jeszcze jakieś baby u siebie w mieszkaniu?

– No, a jak! A pani chodzi jeszcze na targ i targa koszyk pełen chłopów?

– Panie Chinaski, na co pan właściwie cierpi?

– Spaliłem sobie dłonie.

– Proszę podejść bliżej. A jak to się stało? Kobieta?

– Czy to jest teraz aż tak ważne? Dłonie są spalone!

Czymś wysmarowała mi ręce, ocierając się o mnie wcale dobrze wyrośniętymi cycami.

– Więc jak to się stało, Henry?

– Cygaro. Sortowałem masówkę, popiół musiał gdzieś spaść, no i buchnęło!

Jej wcale niezłe cyce otarły się znowu o mnie.

– Proszę nie ruszać teraz rękami, proszę!

A potem prawie położyła się na mnie, wcierając w dłonie jakąś nieprzyjemnie wyglądającą maź.

Siedziałem na krześle.

– Co jest Henry, nerwy schowajcie na później!

– A to się da schować… no, Marthę… wiesz, jak to jest!

– Ja się nie nazywam Marthę. Ja jestem Helen.

– No to kiedy wychodzisz za mnie, Helen?

– Co!

– Pytam się, kiedy znowu będę mógł używać rąk?

– Jak się ma na to ochotę, zawsze można ich użyć!

– Co?

– W pracy! W pracy!

Przewiązała mi dłonie bandażem.

– Zdecydowanie lepiej – westchnąłem, patrząc jej głęboko w oczy.

– Nie powinien pan więcej podpalać własnego miejsca pracy.

– To była ta bezwartościowa masówka. Same reklamy!

– Wszystko musi dojść do adresata.

– No jasne, Helen.

Podeszła do biurka, a ja za nią. Wypełniła jakieś tam papiery. Śmiesznie wyglądała z tym czymś na głowie. Będę musiał coś wymyśleć, żeby znowu tu wpaść.

Przyłapała mnie na tym, jak łapczywie lustrowałem jej palce.

– No, panie Chinaski, mam wrażenie, że pan się śpieszy!

– Ach, tak?… dziękuję za wszystko.

– To są moje obowiązki.

– No jasne!

Tydzień później pojawiły się wszędzie napisy: PALENIE ZABRONIONE. Palić można było dalej, ale pod jednym warunkiem – w pobliżu musiała być popielniczka. Popielniczki były, ale pojawiły się także zupełnie nowe. Całkiem zgrabne. Nawet kłujący w oczy napis: WŁASNOŚĆ RZĄDU STANÓW ZJEDNOCZONYCH nie budził żadnych zastrzeżeń. W bardzo krótkim czasie zniknęły. Używane były teraz w domach pracowników Poczty Amerykańskiej. Ja, Henry Chinaski, spowodowałem niezłą rewolucję w amerykańskiej instytucji rządowej.

4

Pojawili się nagle i poodkręcali co drugi kran i to te, z których piliśmy wodę.

– Co do kurwy nędzy tu jest grane – pytałem się.

Nikogo to nie interesowało.

– I co tak trzymacie ryje na kłódki – krzyczałem do kolegów z działu przesyłek masowych. – Ci kradną nam wodę!

Wszyscy nabrali wody w usta. Nie potrafiłem tego pojąć. Kategorycznie poprosiłem, żeby przysłali do mnie przedstawiciela związków zawodowych.

Po paru dniach zjawił się Parker Anderson. Przed objęciem tej zaszczytnej funkcji Parker spał w porzuconych samochodach, a golił się i mył w sraczach na stacjach benzynowych. Próbował także robić jakieś niejasne interesy, bez sukcesu kantując paru też łotrów i szalbierzy. Nie wiem, kiedy zaczął pracę na poczcie, wiem tylko to, że chodził na zebrania, awansował do funkcji szefa zmiany, zbratał się z aktywistami związków zawodowych i został nieoczekiwanie wybrany do Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników Poczt.

– Co to za afera, Hank! Dobrze wiem, że z pilnowaczami sam dajesz sobie dobrze radę.

– Tych tanich pochlebstw możesz sobie zaoszczędzić, baby. Od dwunastu łat płacę na was, nieroby, składki i niczego jeszcze nie chciałem.

– I tak powinno być! Hank, w czym jest problem?

– Chodzi o wodę.

– Brakuje jej wam?

– Jeszcze jej nie brakuje, ale wkrótce może. Odkręcają krany! Obejrzyj się za siebie i zobacz!

– Co mam oglądać? Gdzie?

– Tu!

– Niczego nie widzę!

– No właśnie. Tu był kran, a teraz go nie ma.

– Został odkręcony? Ach, Hank, jeden więcej, jeden mniej!

– Słuchaj Parker, oni likwidują co drugi kran, a jeśli nie będziemy się bronić, wkrótce zabiją dechami co drugi sracz!… a jak się jeszcze bardziej rozzuchwalą i rozochocą…

– Pięknie to ci się ułożyło na języku, Hank – stwierdził Parker. – Ale czego ty chcesz ode mnie? Co ja mam z tym wspólnego?

– Prosiłbym cię, żebyś nabrał powietrza w płuca, zreanimował ten swój martwy z bezczynności płat mózgowy i wyniuchał, w czyim interesie leży niszczenie tych kranów i umywalek!

– To się da zawsze zrobić – skonstatował rzeczowo Parker.

– Więc napij się i wypnij! Od dwunastu lat uzbierało się 624 dolary z moich składek. Mogę was pozbawić tych pieniędzy!

Następnego dnia musiałem długo szukać Parkera. On, ze swojej strony, długo szukał w myślach, jak coś powiedzieć, żeby nic nie powiedzieć. Takich spotkań odbyło się kilka. Wreszcie powiedziałem mu, że mam tego dość, i że daję mu tylko jeden dzień czasu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Listonosz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Listonosz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Charles Bukowski - Post Office
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Women
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Factotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Szmira
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Faktotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Hollywood
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Essential Bukowski - Poetry
Charles Bukowski
Отзывы о книге «Listonosz»

Обсуждение, отзывы о книге «Listonosz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x