Magdalena Tulli - Skaza

Здесь есть возможность читать онлайн «Magdalena Tulli - Skaza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Skaza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Skaza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na oczach czytelnika zostaje powołany do życia wielkomiejski plac, po którym krąży tramwaj. W tej minimalistycznej scenerii zawiązuje się historyjka o dniu powszednim i utajonych namiętnościach mieszkańców: notariusza obarczonego rodziną, studenta radykała, ospałego policjanta, młodej służącej. Sprawy te jednak pozostają w cieniu niejasnej gry, prowadzonej na zapleczach, gdzie ważne są tylko pokątne korzyści niewidocznego personelu, odpowiedzialnego za zewnętrzną oprawę zdarzeń. Wszechobecna, destrukcyjna prowizorka jest wyrazem jego arogancji, która udziela się mieszkańcom, zatruwając uczucia. Ze swej strony pogardzają oni każdym, kto jest od nich zależny. Pogarda wprawia w ruch mechanizm przemocy i wykluczenia, gdy plac zapełnia przybyły tramwajem tłum, nagle pozbawiony dachu nad głową. Im mniej ktoś w tym świecie znaczy, tym więcej cudzych win przychodzi mu dźwigać.

Skaza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Skaza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ten zgiełk, ten zamęt był jedynie dalekim echem – i to jednym z wielu – pewnego katastrofalnego wstrząsu, z którego wzięły początek wszystkie kłopoty. Bez niego nie doszłoby ani do politycznego przesilenia, ani do krachu i paniki. Tego wstrząsu nie było jednak widać ani słychać, w gazetach nie napisano o nim ani słowa. To dlatego, że miał miejsce poza obręczą torów, po których jedzie tramwaj, poza kręgiem kamienic, na zewnątrz koła, jakie oko może zatoczyć. W przestrzeni manewrowej, używanej tylko przez obsługę w drelichach. Tam majstrom i praktykantom omal nie popękały w uszach bębenki.

Wśród fatalnego zamieszania, dźwięczącego samymi fałszywymi tonami, nie muszę ani nadstawiać ucha, ani nawet zgadywać, by wiedzieć aż nadto dobrze, co się stało. Z zamkniętymi oczami można by orzec, że katastrofę wywołały manewry tych, którzy zbyt wiele mieli do ukrycia. Nie widząc ani przez chwilę owych niby to opuszczonych magazynów, siedliska podejrzanych interesów, można by odgadnąć każdy szczegół, od podmurówki po konstrukcję dachową, i w niczym się nie pomylić. Oto mury z pociemniałej czerwonej cegły, nigdy nie myte okna, pokryte szarym nalotem przemysłowego brudu. Nawet jeśli tu i ówdzie brakuje w nich szyby, to każdy blady promień i tak utonie zaraz w powietrzu gęstym od kurzu. Elektryczne żarówki świecą niepewnie, zasilane pokątnie doprowadzonym prądem, ledwie wydobywając z półmroku sterty kartonowych pudeł, drewnianych skrzyń i jutowych worków. Nie trzeba też wcale otwierać opakowań, żeby wiedzieć, co zawierają: sztabki mosiądzu na tabliczki z grawerowanym napisem, bele prawdziwego mahoniowego forniru, zrobione z niepodrabianego marmuru blaty do kawiarnianych stolików, a nawet futryny okienne i miedzianą blachę na parapety. A pod spodem – ciężkie skrzynie pełne wiadomych gwoździ srebrnych, których zawsze wychodzą niepojęte ilości, choć potem nie można się dowiedzieć, do czego ich użyto. Skala przedsięwzięcia najwyraźniej uzasadniała doprowadzenie po cichu wąskotorowej kolei. Bocznica przecina brudne hale, ułatwiając ludziom w drelichach transport dóbr, puszczanych stamtąd w drugi, kryminalny obieg między historyjkami. To dzięki towarowym wagonikom ożywa w utajeniu gorączkowy ruch, którego ostateczny sukces objawi się wydestylowanym z handlowych obrotów czystym zyskiem – stojącymi pod kluczem w jakiejś pakamerze butelkami alkoholu bez akcyzy. Jest rzeczą pewną, że w chwili tąpnięcia hale także zadrżały w posadach. Mogły się nawet potłuc jakieś pojedyncze butelki, lecz przecież inne, pakowane tuzinami w skrzynki, ocalały szczęśliwie.

Wstrząsowi towarzyszył donośny śmiech majstrów i praktykantów. Obiekt zrzucony z wysoka z takim hukiem nie był nawet bombą własnej roboty. Miał raczej ciężar i rozmiary zaginionej kasy ogniotrwałej – właśnie takie, nic dodać, nic ująć. Ale za to trafił celnie w sam splot słoneczny infrastruktury, w ukryty pod darnią podziemny bunkier, w którym zawór gazu opałowego do podgrzewania powietrza sąsiadował ze sprężarką do chłodzenia i z agregatem elektrycznym. Doszło do przebicia stropu, do zgniecenia jakiegoś transformatora, do pęknięcia jakichś rur. Seria wyładowań elektrycznych miała katastrofalne skutki, choć dalekosiężny impet podziemnej eksplozji zgodnie z intencją ominął magazyny z czerwonej cegły. Drgania przeniosły się daleko, być może wzdłuż wodociągów. Kimkolwiek był pomysłodawca, zapewne osobiście śledził przebieg tego manewru. Nie sam, lecz w odzianym w drelichy towarzystwie, które niedbale komentowało przebieg wypadków, po barwie dymu, po brzmieniu detonacji poznając, że pewnie tylko sprężarka ocalała jakimś cudem. A skoro tak, dowcipkowali, zamiast grzania będzie chłodzenie. Zaciągali się przy tym papierosami bez ustników i spluwając okruchami tytoniu, przerzucali się mocnym słowem. Ze złośliwą radością oklaskiwali odgłosy katastrofy, która rozniosła ich własne dzieło. Nic tak nie porywa serc i umysłów, jak monumentalny rozmach zniszczenia. Lekką ręką mnożąc straty właściciela i zleceniodawcy, dano mu stosowną odprawę: niech pożałuje, że nie siedział cicho, póki prócz sejfu wszystko jeszcze stało na swoim miejscu. Co do mnie – bo to do mnie ów sejf należał – w samej rzeczy od razu przyszło mi pożałować.

Układne milczenie pozwoliłoby przynajmniej oszczędzić instalacje, budynki i nawierzchnie. Cóż może być lepszego od milczenia, kiedy prawda prowadzi donikąd. Majstrowie mają dość zdrowego rozsądku, by nie spodziewać się, że uwierzę w ich dobre chęci. Lecz gwiżdżą na to, nie boją się wcale, zadowoleni, że znowu nie dali się na niczym złapać. Bo czy kasa ogniotrwała nie odnalazła się natychmiast, choć pusta? Czy nie dostarczyli odpowiednich pozorów dobrej woli, wymownych przejawów fałszywej gorliwości, z której dla równowagi musieli sami się podśmiewać po kątach? W krzyżowym ogniu pytań jeden po drugim składaliby wyjaśnienia, jąkając się i zacinając jak niedoszli poligloci, co tylko z konieczności mówią w obcym języku. Utrzymywaliby, z ręką na sercu, że sejf utknął w magazynach przez zwyczajną pomyłkę; że po to tylko zawiesili go na ramieniu dźwigu, ażeby niezwłocznie odstawić na właściwe miejsce; że wszystko, co się potem wydarzyło, to przypadek, godny ubolewania, przez nikogo niezawiniony. Pancerne drzwiczki otworzył, jak gotowi byli zapewniać, sam impet upadku, a zawartość, ich zdaniem, porwał wiatr. Uleciały nie wiadomo dokąd akty własności okolicznych kamienic, opiewające na nazwiska tych i tamtych klientów fotografa, rodziców tego czy tamtego gimnazjalisty, a także certyfikaty pożyczki skarbowej złożone w depozycie przez woźnego i policjanta, kaucje za wynajem sklepów, ślubne obrączki czekające parami na swój wielki dzień, weksle różne, na wierzchu ten z fantazyjnym podpisem studenta, łatwo zgadnąć, że bez pokrycia; a także grube i cienkie pliki obligacji państwowych. Jednym słowem, wszystko, co było cennego w całej okolicy, i ponadto wyściełane atłasem pudełko, zawierające niewiadomego pochodzenia kolię z brylantem. A teraz szukaj wiatru w polu. Indagowani w tej sprawie, majstrowie wywróciliby nawet kieszenie, na dowód, że nic nie wzięli.

Praktykant z torbą narzędzi, z niedopałkiem przyklejonym w kąciku ust, wysłany tam właśnie, gdzie nieupoważnionym wstęp jest wzbroniony surowo, nic nie powie, bo sam nic nie wie. W stosownej kolejności użył wskazanych mu przycisków dźwigu, a kiedy huknęło, zamrugał tylko powiekami. I rozejrzał się zdziwiony, bo przecież uczynił dokładnie to, czego chciał od niego majster, nic innego i nic więcej. W chmurze pyłu, jaka się w tejże chwili wzbiła w powietrze, i tak niczego nie zdołałby zobaczyć. Przeciera tylko załzawione oczy. I w tej chmurze pyłu sam także znika. Nawet gdyby udało się wtedy zrobić fotografię, uwieczniłaby ona tylko nieprzenikniony szary obłok. Wstrząs przeszedł falą od epicentrum ku peryferiom. Rzekomy wypadek poruszył warstwy sypkiego piasku pod odległymi fundamentami. Okoliczność ta, z jednego punktu widzenia bardzo niepomyślna, z innego miała wiele zalet. Im bardziej dramatyczne zdarzenia udało się uruchomić ludziom w drelichach, tym oczywistsze będzie spisanie hurtem na straty dowolnych pozycji ze spisów inwentarza użytego w tej albo w tamtej historyjce. Dopiąwszy swego, bo znowu im się powiodło, majstrowie z praktykantami zamykają się w pakamerze i odbijają flaszki nieakcyzowego alkoholu. Harmonia przygrywa im łzawo i fałszywie. Piją i śpiewają, śpiewają i płaczą. W głębi swej samotności każdy z osobna staje się bezbronny. Wtedy dosięga ich największy ból. Zapytują bełkotliwie, dlaczego skazani są na życie bez kobiet, oni jedni? I w rozpaczy tłuką puste butelki, aż brzęk niesie się echem w otchłani, w którą ich strącono. Na wysokościach byliby przynajmniej kimś w rodzaju aniołów o złotych rękach. A kim się stali, kim? – powtarzają, tocząc wściekłym spojrzeniem po suficie. Można sobie wyobrazić piekielny zamęt, jaki zdołaliby stworzyć, gdyby do tego wszystkiego dać im jeszcze kobiety. Mniej by pewnie cierpieli, pogodziwszy się z niedostatkami swej egzystencji. Kwestia ich życia bez kobiet ma pozostać na zawsze zamknięta. Kiedy opróżnią wszystkie butelki, bilans ich zysków powróci do punktu wyjścia. Ale interes będzie się dalej kręcił, na powrót zapełniając tę samą pakamerę rzędami nowych butelek.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Skaza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Skaza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Skaza»

Обсуждение, отзывы о книге «Skaza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x