Aleksander Filonow - Opowiadania
Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Filonow - Opowiadania» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Opowiadania
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Opowiadania: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Opowiadania»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Opowiadania — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Opowiadania», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– piłę- deskę. Zadźwięczy, łamiąc się, taśma ostrza – mały odłamek metalu niczym osa wpije się w nagie ciało policzka – albo przeniknie przez – przezroczyste ciało oka: buchnie krew. Sękami pokryje się trzaśnięta deska – najeży się drzazgami: spartolona robota.
I walniesz pięścią w ścianę, odbijesz się – wstaniesz. Kiedy nie mam siły na piłowanie deski – latam.
Kiedyś skręcę sobie kark.
Sala: widzowie
Szczęki drzwi przeżuwały: łono sali – napełniało się.
Wchodzili- pionowymi kreskami: jednostkami. Wnosili pomięte twarze.
Weszli, rozsiedli się. Piony – zostały złamane: łokcie, bandzioch, kolana. Utonęli w pluszu foteli. Ciało – zlali z siedzeniem: stracili je. Reszta – twarze – wygładzili. Zwrócili ku scenie. Twarze: owale. Usta: dziury. Zero: owal z dziurą. Uśrednili się (A + B = L. Tłusty + chudy = 2 średnich. 1000 foteli + okrągłości zadów = widownia).
Sami z siebie to plamopodobne twarze. Bilardogłowe setki. Losy. Suma: zeru dodać zero – sto razy – dodać zero: zero. Plusz foteli – pomiędzy. Łono sali – dookoła.
I wtedy na scenę wyszedł: rudzielec. Przylgnęli konsternacją. Miękkością papierków – szeleścili. Przestali. Cisza- pod przeponę sufitu. Stamtąd – wszerz – na boki: rozszerzyła się. Uwaga – naciągnięta struna. W dziesiątym rzędzie upuścili numerek: zadźwięczało. Z prawej wybuchł kaszel. Odpowiedziano mu: kche-kche-kche- z różnych końców.
Wystraszeni, uciszyli się.
Niezbyt hałaśliwie – zwykłym głosem – rzucił replikę.
Usłyszeli. Wydawało się: załapali. Zrozumienie – przeszyło ich. Ze zrozumienia – pojawia się pytanie: myśl. U każdego – uświadamiając sobie to oddzielnie – myśli. Ale – podobne do siebie, prawie takie same: jedna myśl – uogólniona, "średnia". Wydawałoby się: jeszcze troszkę – no... – i odpowiedź na pytanie. Odpowiedź – nie padła: to właśnie jest odpowiedź na pytanie. Zadźwięczała obietnicą. Oczekiwali – wzlotu; oczekiwali – rozwiązania. Zlepili się, ścisnęli, zjednoczyli w monolit: salę.
I tylko w szóstym rzędzie ciężko świszcząc oddychał astmatyk – nie usłyszał, skupiony nad natężoną pracą płuc. Nie usłyszał, nie zrozumiał. Cały był: procesem oddychania. Niezrozumieniem odgrodził się. Odpadł od ciała audytorium: appendix. Dyszał. Pozostali- słuchali: oczekiwali zrozumienia.
Zawisła – pauza.
Sala – żądni, czekający. Pauza rozciągała się, napełniając swoją objętość niedomówieniem. Poglądy integrowały się, albowiem pauza jest szyfrem sensu. Sens dojrzewał i nadchodził. Czekali – oczekiwali dalszego ciągu – domówienia. Rzeczki zdań i poglądów osobistych spływały do jednego koryta. Zlały się.
Pauza trwała.
On na scenie – przeciwstawienie. Trzymał pauzę, sam.
W dole to nie twarze – twarz: patrzyło. Jakaś, statystycznie średnia. Plamy zlały się, powstała plama twarzopodobna. Każdy czuł swój byt; oddzielnie, niezależnie. Każdy jest sam. Myśleli – przyjmowali – synchronicznie. Koherentny kłębuszek myśli. Laserowe ciało sali. Byli jak jeden. Mnożąc zero przez zero – sto razy – mnożymy prze zero i mamy: zero. Magiczna, apollińska liczba: sala. I tylko astmatyk z szóstego rzędu świszczał ściśniętymi oskrzelami pojedynczo.
Twarz- patrzyła. Uśrednione (A+B= L. Szatyn + blondynka = podstawowa komórka społeczeństwa. Cukierek miętowy + podwyższony poziom cholesterolu= zamulona słodycz). Czekała, żądała: dawaj. Pauza – trwała: ładowanie lasera.
Pauza przeciągała się – wisiała – lekka i nieprzewidywalna – powietrze – marzenie. Przepełniała swoją objętość, nie mogła się zmieścić, grożąc wzrywem, wybuchem. Twarz – sala – zarumieniła się, zadrżała od niecierpliwości pytania.
Nagle-
Roześmiał się: rudy, chamski i spoliczkował ją słowem. Czekał na rozładowanie lasera: na scenę. Miliony człowiekowoltów. Dotknięcie i – wybuchnie nienawiść: błotnistym potokiem- ze świstem i wrzaskiem, rykiem, odpryskami śliny. Ostrzał na krótki dystans – projektory.
Żujący – przełknęli. Podnieśli ręce. I – dłonie – uderzyły o dłonie. Bilardogłowi- zastukali, poruszyli się. Owacja: deszcz, wysyp stalowego śrutu. Z jednej strony w drugą, i z powrotem, pełna zachwytu uniesienia, wznosząca się do szczytów i – zrywając się – spadała kamiennopadem lawiny. Rozszerzyły się szczeliny: usta. Zabłyszczały sympatią: oczy. Każdy przypuszczał: obraza – dla pozostałych; nie dla mnie. Utożsamieni pogardą dla innych.
Ten na scenie odwrócił się: odszedł.
Przyzywali z powrotem. Nie doczekali się. Opróżnili się z zachwytu. Ucichli.
Twarz – rozpadła się na: twarze. Rozsypali się, rozdrobnili. Wyciekli prostą kiszką przejścia. W luki wyjść – kule: głowy. Odosobnione, ale jednym strumieniem. Tłum. Uśrednione (A+B = L. Rozum + głupota = norma. Samozadowolenie + uniżenie się = duma obywatelska).
Wyciekali z sali. Unosili – pięciokopiejkową pieczęć spoliczkowania. Każdy ją widział – ale tylko u innych.
Byli zadowoleni.
Poczucie własności
Paramonow miał kozła. Właściwie to Paramonow kozłów ścierpieć nie mógł, ponieważ śmierdzą capem. Ale o tego kozła to troszczył się i pielęgnował, i nazywał go Paramoszą. Prawdę mówiąc, charakter Paramosza miał wredny i zżerał wszystko, co pozostawiono na wierzchu – łącznie z forsą. I właściwie żadnego pożytku z niego nie było, jak to z kozła... Ale za to był – swój. Własny.
A Feldiakowicz kozła nie miał, i strasznie zazdrościł Paramonowowi.
Gdyby tak nie było, to po co Paramonow trzymałby kozła w swoim mieszkaniu w blokach?
Logika życia
Pewien biały arkusik prześwitywał na różowo, i marzył o wierszach. Nie uwierzycie – ale rzeczywiście na nim wydrukowano wiersz:
Nie wpadniesz pod tramwaj -
Przepisy drogowe przestrzegaj.
Ale najstraszniejsze było to, że komuś ten wiersz się podobał. Inaczej by ich nie wydrukowano.
Jeżeli zaś chodzi o arkusik – zużyto go w zupełnie innych celach.
Zapomnialem!
Pewien mój znajomy zapominał o wszystkim na świecie.
Wychodząc zapominał zgasić światło, zapominał zakręcać kran w kuchni i wyłączać gaz, zapominał numer swojego mieszkania, a kiedy nawet sąsiedzi mu przypominali, i tak nie mógł trafić do domu, ponieważ zapominał wziąć klucze. Zapominał także numery telefonów, zapominał rzeczy w metro i w autobusie, zapominał własne imię i swój adres, zapominał składać życzenia znajomym z okazji ich święta, a nawet zapominał zwyczajnie się przywitać, zapominał nakładać ciepłą czapkę zimą albo zdjąć ją latem... Jednym słowem – o WSZYSTKIM zapominał! Prawdę mówiąc, ja już sam zapomniałem, o czym on zapominał.
Kiedyś zapomniał, że jest człowiekiem, na środku ulicy stanął na czworaka i zaczął ujadać na przechodniów, dopóki nie podeszła do niego pewna przechodząca staruszka z torbą na zakupy na wózeczku, wypełniona paryskimi bułkami jak trzaskami. Popatrzyła, popatrzyła i powiedziała:
– Co za wstyd! Stary facet, a zachowuje się jak szczeniak! – i pogłaskała go po grzbiecie, ale chlebka to i nie dała...
Wtedy przypomniał sobie, że jest człowiekiem, i poszedł do domu. Ale po drodze zapomniał, dokąd ma iść, i zgubił się. Milicja przez trzy dni szukała go po całym mieście i na przedmieściach, i znalazła go tuż przy jego domu, na drzewie, gdzie on ćwierkał i przeskakiwał z gałązki na gałązkę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Opowiadania»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Opowiadania» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Opowiadania» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.