Aleksander Filonow - Opowiadania

Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Filonow - Opowiadania» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Opowiadania: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Opowiadania»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiadania — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Opowiadania», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na niebie wisi połówka księżyca. Drugiej – nie ma, ponieważ tak trzeba.

Na ziemi – wiatr. Wiatr w listowiu, wiatr w przewodach, wiatr u mnie w głowie.

Idę na przystanek tramwajowy i po drodze rzucam krzywe spojrzenie na Paramonowa, który też tam idzie. Paramonow dostrzega mój wzrok i mile się do mnie uśmiecha. Kawał łajdaka z tego Paramonowa.

Pod pachą trzyma całą kiełbachę, z którą nigdy się nie rozstaje. Wiatr rzuca się na Paramonowa, żeby odebrać mu kiełbasę, ale Paramonow trzyma się za nią obiema rękoma i ściśle wciska ja w swój miękki jak wata bok. Obrażony wiatr bierze się za przeżuwanie czerwonego plakatu wystawy "Światło księżycowe w epoce odrodzenia demokracji".

Na niebie wisi połówka księżyca. Druga – chowają w cieniu.

Stoimy na tramwajowym przystanku, i Paramonow przyjaźnie opowiada mi historyjkę, którą opowiedzieli mu z sąsiedniej kabiny w męskiej toalecie.

– Widzisz polówkę księżyca? – pyta Paramonow. – Drugą karły reakcji sprzedały na zachód. Chciano ich za to zabić, ale ułaskawili. Karę śmierci zamienili na rozstrzelanie. Moim zdaniem, dobrze zrobili, jak myślisz?

Ja myślę powoli.

Myślę: "Jedzie tramwaj".

Jedzie tramwaj. Obchodzę Paramonowa i wsiadam do tramwaju. Tęga obywatelka w płaszczu koloru bzu i zielonym, włóczkowym berecie przeciska swoje ciało poprzez tłum w kierunku wolnego krzesła. Nie zdążam odsunąć się z jej wszechobecnego pragnienia posiedzieć, i wpada na mnie całą swoją masą. To zatrzymuje ją tylko na sekundę, ale miejsce zdążyła zająć brzemienna licealistka w narciarskim stroju. Tęga obywatelka głośno mówi, wskazując palcem i bryzgając śliną. Co ona mówi, ja nie słyszę, ponieważ wiatr w mojej głowie głośno wyje. Odwracam się do okna.

Tam widzę połówkę księżyca. O drugiej – lepiej zapomnieć.

Wyrywam się z tramwaju i idę do domu.

Wiatr przegania po ulicy porwane gazety i trzepoce frędzlami ogłoszeń. I nagle ucicha. Po alei bezszelestnie przesuwa się szereg czarnych limuzyn.

Ciężko mi na duszy, dlatego wesoło podśpiewuję "Niech się święci, niech się święci", od czego moje wnętrzności zbijają się w ściśnięty węzeł, podchodzą pod gardło, i przechodzę do "Niezłomny jest Związek". Skręca mnie. Zatrzymuje się obok kosza i długo wypluwam żółć. Przechodnie ze strachem oddalają się ode mnie. Myślą, że zwariowałem, chociaż ja z pietyzmem wyśpiewuję ich ukochane pieśni.

Na niebie wisi połówka księżyca. Druga – podoba się młodzieży.

W podjeździe otwieram obłupaną skrzynkę pocztową i wyciągam plik gazet sprzed trzech lat. Ważne fragmenty zaznaczono na czerwono. Gazety podrzucił mi mój dobroduszny sąsiad z czwartego piętra. Z wdzięcznością składam gazety w pakiecik i pedantycznie wrzucam do przewodu zsypu na śmieci. Z cichym szelestem gazety prześlizgują się w rurze. Jutro znowu będą w mojej pocztowej skrzynce.

Na niebie wisi połówka księżyca. Druga – nie o nas.

Otwieram drzwi swojego mieszkania. Na progu stoi żona. Omijam ją i wchodzę do domu. Zdejmuje buty i w skarpetkach idę do okna.

Po niebie lata kiełbasa. A jednak wiatr wyrwał ją Paramonowowi. Paramonow biegnie w ślad za nią po ziemi, grożąc wiatrowi miękkim jak wata kułakiem. Niszczę swoim spojrzeniem Paramonowa, i wiatr od razu rozsypuje jego prochy. Paramonow odradza się z prochu w formie dziesiątków małych Paramonowych. Paramonowiątka tworzą klucz i lecą z wiatrem za kiełbasą.

Wchodzę do pokoju i włączam telewizor. W telewizorze pokazują ekran. Na ekranie widać ludzi i nowości.

"...i dopiero teraz spostrzegliśmy, że na niebie wisi tylko jedna połówka księżyca. Dzięki wysiłkom uczonych-megalomaniaków drugą połówkę rozwiał wiatr..."

Za telewizorem jest ściana. Za ścianą – niebo. Po niebie kluczem leci Paramonow. Mimo wszystko, trochę mi go żal, i pocieszam sam siebie wesołą pieśnią:

Może, obraziliśmy kogoś niepotrzebnie –
Kalendarz zasłoni ten arkusik;
Ale bez przygód nie możemy żyć –

I idę do kuchni.

Żona stawia przede mną talerz z wystygłym makaronem. Nie znosi makaronu, i dlatego codziennie je gotuje. Ściskam zęby i wpycham makaron w usta. Żona zastyga na progu, a ja patrzę na nią.

Ona stoi na progu i patrzy w siebie. Uważa się za podobną do połówki księżyca. Drugą połówkę wchłonął byt.

Wiatr, hulający w mojej głowie, wyrywa się i buszuje po kuchni.

Makaron stygnie na talerzu.

Wiatr buszuje po kuchni, nawiewając maleńkie papierowe zaspy wokół kostek żony, stojącej na progu. Z trzaskiem upada taboret – to ja wstaję i idę do wyjścia z kuchni. Na progu stoi żona. Obchodzę ją i natykam się na ścianę. Za ścianą wyje wiatr i wisi połówka Księżyca. Wiatr na zewnątrz niepotrzebnie się natęża, grożąc ciągłości przestworzy. Wiatr u mnie za plecami miota się w ciasnej przestrzeni kuchni. Rozpycham ściany, otwierając mu drogę, i robię krok naprzód.

Wiatr mnie podchwytuje i unosi.

Stoję na jasno oświetlonej połówce Księżyca, jak na scenie, i patrzę w niebo. Na niebie wisi połówka Ziemi. W drugiej połówce świeci się okno. To moje mieszkanie. Na progu stoi żona i patrzy w niebo, na wisząca na nim połówkę księżyca.

Wdycham vacuum i stawiam pierwszy krok ku horyzontowi – tam, gdzie oczekuje mnie druga połówka Księżyca.

Shorty

Koszmarrrr!!!

...a kredens jest z drzewa tekowego, ze wstawkami – z sekwoi, sykomoru, modrzewia, ? powłoczki z różowego drelichu, z kretonu i satyny, w kwiatuszki i jagódki, i jeszcze – tik nerwowy pod lewym okiem: z początku drga delikatna skóra dolnej powieki, trochę powyżej mięśni policzków, potem drgnął kącik oka, ściągnięta została górna powieka, drugi skurcz prostuje brew, jednostronnie kamienieje pół twarzy, i już się nie powstrzymasz – drgają ręce i nogi, po brzuchu przechodzą szybkie dreszcze, wszystko ożyło – i w taniec, w przysiad, w trzęsionkę – ręce na boki, nogi w bok, z pięty na palce, z czubków palców na pięty, z obrotem, z przytupem, umiejętnie i celowo, z przyświstem, z pohukiwaniem, z przyklękiem i drobieniem kroczkami – tak, że aż zatrzęsie się kredens z drzewa tekowego (sekwoja, sykomor, modrzew), spadną z łóżka poduszki w poszewkach z różowego drelichu, z satyny i kretonu, w kwiatuszki i jagódki, i skończy się, w końcu, tik pod lewym okiem, ale za późno: nie ma już granic, nie można wszystkiego zatrzymać, nie da się powstrzymać stepowej swobody rosyjskiej zabawy...

Consensus

Gram na tępej pile, i od tego sam tępieję. Właściwie, mógłbym ją naostrzyć, ale wtedy pokaleczę sobie palce. Co jest gorsze – udusić się lub nażreć serwolatki? Nie wiem, ponieważ moje włosy rosną do środka.

Teraz już druga, a godzinę temu była dwunasta. To tak pewne, jak to, że mam dwoje oczu. Albo, jednakże, tylko jedno? Zresztą nie to jest ważne, ponieważ bielmo na oku całkiem nie przypomina belki (w oku).

Jeśli dostatecznie długo piłuje się belkę, otrzymuje się deskę. Z deski można zrobić łódkę. Maleńką, jak trumienka.

Jeśli miałbym gitarę, grałbym i śpiewał. A zamiast tego buduję trumnę. W sam raz przyda się sąsiadowi z czwartego piętra. Nienawidzę go.

Chętnie bym go zastrzelił, a zamiast tego gram na tępej pile i śpiewam. Niech sobie myśli, że mi wesoło.

Biorę piłę i schodzę na czwarte piętro.

– Wejdź, wypijemy, – mówi, otwierając drzwi.

Piję z gwinta i zabieram się do całowania. Niech mi będzie jeszcze gorzej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Opowiadania»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Opowiadania» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Srokowski - Strach. Opowiadania kresowe
Stanisław Srokowski
Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro
Aleksander Kroger
Aleksander Świętochowski - Wesele satyra
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Woły
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Nad grobem
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Na pogrzebie
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Starzec i dziecię
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Strachy Pentelikonu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Cholera w Neapolu
Aleksander Świętochowski
Отзывы о книге «Opowiadania»

Обсуждение, отзывы о книге «Opowiadania» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x