Przysłuchując się temu, co mówił Oliver, Patterson doznał nagle olśnienia, które go przeniknęło chłodem. „01iver czuje się zawiedziony – pomyślał. – Musi odczuwać pustkę własnego życia, jeżeli tak uparcie pracuje nad synem”. Ale zaraz odrzucił tę myśl. „Nie – rozumował dalej. – On tylko przywykł do kierowania wszystkimi sprawami naokoło. Łatwiej mu przychodzi samemu kierować niż pozwolić, aby to inni robili. Syn to dla niego tylko jedna z tych spraw, którymi kieruje wprost automatycznie.”
– A, prawda – przypomniał sobie 01iver. – Jeszcze jedna sprawa. Uświadomienie seksualne…
Patterson podniósł ostrzegawczo rękę.
– Słuchaj, 01iver – rzekł. – Zdaje się, że naprawdę posuwasz się za daleko.
– Tony nie ma braci ani sióstr – mówił 01iver nie zwracając na niego uwagi. – Moim zdaniem, był trochę zanadto chroniony, zresztą z najbardziej naturalnych powodów. Zarówno matka, jak i ja sam unikaliśmy dotychczas w rozmowach z nim tego tematu. Jak wszystko dobrze pójdzie, to od jesieni Tony wróci do szkoły, a wolałbym, żeby się dowiedział o sprawach płci od inteligentnego młodego mężczyzny, który bądź co bądź przygotowuje się do kariery dyplomatycznej, niż od jakichś trzynastoletnich świntuchów w wytwornej szkole prywatnej.
Bunner skrobał się po nosie z poważną miną.
– Od czego chciałby pan, żebym zaczął?
– A od czego pan sam zaczynał? – zapytał 01iver.
– No, obawiam się, że w tym wypadku musiałbym jednak rozpocząć od wcześniejszego stadium – odparł Bunner. – Mówiłem panu, że ja miałem aż cztery starsze siostry.
– Pozostawiam to zatem do pańskiego uznania. Chciałbym, żeby po tych sześciu tygodniach Tony zdobył, powiedzmy, spokojne rozeznanie teoretyczne, bez gwałtownego pragnienia zanurzenia się natychmiast… no, w… praktyce.
– Będę się starał wytłumaczyć mu te rzeczy wyraźnie – oświadczył Bunner – ale bez jakiegoś babrania się w tym. Będę używał wyłącznie naukowych, poważnych terminów. Co najmniej trzysylabowych. I trzeba będzie pomniejszyć, ile się da, znaczenie… bardziej przyjemnych aspektów zagadnienia, prawda?
– Tak, właśnie – potwierdził Oliver.
Spojrzał jeszcze raz w stronę jeziora. Łódź była już prawie przy brzegu, a Tony stał na rufie i machał do niego ręką ponad plecami matki. Blask słońca odbijał się ostro od jego ciemnych okularów. Oliver odpowiedział machnięciem ręki. Nie odwracając wzroku od żony i syna powiedział do Bunnera:
– Pewnie pan uważa, że mam lekkiego bzika na punkcie tego chłopca, ale nie uznaję absolutnie sposobu, w jaki wychowuje się dzisiaj większość dzieci. Albo daje im się za dużo swobody i wyrastają na rozhukane zwierzątka, albo znowu przytłacza się je zbytnim rygorem, tak że po kryjomu uprawiają rozmaite grzeszki, hodują w sercu mściwość i obracają się przeciwko rodzicom w tym samym momencie, kiedy im się uda znaleźć gdzie indziej pełny talerz. Ale, co najważniejsze – nie chcę, żeby wyrósł na takiego, który się boi…
– No, a ty sam, 01iverze – zapytał Patterson z błyskiem zaciekawienia w oczach – czy ty się nie boisz?
– Okropnie – odparł 01iver.
– Hej, Tony! – zawołał głośniej i ruszył w stronę wody, aby pomóc im wyciągnąć łódkę na brzeg.
Patterson wstał z leżaka i razem z Bunnerem patrzyli, jak Lucy dwoma ostatnimi silnymi ruchami wioseł wyprowadziła łódź aż na żwir. 01iver przytrzymał dziób łodzi, a Lucy, zabrawszy sweter i książkę, wyszła na brzeg. Tony stanął na burcie, przegiął się dla zachowania równowagi i wzgardziwszy pomocą zeskoczył do płytkiej wody.
– Święta Rodzina – zamruczał Patterson.
– Co pan powiedział? – zapytał Bunner zdziwiony i niepewny, czy dobrze usłyszał.
– Nic – odburknął doktor. – On chyba wie, czego chce, prawda?
– O tak, on wie na pewno – uśmiechnął się Bunner.
– Myśli pan, że ojciec może zrobić ze swego syna, co mu się podoba?
Bunner spojrzał na niego podejrzliwie, węsząc jakąś pułapkę.
– Nie zastanawiałem się nad tym – odpowiedział ostrożnie.
– A czy pański ojciec ma takiego syna, jakiego chciał mieć? Bunner już się prawie uśmiechał.
– Nie, chyba nie.
Patterson pokiwał głową. Patrzyli na zbliżającą się trójkę. 01iver szedł w środku, pomiędzy Lucy i Tony’m, który niósł wędkę na ramieniu. Lucy naciągnęła luźny, biały sweter na kostium kąpielowy. Po długim wiosłowaniu na jej górnej wardze i na czole lśniły drobne kropelki potu. Grube podeszwy drewniaków włożonych na bose stopy opadały bezgłośnie na przystrzyżoną trawę. Zbliżając się to zanurzali się w cień pomiędzy drzewami, to znowu wchodzili w blask słońca i wtedy smukłe, nagie uda Lucy świeciły przez chwilę złotym połyskiem. Szła wyprostowana, panując nad ruchami bioder, jak gdyby chciała zatuszować swoją kobiecość. W pewnym momencie zatrzymała się, wsparła się ręką o ramię męża i podniosła stopę, aby usunąć kamyczek, który uwiązł jej między palcami. I oto na jedną chwilę cała grupa zastygła w tej pozie, w ukośnych promieniach letniego słońca, przynikających przez zieleń liści.
Kiedy byli już blisko, Patterson i Bunner usłyszeli dziecinny, jasny alt Tony’ego:
– W tym jeziorze już dawno wszystko wyłowili – dowodził chłopiec.
Mimo że Tony był wysoki na swój wiek, wydał się Bunnerowi wątły i słabo rozwinięty, a głowę miał jak gdyby za dużą w stosunku do tułowia.
Jesteśmy stanowczo za blisko cywilizacji – rozprawiał dalej – Lepiej było się wybrać do North Woods. Tylko że tam znowu
komary, no i te łosie. Z łosiami trzeba uważać. Bert mówi, że tam każdy musi przenosić swoją łódź na głowie. I Bert mówi, że tam jest taka masa ryb, że aż wiosła się łamią.
– Tony – zapytał Oliver poważnie – czy wiesz, co to jest ziarenko soli?
– No, pewnie – odparł chłopak.
– To jest właśnie to, czego potrzeba Bertowi.
– Uważasz, że on zbujał?
– Niezupełnie. Ale trzeba go trochę posolić przed połknięciem, tak jak orzeszki ziemne.
– Muszę mu to powtórzyć – zawołał Tony. – Tak jak orzeszki ziemne!
Zatrzymali się przed Pattersonem i Bunnerem.
– Pan Bunner – przedstawił Oliver. – Moja żona. I Tony.
– Dzień dobry panu – rzekła Lucy.
Skinęła mu lekko głową i zapięła sweterek pod samą szyję. Tony podszedł do Bunnera i podał mu grzecznie rękę.
– Halo, Tony – przywitał go Bunner.
– Halo! Ależ pan ma twardą łapę.
– Grywam w tenisa.
– Załóżmy się, że za miesiąc ja pana ogram. No, może za pięć tygodni.
– Tony… – odezwała się Lucy ostrzegawczo.
– Myślisz, że się tylko przechwalam? – zwrócił się do matki.
– Tak.
Tony wzruszył ramionami i zaczął znowu rozmawiać z Bunnerem.
– Nie pozwalają mi się chwalić. Mam taaakiego forehanda, tylko z backhandem trochę kiepsko. Mogę to panu powiedzieć – oświadczył spokojnie – bo i tak pan się sam przekona od razu w pierwszym gemie. Kiedyś widziałem, jak grał Ellsworth Vines.
– No i co o nim myślisz? – zapytał Bunner.
– Przereklamowany – odparł Tony z lekceważącym skrzywieniem. – Nic trudnego, jak się pochodzi z Kalifornii i można trenować co dzień przez okrągły rok. Pływał pan dzisiaj.
– Tak – potwierdził Bunner, zdziwiony i ubawiony zarazem. – Skąd wiesz?
– Bardzo proste. Czuć pana jeziorem.
– To jeden z jego popisowych kawałków – wmieszał się do rozmowy 01iver i podszedłszy przejechał ręką po włosach chłopca. – W czasie choroby leżał z zabandażowanymi oczami i wtedy wyrobił sobie węch niczym pies myśliwski.
Читать дальше