– Panie Alexander, w tej sprawie nie sposób kierować się wyłącznie literą prawa – mówi sędzia DeSalvo, po czym zwraca się do Sary: – Pani Fitzgerald, stanowczo doradzam pani wynajęcie niezawisłego adwokata, który będzie w tej sprawie reprezentował panią oraz pani męża. Dziś jeszcze nie wydam zakazu kontaktów, ale ostrzegam panią po raz kolejny: proszę nie rozmawiać z córką o procesie aż do rozpatrzenia sprawy, które odbędzie się w poniedziałek. Jeżeli usłyszę, że ponownie zlekceważyła pani niniejsze polecenie, sam postawię panią przed sądem i osobiście dopilnuję pani usunięcia z domu. – Sędzia zatrzaskuje segregator z aktami sprawy i wstaje. – Do poniedziałku bardzo proszę nie zawracać mi głowy, panie Alexander.
– Muszę porozmawiać z moją klientką – oświadczam i szybko wycofuję się na korytarz. Wiem, że Anna czeka tam z ojcem.
Tak jak się spodziewałem, Sara Fitzgerald depcze mi po piętach. Za nią podąża Julia, domyślam się, że z zamiarem łagodzenia ewentualnych spięć. Nagle stajemy jak wryci, cała trójka. Na ławce, na której została Anna, siedzi tylko Vern Stackhouse i drzemie.
– Vern? – odzywam się.
Zastępca szeryfa zrywa się na równe nogi, odchrząkując z zażenowaniem.
– Mam chory kręgosłup. Co jakiś czas muszę usiąść i go odciążyć.
– Gdzie jest Anna Fitzgerald?
Vern ruchem głowy pokazuje główne drzwi.
– Wyszła z ojcem kilka minut temu.
Sara, jak można wyczytać z jej twarzy, jest tym tak samo zaskoczona jak ja.
– Podwieźć panią do szpitala? – pyta Julia.
Matka Anny potrząsa głową i wygląda przez przeszklone drzwi, za którymi tłoczą się dziennikarze.
– Czy jest tutaj jakieś inne wyjście?
Sędzia, mój pies, wtyka mi pysk w dłoń. Cholera, myślę. Julia odprowadza Sarę korytarzem na tyły budynku.
– Muszę z tobą porozmawiać! – woła do mnie przez ramię.
Czekam, aż odwróci się plecami, potem prędko łapię Sędziego za jego uprząż i ciągnę w przeciwnym kierunku.
– Czekaj! – Nie mija pięć sekund, a już słyszę za sobą stukot szpilek na posadzce. – Powiedziałam, że chcę z tobą porozmawiać!
Przez chwilę całkiem poważnie zastanawiam się nad skokiem przez okno. Zatrzymuję się gwałtownie, odwracam i przywołuję na twarz najbardziej ujmujący uśmiech.
– Ściśle rzecz biorąc, powiedziałaś, że musisz ze mną porozmawiać. Gdybyś powiedziała, że chcesz, to być może poczekałbym na ciebie. – Sędzia wbija zęby w połę marynarki, mojej bardzo drogiej marynarki od Armaniego, i zaczyna mnie ciągnąć. – Ale teraz wybacz, jestem umówiony.
– Co ci odbiło? – pyta Julia. – Przecież rozmawiałeś z Anną o zachowaniu jej matki. Powiedziałeś, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
– To prawda. Jedziemy. Sara wywierała nacisk na Annę. Anna miała dość nacisków. Wytłumaczyłem jej, na czym polegają możliwe rozwiązania tej sytuacji.
– Rozwiązania sytuacji? Przecież to jest trzynastoletnia dziewczynka. Czy ty wiesz, ile razy widziałam już na procesach dzieci, które zachowują się dokładnie odwrotnie, niż przewidują ich rodzice? Przychodzi do mnie mama z zapewnieniem, że synek zezna przeciwko facetowi, który go molestował; mówi tak dlatego, że chce posadzić zboczeńca za kratki na dożywocie. Tymczasem jej synka nie obchodzi wyrok dla zboczeńca. On tylko nie chce drugi raz mieć go przed sobą na wyciągnięcie ręki albo uważa, że powinno mu się przebaczyć i dać szansę poprawy, bo tak robią jego rodzice, kiedy on jest niegrzeczny. Nie możesz traktować Anny jak zwykłego dorosłego klienta. Ona nie jest emocjonalnie przygotowana na odcięcie się od rodziny i podejmowanie własnych, niezależnych decyzji.
– Cały ten proces to właśnie ma na celu – zauważam.
– Więc może cię zainteresuje wiadomość, że niecałe pół godziny temu Anna oświadczyła mi, że zmieniła zdanie w kwestii całego tego procesu. – Julia unosi brew. – Nie wiedziałeś o tym, prawda?
– O tym mi nie powiedziała.
– A wiesz dlaczego? Bo obydwoje mówicie o kompletnie różnych rzeczach. Ty jej zreferowałeś prawne metody przeciwdziałania naciskom strony przeciwnej, mającym na celu doprowadzenie do wycofania pozwu. Zgodziła się bez problemu, to jasne. Ale czy naprawdę sądzisz, że ona zrozumiała, co to będzie oznaczać w praktyce? Że w domu będzie o jednego rodzica mniej, że nie będzie komu ugotować obiadu, odwieźć jej do szkoły, pomóc przy lekcjach, że nie będzie mogła pocałować mamy na dobranoc, a cała reszta rodziny będzie na nią bardzo zła? Z całej twojej przemowy Anna wyłowiła dwa słowa: koniec nacisków. Słowa „separacja” nawet nie usłyszała.
Sędzia skowyczy już nie na żarty.
– Muszę iść – mówię.
– Dokąd? – Julia rusza za mną.
– Mówiłem ci. Jestem umówiony. – Wszystkie drzwi w korytarzu są zamknięte, ale w końcu jedna gałka obraca się w mojej dłoni. Zamykam za sobą drzwi na zasuwkę. – Męska – mówię serdecznym tonem.
Julia szarpie za gałkę, bije pięścią w okienko z przydymionego szkła.
– Tym razem mi się nie wymkniesz! – krzyczy do mnie przez zamknięte drzwi. – Czekam tu na ciebie.
– A ja jestem zajęty – odkrzykuję. Sędzia opiera pysk na moim udzie. Zanurzam palce w jego gęstym, długim futrze. – Już dobrze – mówię mu, obracając się twarzą w stronę pustego pomieszczenia.
JESSE
Co jakiś czas zachodzą takie okoliczności, kiedy muszę zaprzeczyć moim poglądom i uwierzyć w Boga. To jest właśnie taka chwila: wracam do domu, a na progu siedzi nieziemska laska. Na mój widok wstaje i startuje do mnie z pytaniem, czy znam może Jessego Fitzgeralda.
– A kto chce wiedzieć? – odpowiadam pytaniem.
– Ja.
Posyłam jej mój najbardziej czarujący uśmiech.
– W takim razie oto jestem.
Przerwę na chwilę opowieść i opiszę wam to zjawisko. Dziewczyna jest starsza ode mnie, ale z każdym kolejnym spojrzeniem różnica wieku coraz bardziej się zaciera. W burzy jej loków mógłbym się zagubić, a jej usta są tak miękkie i pełne, że trudno mi oderwać od nich wzrok nawet po to, żeby ocenić resztę jej walorów. Oddałbym wszystko, żeby móc dotknąć jej skóry, nawet w tych całkiem zwyczajnych miejscach – żeby tylko się przekonać, czy naprawdę jest taka gładka, na jaką wygląda.
– Nazywam się Julia Romano – mówi anioł. – Jestem kuratorem sądowym.
Orkiestra niebiańskich smyczków grająca w mojej duszy w jednej chwili kończy swój występ fałszywym zgrzytem.
– Z policji?
– Nie. Jestem adwokatem. Pomagam sędziemu w sprawie twojej siostry.
– Kate?
Przez jej twarz przebiega jakiś cień.
– Nie. W sprawie Anny. Anna złożyła wniosek o usamowolnienie w kwestii zabiegów medycznych.
– Aha. No tak, wiem o tym.
– Naprawdę? – Widzę, że jest zaskoczona. Pewnie uważała, że nieposłuszeństwo wobec rodziców jest wyłączną domeną Anny. – A wiesz może, gdzie ona teraz jest?
Rzucam okiem na ciemne okna opustoszałego domu.
– Azali jestem stróżem siostry mojej? – Szczerzę do niej zęby. – Jeśli masz życzenie poczekać tutaj na nią, zapraszam do siebie, na górę. Pokażę ci, że tak powiem, moją kolekcję znaczków.
Anioł nie odmawia. Jestem w szoku.
– Niezły pomysł. Chcę cię spytać o parę rzeczy.
Opieram się o framugę i splatam ręce na piersi, wypychając pięściami bicepsy. Posyłam jej uśmiech, który zawrócił w głowie połowie studentek na uniwerku Rogera Williamsa w Bristolu.
– A co robisz dziś wieczorem?
Читать дальше