V V W X Y Z A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U
W W X Y Z A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V
X X Y Z A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W
Y Y Z A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X
Z Z A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y
na czym to polega: następna litera, „I", jest nad „R" w naszym kluczu „Mary Peg", co daje „Z". Ale te same litery jawnego tekstu, jak na przykład „W" w „wielka" i „W we „wsypa", mogą mieć w tekście zaszyfrowanym różne odpowiedniki i dlatego analiza frekwencyjna zawodzi. Teraz zapiszę szybko całe zdanie, żebyś zobaczyła…
Zaszyfrował pośpiesznie całe zdanie i pokazał jej.
UCIEKAJWIELKAWSYPA GCZCZEPIIVJZECEYGY
– Mamy coś, czego nie da się odczytać metodą zwykłej analizy częstotliwościowej, i przez trzysta lat nikt nie mógł złamać takiego szyfru, nie znając słowa klucza. To dla tego słowa torturowano szpiegów.
– Jak na to wpadłeś?
– Ustalając długość słowa klucza, a to można zrobić, analizując powtarzające się kombinacje w zaszyfrowanym tekście. Nazywa się to metodą Kasiskiego-Kerckhoffa. W dostatecznie długim komunikacie lub zestawie komunikatów „UC” wystąpi znów jako odpowiednik „MA” i da ponownie „GC”, wystąpią też inne dwu- i trzyliterowe kombinacje, a wtedy można obliczyć odległość pomiędzy powtórzeniami i ustalić każdy współczynnik numeryczny. W naszym przypadku, mając siedmioliterowy klucz, można spotkać powtórzenia przy siedmiu, czternastu i dwudziestu jeden częściej niż na chybił trafił… Oczywiście dzisiaj używa się narzędzi statystycznych i komputerów. A zatem kiedy wiesz, że słowo klucz ma siedem liter, sprawa jest prosta, bo wtedy masz siedem prostych alfabetów wziętych z tablicy Vigenere'a i dokonując zwykłej analizy częstotliwościowej, możesz rozszyfrować tekst lub odtworzyć słowo klucz. Można ściągnąć z Internetu dwa programy dekryptujące, które zrobią to w parę sekund.
– Więc dlaczego nie złamałeś tego szyfru?
Przesunął palcami po włosach i jęknął.
– Gdybym to wiedział, znalazłbym sposób, żeby go złamać. To nie jest prosty Vigenere.
– A może jest, tyle że ma naprawdę długie słowo klucz. Z tego, co powiedziałeś, wynika, że im dłuższy jest klucz, tym trudniej wyodrębnić powtarzające się grupy.
– Zgadza się. Problem z długimi słowami kluczami polega na tym, że łatwo je zapomnieć i trudno przekazać, kiedy chce się je zmienić. Jeśli na przykład ci goście chcieli zmieniać klucz co miesiąc, żeby mieć absolutną pewność, że żaden szpieg go nie odkryje, to potrzebowali czegoś, co można było przekazać agentowi szeptem w ciemnościach albo w jakimś całkowicie niewinnym liście. Dziś załatwiają to tak, że agent otrzymuje tak zwany klucz jednorazowy, który jest zestawem segmentów nieskończenie długiego, całkowicie losowego klucza. Agent zaszyfrowuje jeden komunikat i pali kartkę z kluczem. Jest to nie do złamania, nawet
przez zaawansowane komputery. Ale takiej metody nie znano w tysiąc sześćset dziesiątym roku.
– A więc co jeszcze wchodzi w rachubę?
– Może to być siatka, a wtedy leżymy.
Widząc, że nie bardzo rozumie, dodał: Siatka Cartana, kawałek kartonu z otworami, w których można odczytać komunikat, kiedy przyłoży się siatkę do tekstu. Przyjmijmy, że zaszyfrowany tekst, który tu wypisałem, jest przypadkowym zestawem liter, ale jeśli przyłoży się do niego siatkę, można odczytać CEP, PIJ albo PIEG…
– Ale jeśli posłużyliby się siatką, zaszyfrowany tekst mógłby wyglądać na normalny list. „Droga Mamo, bawię się tu w Londynie doskonale, kupiłem nowy czerwony kubrak, poluję na niedźwiedzie, szkoda, że Cię tu nie ma, serdeczności, Dick”. A siatka ujawniłaby tekst: „Uciekaj, wielka wsypa”. To znaczy, że chodzi o to, aby ukryty komunikat wyglądał na niewinny list, tak?
Crosetti popukał się w głowę gestem, który mówił: „Co za tępota!”
– Oczywiście. I tu się zgubiłem. W każdym razie utknąłem nie mam pojęcia, co robić dalej. – Poddaję się.
Już powiedziałam: musisz odpocząć.
– Masz rację. Potarł sobie twarz dłońmi, po czym zapytał: – Który dziś?
– Czternasty października. A o co chodzi?
– W Brooklyńskiej Akademii Muzycznej odbywa się festiwal filmów karaibskich, chciałbym zobaczyć jeden obraz, Ludzie i bogowie. Może jeśli się zanurzę w radosnej atmosferze haitańskiego wudu, to wrócę do pracy odświeżony.
– Świetny plan, kochanie pochwaliła Mary Peg.
Ton jej głosu i wyraz twarzy sprawiły, że przyjrzał się jej podejrzliwie.
– Co?
– Nic, kochanie. Pomyślałam, że jeśli nie masz nic przeciwko temu, to sama popracuję nad szyfrem.
– Daj sobie spokój! burknął Crosetti z niejakim poczuciem wyższości. To nie krzyżówka.
Nie było go ponad cztery godziny, bo po projekcji spotkał paru znajomych kinomanów i poszedł z nimi na kawę, żeby przeanalizować film pod kątem technicznym
i artystycznym. Z przyjemnością uczestniczył w dowcipnej i inteligentnej rozmowie, typowej dla takich zapaleńców; zabłysnął kilkoma niezłymi puentami i wdał się w pogawędkę z drobną, żywiołową kobietą, autorką filmów dokumentalnych, z którą wymienił się numerami telefonów. Poczuł się wreszcie normalnie po bardzo długim czasie, jak mu się wydawało. Minęły prawie dwa miesiące od tej historii z Rolly. Rzecz skończyła się tak nagle, jak się zaczęła, pozostawiając w nim dziwne poczucie emocjonalnego wypalenia. Nie była to miłość, tak teraz uważał. Odrobina chemii, jasne, ale, jak zauważyła matka, żeby chemia przeobraziła się w coś trwałego, potrzeba wzajemności i choć trochę zaangażowania, którego z całą pewnością nie doświadczył ze strony Rolly… tylko nicość i ten głupi list, aha, i formułka: „Pożegnaj ode mnie Alberta”. Wciąż go to wkurzało, nie jako cios zadany jego poczuciu własnej wartości, ale jako obraza dla jego zmysłu estetycznego. Był to błąd; nigdy nie umieściłby takiego wątku w scenariuszu, a ponieważ był zwolennikiem realistycznego kina autorskiego, uważał, że takie zdarzenia nie mogą zaistnieć w realnym świecie. Tak wyglądały rozważania Crosettiego w metrze.
Читать дальше