– Jeśli się zgodzisz, wystawię twoją mądrość na próbę.
Fałszywy książę zgodził się od razu, a król opowiedział mu historię oszusta, który ukradł tożsamość innemu człowiekowi i przywłaszczył sobie wszystkie należne mu bogactwa i przywileje. Fałszywy książę był tak arogancki i tak pewny swojej pozycji, że nie zorientował się, iż to on jest bohaterem opowieści.
– Co byś zrobił z takim człowiekiem? – zapytał król.
– Rozebrałbym go do naga i zamknął w beczce nabitej gwoździami – odparł fałszywy książę. – Potem przywiązałbym do beczki cztery konie i kazał ją ciągnąć po ulicach, aż zamknięty w niej człowiek zostałby rozerwany na strzępy.
– Taka więc będzie twoja kara – powiedział król – bo taka była twoja zbrodnia.
Prawdziwy książę odzyskał pozycję, ożenił się z księżniczką i żyli długo i szczęśliwie. Fałszywy książę zginął rozerwany w beczce na strzępy. Nikt po nim nie płakał i nikt po jego śmierci nie wypowiadał jego imienia.
Roland skończył opowiadać i spojrzał na Davida.
– Co sądzisz o mojej historii? – zapytał. Chłopiec zmarszczył brwi.
– Chyba już czytałem podobną historię – powiedział. – Ale jej bohaterką była księżniczka, nie książę. Zakończenie było jednak takie samo.
– Podobało ci się?
– Kiedy byłem mały, tak. Myślałem, że fałszywy książę zasłużył sobie na taki los. Podobało mi się, gdy źli ludzie byli karani śmiercią.
– A teraz?
– Wydaje mi się okrutne.
– Ale on ukarałby winnego w ten sam sposób, gdyby miał taką władzę.
– Chyba tak, ale to nie czyni kary sprawiedliwą.
– Okazałbyś więc litość?
– Gdybym był prawdziwym księciem, tak.
– Wybaczyłbyś mu?
David zastanowił się przez chwilę.
– Nie, postąpił źle, więc zasłużył na karę. Kazałbym mu paść świnie i żyć tak, jak musiał żyć prawdziwy książę, a gdyby skrzywdził jedno ze zwierząt albo innego człowieka, odpłaciłbym mu tym samym.
Roland skinął z aprobatą głową.
– To sprawiedliwa kara i miłosierna. Teraz śpij – powiedział. – Wilki depczą nam po piętach i musisz odpoczywać, kiedy tylko możesz.
David oparł głowę o worek i natychmiast głęboko zasnął.
Nic mu się nie śniło i tylko raz obudził się przed fałszywym świtem, który zwiastował nadejście kolejnego dnia. Otworzył oczy i wydało mu się, że Roland cicho do kogoś przemawia. Kiedy obejrzał się przez ramię, zobaczył, że Roland wpatruje się w mały srebrny medalion. W środku znajdowało się zdjęcie mężczyzny, młodszego od Rolanda i bardzo przystojnego. To do niego szeptał Roland i choć David nie słyszał wszystkiego, słowo „miłość” padło wyraźnie więcej niż jeden raz.
Zakłopotany otulił ciaśniej głowę kocem, by zagłuszyć słowa, i znów zasnął.
Kiedy ponownie się obudził, Roland już się krzątał. David podzielił się z nim swoimi zapasami, choć tak naprawdę niewiele miał do zaoferowania. Umył się w strumyku i już miał zacząć jeden ze swoich rytuałów liczenia, lecz przypomniał sobie radę Leśniczego i zamiast tego wyczyścił miecz i naostrzył go o skałę. Sprawdził też, czy pas mocno się trzyma i czy nie poluzowała się pętelka przytrzymująca pochwę. Potem poprosił Rolanda, żeby nauczył go dosiadać Scyllę oraz poprawiać uprząż i wodze. Roland pokazał mu też, jak sprawdzać nogi i kopyta konia w poszukiwaniu najdrobniejszych zadrapań i skaleczeń.
David już miał go zapytać o zdjęcie w medalionie, lecz nie chciał, by pomyślał, że szpiegował go w ciemnościach. Zamiast tego zadał pytanie, które nie dawało mu spokoju od chwili poznania, i przy okazji otrzymał odpowiedź dotyczącą tajemniczego mężczyzny ze zdjęcia.
– Roland – zaczął, gdy żołnierz siodłał Scyllę. – Jakie zadanie postawiłeś przed sobą?
Roland zacisnął mocno popręg na brzuchu konia.
– Miałem kiedyś przyjaciela – odparł. – Miał na imię Raphael. Ludzie powątpiewali w jego odwagę i oczerniali go za plecami, a on chciał udowodnić, że się mylą. Usłyszał opowieść o kobiecie, która uśpiona zaklęciem czarodziejki leży w komnacie pełnej skarbów. Złożył uroczystą przysięgę, że uwolni ją od zaklęcia. Wyruszył z mojego kraju, by ją odnaleźć, lecz nigdy nie wrócił. Był mi bliższy niż brat. Przysiągłem, że odkryję, co mu się przytrafiło, i pomszczę jego śmierć, jeśli taki los go spotkał. Zamek, w którym leży uśpiona kobieta, porusza się podobno wraz z fazami księżyca. Teraz znajduje się w miejscu oddalonym o dwa dni jazdy stąd. Kiedy już odkryjemy tajemnicę drzemiącą w jego ścianach, zabiorę cię do króla.
David wspiął się na grzbiet Scylli, po czym Roland wyprowadził konia za uzdę na drogę, sprawdzając grunt, czy nie kryją się tam niebezpieczne dla niego wgłębienia. David powoli przyzwyczajał się do konia i rytmu jego ruchów, choć nadal odczuwał ból po całodziennej jeździe. Przytrzymał się mocno kuli siodła i wyjechali z ruin kościoła, gdy na niebie pojawiły się pierwsze promienie światła.
Nie zrobili tego niezauważeni. Z kępy jeżyn rosnącej za ruinami śledziła ich para ciemnych oczu. Futro wilka było bardzo ciemne, a jego pysk bardziej przypominał twarz człowieka. Był owocem związku wilkona i wilczycy, lecz zarówno pod względem wyglądu, jak i natury był podobny do matki. Największy i najbardziej dziki ze swego gatunku, był pewnego rodzaju mutantem, wielkim jak kucyk, ze szczękami zdolnymi objąć pierś mężczyzny. Zwiadowca został wysłany przez stado, by wytropić chłopca. Stracił ślad na drodze, lecz pochwycił znów między drzewami i dotarł aż do małej chatki ukrytej głęboko w lesie. Tam prawie dokonał żywota, bo krasnoludki obwarowały swój domek pułapkami: wykopały głębokie doły i powbijały w nie zaostrzone kije, przykrywając wszystko patykami i trawą. Wilk nie wpadł do środka wyłącznie dzięki szybkiemu refleksowi i później podchodził do wszystkiego znacznie ostrożniej. Znalazł trop chłopca zmieszany z zapachem krasnoludków i szedł za nim drogą aż do małego strumienia, gdzie zastąpił go silny odór konia. Wilk wiedział, że chłopiec nie porusza się już pieszo i prawdopodobnie nie jest sam. Zaznaczył miejsce uryną, podobnie jak każdy krok na swej drodze, by stado mogło łatwiej podążać jego śladem.
Zwiadowca wiedział to, czego Roland i David nie mogli wiedzieć – stado zaprzestało pościgu wkrótce po przekroczeniu przepaści, bo dołączało do niego coraz więcej wilków, by razem maszerować do zamku króla. Leroi powierzył zwiadowcy zadanie znalezienia chłopca. Jeśli tylko możliwe, miał sprowadzić go do stada, by Leroi sam mógł się nim zająć. Jeśli nie uda się tego dokonać, miał go zabić i wrócić z jego głową, by udowodnić, że wykonał zadanie. Zwiadowca postanowił, że głowa wystarczy. Resztę chłopca zje, bo minęło już sporo czasu od chwili, gdy po raz ostatni jadł świeże ludzkie mięso.
Wilczy mieszaniec wytropił zapach chłopca przy polu bitwy. Zmieszany był z nieznaną wonią, która podrażniła jego delikatny nos i sprawiła, że oczy zaszły mu łzami. Wygłodniały wilk pożywił się kośćmi jednego z żołnierzy, wysysając szpik, i po raz pierwszy od kilku miesięcy miał tak pełny brzuch. Z nową energią ruszył za zapachem konia i zjawił się w ruinach w chwili, gdy chłopiec i jeździec je opuszczali.
Dzięki swoim potężnym tylnym łapom zwiadowca potrafił daleko i wysoko skakać, a jego wielkie cielsko zrzuciło z siodła niejednego jeźdźca, pozwalając zwiadowcy wbić mu się w gardło mocnymi, długimi kłami. Chłopiec będzie łatwym celem. Jeśli zwiadowca dobrze wymierzy skok, chwyci go w kły i zacznie rozrywać na strzępy, zanim jeździec zorientuje się, co się dzieje. Potem ucieknie, a jeśli jeździec ruszy za nim, wpadnie prosto w paszcze czekającego stada.
Читать дальше