I po raz pierwszy spostrzegłem, że nie kochałem go wcale za jego siłę.
Zawsze uważałem, że stał się dla mnie bohaterem właśnie z racji swojego hartu – tego staroświeckiego hartu, który potwierdzał i symbolizował jego medal.
Teraz jednak, pomagając mu napić się wody albo usiąść na szpitalnym łóżku, przekonałem się, że kocham go za to samo, za co kochała go moja matka i za co kochał go mój syn.
Za jego łagodność, za współczucie i za odwagę, która nie miała nic wspólnego z fizyczną siłą.
– Nie mów nic matce, ale nie sądzę, żebym wrócił jeszcze do domu – oznajmił.
– Nie opowiadaj takich rzeczy, tato.
– Nie sądzę, żebym wrócił – powtórzył. – Czuję to. Ale chciałbym zobaczyć Pata.
– Oczywiście.
Nie dodał „po raz ostatni”. Nie musiał. Mówienie na głos o pewnych rzeczach sprawiłoby nam zbyt wiele bólu. Wiedzieliśmy jednak, że mówimy o śmierci.
– Naturalnie jeśli nie masz nic przeciwko – dodał. – Jeśli nie sądzisz, że to będzie dla niego zbyt bolesne. Musisz zdecydować. To ty jesteś jego ojcem.
– Przyprowadzę go, kiedy cię następnym razem odwiedzę. A teraz spróbuj się trochę przespać, tato.
– Nie jestem zmęczony.
– Daj po prostu odpocząć oczom.
* * *
Pat wyszedł ze szkoły z czarnowłosym chłopcem, który wymachiwał poobijanym pudełkiem śniadaniowym z Godzillą.
– Chcesz obejrzeć u mnie Gwiezdne wojny – zapytał go.
– Masz telewizor z szerokim ekranem czy zwyczajny? – zainteresował się chłopiec.
– Z szerokim ekranem.
– Dobrze.
– Czy może z nami pójść, tato?
Omiatając wzrokiem rozwrzeszczane, śmiejące się hordy, szukałem jedynej znajomej twarzy, co do której miałem pewność, że będzie poważna i spokojna. Twarzy brązowookiej dziewczynki, na której pudełku na lunch namalowana była księżniczka Pocahontas. Ale nie było jej w tłumie.
– Gdzie jest Peggy? – zapytałem.
– Peggy dzisiaj nie było – odparł Pat. – Czy Charlie może z nami iść?
Nie było Peggy? Spojrzałem na Charliego. Charlie spojrzał na mnie.
– Ja nie mam nic przeciwko temu – odparłem. – Ale musimy najpierw spytać mamę Charliego.
Pat i Charlie zaczęli chichotać i popychać się wzajemnie. Ostry kant pudełka z Godzillą rąbnął mnie w kolano.
Już teraz tęskniłem za Peggy.
* * *
Kiedy otworzyłem frontowe drzwi, zobaczyłem Sally, która zezowała na mnie niepewnie spod grzywki przetłuszczonych włosów.
– Nie sądziłem, że się jeszcze spotkamy – powiedziałem.
– Przyszłam przeprosić.
Wpuściłem ją do środka.
Na sofie Pat i Charlie kłócili się o Gwiezdne wojny. Charlie chciał puścić szybciej sceny miłosne oraz refleksyjne fragmenty i przejść od razu do tego, jak się naparzają. Pat – jak zwykle purysta – chciał oglądać film od początku do końca. Sally zajrzała do salonu, żeby przywitać się z Patem, po czym przeszliśmy do kuchni.
– Przemyślałam to sobie – oznajmiła. – I zdałam sobie sprawę, jaka byłam głupia, wpuszczając tu znajomych Steve’a.
– Szkoda, że wtedy o tym nie pomyślałaś.
– Wiem. – Zerknęła na mnie nieśmiało spod kurtyny włosów. – Przepraszam. Byłam po prostu… nie wiem, jak to ująć… taka szczęśliwa, że go znowu widzę.
– Cóż, potrafię to zrozumieć – powiedziałem. – Mnie też serce bije trochę szybciej, kiedy widzę Steve’a.
– Nie lubisz go – mruknęła. – Stroisz sobie żarty.
– Jak się między wami układa? Między tobą i Steve’em?
– To już skończone – odrzekła i w oczach stanęły jej łzy.
Zrobiło mi się nagle żal tego nieśmiałego aż do bólu dziecka. – Znowu puścił mnie w trąbę – dodała. – Kiedy dostał to, czego chciał.
– Przykro mi! To prawda, że Steve nie jest moim ulubionym przedstawicielem gatunku homo sapiens. Ale wiem, że go lubiłaś. Ile masz teraz lat? Piętnaście?
– Szesnaście.
– Spotkasz kogoś innego. Nie zamierzam ci mówić, że w twoim wieku nie wiesz jeszcze, co to jest miłość, bo nie wierzę, żeby to była prawda. Ale spotkasz kogoś innego, obiecuję ci.
– Nie ma sprawy – odparła, pociągając nosem. Podałem jej kawałek kuchennego ręcznika, w który głośno się wysmarkała. – To nieważne. Chciałam po prostu przeprosić za tamtą noc. I powiedzieć, że jeśli dasz mi jeszcze jedną szansę i pozwolisz zaopiekować się Patem, to się już więcej nie powtórzy.
Zmierzyłem ją uważnym spojrzeniem, wiedząc, że dodatkowa pomoc przy Pacie bardzo mi się przyda. Dawny system opieki nagle się załamał. Tato był w szpitalu, Cyd odeszła. Zaczęło mi nawet brakować Bianki. Teraz mogłem liczyć tylko na siebie oraz moją mamę i czasami było nam ciężko.
– Zgoda – powiedziałem. – Mogę potrzebować opiekunki do dziecka.
– To dobrze – uśmiechnęła się Sally. – Bo ja mogę potrzebować pieniędzy.
– Nadal mieszkasz u Glenna?
– Tak. Ale jestem jakby… no wiesz… w ciąży.
– Jezu, Sally. To dziecko Steve’a?
– Nie było nikogo innego.
– A jak Steve zareagował na to, że zostanie ojcem?
– Nie był zbyt zachwycony. Powiedział, dokładnie cytuję: „Odpierdol się i spadaj”. Chce, żebym pozbyła się dziecka.
– A ty chcesz je urodzić?
Przez chwilę się nad tym zastanawiała. Tylko przez chwilę.
– Myślę, że to dobry pomysł – stwierdziła. – Zawsze chciałam mieć coś, co będzie tylko moje. Coś, co mogłabym kochać i co też by mnie kochało. A to dziecko będzie mnie kochać.
– Twój tato o tym wie, prawda?
Sally pokiwała głową.
– To jedyny pożytek z posiadania ojca, który nigdy nie przestał być hipisem. Takie rzeczy wcale go nie denerwują. Nie przejął się zbytnio, kiedy w wieku trzynastu lat miałam pierwsze płukanie żołądka. Nastolatka w ciąży to dla niego normalka. Chociaż wydaje mi się, że był trochę wstrząśnięty tym, że nie chcę skrobanki.
– Ale jak utrzymasz to dziecko, Sally?
– Opiekując się Patem.
– To nie wystarczy.
– Jakoś sobie poradzimy – powiedziała i po raz pierwszy nie pozazdrościłem jej młodzieńczej pewności siebie. Zrobiło mi się jej żal. – Ja i moje dziecko.
Sally i jej dziecko.
Jakoś sobie oczywiście poradzą, ale wyłącznie dzięki pomocy państwa, które odegra rolę ojca, ponieważ Steve całkowicie się do niej nie nadawał. Zastanawiałem się, po co w ogóle płacę podatki. Mogłem po prostu wcisnąć pieniądze do dziecinnego wózka Sally i wyeliminować pośredników.
– Dziecko to nie to samo co pluszowy niedźwiadek, Sally – powiedziałem. – Nie służy tylko do tego, żebyś miała kogo objąć i poczuć się dobrze. Kiedy urodzisz dziecko, nie będziesz już wolna. Nie wiem, jak ci to wyjaśnić. Ale dziecko zawładnie jakby twoim sercem.
– Przecież tego właśnie chcę – odparła. – Chcę, żeby coś zawładnęło moim sercem. – Potrząsnęła głową, łagodnie mnie strofując. – A ty mówisz o tym, jakby to było coś złego.
* * *
Glenn przyszedł po nią i kiedy się żegnali, wpadł do mnie Marty, żeby porozmawiać o przygotowaniach do swojego ślubu.
Chciałem ich sobie przedstawić, ale Glenn i Marty przywitali się jak starzy znajomi. Teraz sobie przypomniałem. Poznali się na moim ślubie.
Zrobiłem zatem więcej kawy, a oni zaczęli wspominać listę przebojów Top of the Pops w czasach jej największej popularności w latach siedemdziesiątych, kiedy to Marty oglądał ją w każdy czwartkowy wieczór, a Glenn na krótko się na niej pojawił. Sally obserwowała ich obu z szyderczą pogardą młodości. Dopiero kiedy Glenn i Sally wyszli, Marty wyznał, że ma kłopoty ze snem.
Читать дальше