Mem zaczęła tańczyć dla Eamona. Ściągnęła sukienkę przez głowę i poruszała powoli swoim drobnym jędrnym ciałem przed jego twarzą. Widziałem teraz, dlaczego tej małej Azjatce – ciekawe, skąd pochodziła? Z Indonezji? Z Tajlandii? – udało się przetrwać na blond planecie.
– To jest jak w Heathrow Express – rzucił Eamon.
– O czym ty teraz pieprzysz? – zapytałem.
– O Heathrow Express – wyjaśnił. – Pociągu na lotnisko. Nie zauważyłeś? Zaraz za Paddington mija się bocznicę z błyszczącymi, fabrycznie nowymi wagonami. A trochę dalej jest kolejna bocznica… ale tutaj widać same zardzewiałe, zniszczone, wypalone stare wagony, poustawiane jeden na drugim niczym złom, którym właściwie są.
– Coś mi tutaj nie pasuje, Eamon – przerwałem mu. – Twierdzisz, że życie jest niczym Heathrow Express?
– Twierdzę, że stosunki między kobietą i mężczyzną są niczym te wagony – odparł, sunąc dłonią po złocistym udzie Mem, mimo że dotykanie było tutaj surowo wzbronione. – Na początku są lśniące i nowe i wydaje się, że tak będzie zawsze. A potem lądują na złomowisku.
– Prawdziwy z ciebie diabeł – powiedziałem, wstając od stolika. – A ja się upiłem.
– Och, nie odchodź, Harry – poprosił.
– Muszę odebrać syna od moich rodziców – wyjaśniłem. – To znaczy od mojej matki.
Pocałowałem go w policzek, podałem rękę Mem – z jakiegoś powodu wydawało mi się to bardziej na miejscu, niż gdybym pocałował Mem i podał rękę Eamonowi – i dopiero w połowie sali przypomniałem sobie, gdzie słyszałem już wcześniej to imię.
I wiedziałem, że Eamon nie ma racji. Ktoś, kto stale pożąda czegoś nowego, stale czegoś pragnie, nigdy nie będąc zadowolony z tego, co ma, jest bardziej zagubiony i samotny od podobnego do mnie biednego pierdoły, który wierzy, że wszystkie stare piosenki opowiadają o tej jedynej dziewczynie.
Mężczyźni, którzy spółkują z kim popadnie, nie są wolni. Stają się niewolnikami w większym stopniu niż inni, ponieważ nigdy nie mogą pozbyć się podejrzeń, że kobiety, których pragną, są takie same jak oni. Tak samo niestałe, tak samo niewierne, tak samo skore do odejścia albo szybkiego numerku jak bohaterka jednej z tych nowych piosenek.
* * *
Zobaczyłem go przed klubem, czekającego w mroku razem z innymi chłopakami tancerek. Nie wiem dlaczego, ale domyślałem się jakby, że go tam zastanę.
I wiedziałem, że będzie wyglądał tak jak inni, którzy mimo swoich lśniących samochodów – czy w jego przypadku wielkiego motocykla marki BMW – mieli wszyscy żałosne miny. Żaden z chłopaków tancerek nie sprawiał wrażenia szczęśliwego.
Stali za kierowcami taksówek, którzy proponowali swoje usługi. Taksówkarze gawędzili ze sobą i zaczepiali wychodzących z klubu mężczyzn – „Potrzebuje pan taksówki?”, „Dokąd pan jedzie?”, „Dziesięć funciaków do Islington?” – lecz chłopcy tancerek byli milczący i samotni. Wyglądali tak, jakby spełniły się wszystkie ich marzenia, lecz przyniosły im one wyłącznie uczucie zazdrości i niesmaku.
Zobaczyłem go, choć on mnie nie widział, zobaczyłem, jak stoi tam jak na szpilkach razem z innymi turboładowanymi ogierami.
Zobaczyłem Jima Masona, przystojnego ekspartnera Cyd, który czekał, aż jego Mem skończy pracę tej nocy.
Godziny odwiedzin nie miały już znaczenia. Momenty, gdy ojciec budził się ze snu – jeśli można zaszczycić mianem snu ów stan narkotycznego odurzenia – zależne były wyłącznie od przypływów i odpływów bólu oraz od podawanej morfiny.
Można było siedzieć przy nim cały ranek, a on przesypiał odwiedziny. A potem, kiedy lekarstwa przestawały działać, lecz jeszcze nie zaczął doskwierać mu guz, mógł ocknąć się i zamienić z nami kilka słów z załzawionymi oczyma, w których widać było ból i nieznośny smutek. Na takie właśnie chwile czekałem.
Gdzieś w środku nocy poruszył się i dotknął językiem spierzchniętych warg, wyrywając mnie z mojego własnego niespokojnego snu. Na sali było cicho, jeśli nie liczyć chrapania starszego mężczyzny, który leżał dwa łóżka dalej. Pomogłem tacie usiąść i zmoczyłem mu usta żałośnie małą ilością wody.
Kiedy zaczął się dławić – oddychanie było dla niego teraz ciągłą męką – pomogłem mu założyć maskę tlenową i wziąłem za rękę. Tak mało powietrza, tak mało wody. Kroiło mi się serce na myśl o tym, jak niewiele mu trzeba do życia.
Krzywiąc się z bólu, zdjął maskę i ponownie pomyślałem, że nikt nie ostrzega nas, ile trzeba w życiu wycierpieć. Nadal jednak nie wiedziałem, co jest gorsze – oglądanie, jak strasznie cierpi, czy oglądanie go odurzonego morfiną, w gruncie rzeczy nie będącego już panem samego siebie. Uznałem, że gorszy jest ból. Oglądanie, jak cierpi.
Popatrzył na mnie i potrząsnął bezradnie głową, a potem odwrócił wzrok.
Wziąłem jego dłoń w swoją i mocno ścisnąłem, zdając sobie sprawę, że upada na duchu. Był dzielnym człowiekiem, lecz nie potrafił pokonać tego smutku, który przychodzi w środku nocy, smutku, który odbiera wszelką nadzieję.
Przed tym smutkiem także nikt nas nie ostrzega. Jesteśmy w jakimś stopniu przygotowani na ból. Możemy się tylko domyślać, jak bolesne jest konanie na raka. Ale wraz z fizycznym cierpieniem pojawia się rozpacz, której nie zdoła uśmierzyć żaden zastrzyk morfiny.
– Najgorsze jest to – szepnął w ciemności ojciec – że człowiek uświadamia sobie, ile ominie go rzeczy. Nie mam na myśli tego, co się jeszcze nie wydarzyło… wesela Pata czy też dnia, kiedy się wreszcie ustatkujesz… ale rzeczy, które traktuje się jako coś oczywistego. Widok Pata jeżdżącego na rowerze, opowiadanie mu bajki, dawanie całusa na dobranoc. Oglądanie, jak biega po ogrodzie z tym swoim cholernym świetlnym mieczem. Wszystkie te drobne rzeczy, które znaczą więcej niż cokolwiek.
– Może wrócisz niedługo do domu – powiedziałem, czepiając się nadziei, ponieważ tak właśnie zawsze robimy, ponieważ w gruncie rzeczy nie mamy innego wyjścia: czepiamy się życia, nawet jeśli oferuje nam samo cierpienie. – Może będziesz jeszcze miał okazję to wszystko obejrzeć.
Ale on już nie starał się okłamywać siebie ani mnie.
– Będzie mi brakowało mojego ogródka. Twojej matki. Jej gotowania. Twoich programów.
Pochlebiało mi i wprawiało w zakłopotanie, że zaliczył moją pracę do tej samej ligi co żonę, wnuka oraz swój ogródek. I trochę się również wstydziłem – wstydziłem się, że nie uczyniłem nic więcej w czasie, który był nam dany, że nie uczyniłem nic więcej, żeby zrobić na nim wrażenie i zdobyć jego uznanie. Dwa telewizyjne programy oraz rozbite małżeństwo. To mniej więcej cały mój dorobek.
Ale był jeszcze Pat. I wiedziałem, że kocha swojego wnuka bardziej niż cokolwiek na świecie. Miałem odczucie, że Pat jest jedynym prawdziwym darem, jaki ode mnie otrzymał.
Ojciec chciał usiąść, nacisnąłem więc odpowiedni guzik w metalowej skrzyneczce. Górna część łóżka podniosła się z cichym warkotem, który zakłócił panującą na oddziale ciszę. Ojciec pochylił się do przodu i oparł o mnie, a ja ułożyłem poduszkę za jego plecami. Nieogolona szorstka twarz dotknęła mojego policzka.
Stare zapachy Old Spice’a i Old Holborn dawno się ulotniły i zastąpiła je woń szpitala, woń choroby oraz chemikaliów. Nie czuć już było tytoniu ani wody po goleniu. Wszystko to miał za sobą.
Czułem się trochę dziwnie, fizycznie mu pomagając. Niezaprzeczalny fakt, iż mój ojciec jest mocnym mężczyzną, tak głęboko odcisnął się na moim dzieciństwie i młodości, że teraz, gdy utracił siły, miałem wrażenie, że kończy się świat, że bezceremonialnie obalono jakieś niezmienne prawo natury.
Читать дальше