– No i co? – zapytałam drżącym głosem. – Co myślisz? Wyciągnął rękę i zdjął moją dłoń z brzucha. Podciągnął rąbek bluzy i pochylił głowę, a w następnej chwili poczułam na skórze pocałunek.
Przemożną falą ulgi wyrwał się ze mnie nieświadomie powstrzymywany oddech. Jeszcze jeden moment – i już tuliłam jego głowę do siebie, przesiewając między palcami kosmyki jego włosów, a on otoczył ramionami moje biodra i przygarnął mocno do siebie nas oboje.
Uparł się, że odprowadzi mnie aż pod same drzwi domu Fisherów.
– Coop, ja nie jestem kaleką, tylko w ciąży – próbowałam się bronić, ale mieszkająca we mnie feministka wywróciła się na plecy, w skrytości ducha zachwycona, że obchodzą się z nią jak z jajkiem.
Kiedy weszliśmy na ganek, Coop chwycił mnie za ręce i obrócił twarzą do siebie.
– Mam świadomość, że to się na ogół mówi raczej przed poczęciem dziecka, ale chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham. Kocham cię już tak długo, że sam nie pamiętam, gdzie i kiedy to się zaczęło.
– Ja pamiętam. Na studiach, na imprezie świętojańskiej Kappa Alpha Theta *, po tym, jak piłeś czysty spirytus, a przed turniejem ping – ponga bez użycia rąk. I bez strojów sportowych. W ogóle bez strojów.
Coop jęknął.
– Nie opowiadaj małemu, jak się poznaliśmy.
– A skąd wiesz, że to będzie chłopiec? Nagle Coop zamarł, przykładając dłoń do ucha.
– Słyszysz?
Wytężyłam słuch, ale po chwili potrząsnęłam głową.
– Nie. Co się dzieje?
– Rozmawiamy. – Pocałował mnie delikatnie w usta. – Jak rodzice.
– Aż dreszcze przechodzą.
Uśmiechnął się, a potem spojrzał na mnie, przekrzywiając głowę.
– Co? – zapytałam, zawstydzona. – Mam szpinak na zębach?
– Nie. Po prostu ta chwila już się nie powtórzy, chcę ją zapamiętać.
– Jeżeli to dla ciebie tyle znaczy, to możemy się jeszcze kiedyś umówić, żebyś odprowadził mnie do domu.
– Boże, nie dasz facetowi chwili spokoju? Wszystkie kobiety tyle gadają, czy może tylko adwokatki?
– Na twoim miejscu wolałabym się streszczać, bo jeszcze Adamowi znudzi się czekanie w samochodzie i wróci do Filadelfii bez ciebie.
Coop ujął moją twarz w dłonie.
– Straszna z ciebie maruda, Ellie. Straszna, ale własna. – Przesunął opuszkami kciuków po moich policzkach. – Wyjdź za mnie – szepnął.
Uniosłam ręce, ujmując go za nadgarstki. Za jego ramieniem wschodził księżyc, duch na nieboskłonie. Zrozumiałam w tej chwili, że Coop miał rację: zapamiętam tę chwilę równie dokładnie, równie wyraziście jak tamten ostatni raz, kiedy zapytał mnie, czy zechcę dzielić z nim życie. Ostatni raz, kiedy mu odmówiłam.
– Nie gniewaj się na mnie – odpowiedziałam. Jego dłonie opadły.
– Nie zrobisz mi znów tego samego. Nie pozwolę ci na to. – Na zaciśniętych szczękach zapulsowały mięśnie, widać było, że z całych sił próbuje się opanować.
– To nie miała być odmowa, Coop. Po prostu nie zgodziłam się od razu. Przecież sama dopiero się o wszystkim dowiedziałam. Na razie nie wczułam się jeszcze w rolę matki. Nie umiem jednocześnie wyobrazić sobie siebie jako żony.
– Miliony kobiet jakoś sobie z tym radzą.
– Ale w odrobinę innej kolejności. – Pogładziłam go dłonią po piersi, mając nadzieję, że to go trochę uspokoi. – Powiedziałeś mi niedawno, że mogę się zastanowić i nie muszę się spieszyć. Nie zmieniłeś zdania?
Coop potrząsnął głową. Powoli z jego zesztywniałych barków zeszło napięcie.
– Ale tym razem – zapowiedział mi – nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. – Z tymi słowami przesunął rozłożoną dłonią po moim brzuchu, w którym kryła się już cząstka jego samego i pożegnał się ze mną pocałunkiem.
– Długo cię nie było – zaszeptała Katie spod kołdry. – Powiedziałaś mu?
Wbiłam wzrok w sufit, w małą żółtą plamkę, która kojarzyła mi się z profilem Abrahama Lincolna.
– Powiedziałam. Uniosła się na łokciu.
– No i co?
– No i się ucieszył, to wszystko. – Nie pozwoliłam sobie spojrzeć na nią, bo bałam się, że na jej widok przypomni mi się Adam, kiedy usłyszał o tym, co się stało z ich dzieckiem, Adam klęczący u grobu z poszczerbionym kamieniem, pogrążony w smutku. Nie ufałam sobie na tyle, żeby mieć pewność, że nie wygadam się wtedy przed nią, że Adam Sinclair wrócił do kraju.
– Na pewno cały czas się uśmiechał – powiedziała Katie.
– Mhm – przytaknęłam.
– I patrzył ci w oczy – rozmarzyła się. – I na pewno ci powiedział, że cię kocha.
– Właściwie, to…
– I objął – Katie nie przerwała monologu – i przyrzekł, że nawet gdyby wszyscy się od ciebie odwrócili, gdyby zabrakło ci rodziny i przyjaciół, to możecie wtedy żyć sami, ale będziecie razem, we trójkę, ty, on i wasze dziecko, a miłości starczy wam, żeby napełnić nią cały świat.
Spojrzałam na nią, na jej oczy błyszczące w ciemności, na usta skrzywione w półuśmiechu zawieszonym pomiędzy zachwytem a żałobą.
– Tak – przyznałam. – Dokładnie tak było.
Gdyby nie herbata rumiankowa, Ellie prawdopodobnie nie zaszłaby w poniedziałek dalej niż za próg. Kiedy wreszcie dotarła do kuchni, mając za sobą bezsenną noc i poranne mdłości, na stole, przy jej miejscu, czekał na nią talerz, a na nim parujący kubek i kilka słonych krakersów. Wszyscy zdążyli już skończyć śniadanie; w kuchni zostały tylko Sara i Katie, zajęte zmywaniem.
– Rozumiesz, że dzisiaj będziemy musiały pojechać z Ledą – zagadnęła Ellie swoją klientkę, z wszystkich sił opierając się mdłym zapachom, jakie wydzielały resztki po śniadaniu. – Coop będzie czekał na miejscu, w sądzie.
Katie skinęła głową, ale nie odwróciła się od zlewu. Ellie zerknęła na plecy dziewczyny i jej matki, ciesząc się z tego, że Katie orientuje się w sytuacji i nie próbuje podtykać jej pod nos ani jajek, ani bekonu, ani kiełbasek. Łyknęła ostrożnie odrobinę herbaty rumiankowej, spodziewając się, że za chwilę żołądek znów podjedzie jej do gardła, ale, o dziwo, mdłości ustąpiły. Kiedy kubek był już pusty, Ellie poczuła się lepiej niż przez cały zeszły weekend.
Nie miała ochoty, zwłaszcza dziś, rozprawiać o swojej ciąży, ale czuła się w obowiązku podziękować Katie za troskliwość.
– Świetna ta herbata – szepnęła jej do ucha, kiedy dwadzieścia minut później sadowiły się na tylnym siedzeniu samochodu Ledy. – Tego mi było trzeba.
– Nie dziękuj – odszepnęła Katie. – To Mam ją dla ciebie zaparzyła. Przez tych kilka miesięcy, które Ellie spędziła w jej domu, Sara nie żałowała jej niczego, karmiąc tak, jak się karmi tuczną maciorę; ta nagła zmiana polityki żywieniowej wydała się adwokatce podejrzana.
– Powiedziałaś jej, że jestem w ciąży? – zapytała.
– Nie. Zrobiła dla ciebie herbatę, bo wie, że się przejmujesz tym, co będzie na rozprawie. Ona mówi, że rumianek dobrze robi na nerwy.
Uspokojona, Ellie usiadła wygodniej.
– Na żołądek też.
– Ja, wiem coś o tym – przytaknęła Katie. – Dla mnie też ją parzyła.
– Kiedy się czymś martwiłaś? Katie wzruszyła ramionami.
– Kiedy byłam w ciąży.
Zanim zdążyła coś dodać, Leda usiadła za kierownicą.
– Nie przeszkadza ci, że jedziesz dziś ze mną, Katie? – zapytała, zerkając we wsteczne lusterko.
– Biskup już się chyba przyzwyczaił robić dla mnie wyjątki od zasad.
Читать дальше