Adam odsunął od siebie talerz.
– Proszę posłuchać. Dziękuję państwu za kontakt i za wiadomość, że Katie ma jakieś trudności. Jestem wdzięczny za przywiezienie mnie tutaj z samego lotniska i za ten posiłek też. Ale w tej chwili Katie na pewno jest już razem z dzieckiem w domu, a ja muszę się z nią zobaczyć i porozmawiać osobiście.
Patrząc na jego rozgestykulowane ręce, wyobrażałam sobie, jak dotykają Katie, jak trzymają ją w uścisku. Nagle zbudził się we mnie wielki gniew i poczułam nienawiść do tego człowieka, którego ledwie znałam, a który zupełnie nieświadomie sprowadził na Katie to, co się stało. Kim on był, aby decydować o tym, że jego uczucie do niej ma być ważniejsze niż jej wiara i wychowanie? Za kogo się uważał, aby uwieść dziewczynę, która miała dopiero osiemnaście lat, podczas gdy on w oczywisty sposób zdawał sobie sprawę z konsekwencji?
Moje myśli musiały odbić się na twarzy, bo Coop sięgnął pod stołem i położył mi dłoń na udzie, ostrzegając mnie tym łagodnym gestem. Zamrugałam oczami i obraz siedzącego przede mną Adama nabrał ostrości: dostrzegłam jasne spojrzenie, poczułam zniecierpliwione tupanie nogą, zauważyłam, że za każdym razem, kiedy odzywają się dzwonki wiszące nad drzwiami jadłodajni, odwraca wzrok, jakby spodziewał się zobaczyć w nich Katie niosącą na rękach ich synka.
– Panie Adamie – powiedziałam. – Dziecko nie przeżyło. Skamieniał. Powolnym, dokładnym ruchem splótł leżące na blacie stołu dłonie, zaciskając palce z taką siłą, że odpłynęła z nich cała krew, barwiąc je kredową bielą.
– Jak… – zaczął cicho, ale głos w pół słowa zamarł mu w gardle. – Jak to się stało?
– Nie wiemy. To był chłopiec. Urodził się przedwcześnie i umarł wkrótce po porodzie.
Adam spuścił głowę.
– Od trzech dni, odkąd się dowiedziałem, myślę tylko o tym dziecku. Czy oczy ma po niej, a podbródek po mnie. Czy poznałbym je na pierwszy rzut oka. Jezu… Gdybym był tutaj, na miejscu, to może mógłbym coś poradzić.
Rzuciłam spojrzenie Coopowi.
– Uznaliśmy, że to nie byłoby w porządku mówić panu o tym przez telefon.
– Racja. Oczywiście, że tak. – Adam uniósł wzrok, szybko ocierając oczy. – Katie na pewno jest załamana.
– To prawda – potwierdził Coop.
– To są te kłopoty? Ściągnęliście mnie tu państwo, bo Katie wpadła w depresję?
– Chcemy, żeby zeznawał pan dla nas w sądzie – odpowiedziałam cicho. – Katie została oskarżona o morderstwo waszego dziecka.
Adam wyprostował się gwałtownie.
– To nieprawda.
– Mnie też się tak wydaje.
Wstał z rozmachem, rzucając serwetkę na stół.
– Muszę się z nią zobaczyć. Natychmiast.
– Wolałabym, żeby się pan z tym trochę wstrzymał. – Stanęłam mu na drodze, tak żeby nie mógł wyjść.
Spojrzał na mnie z góry.
– A ja mam akurat w dupie, co by pani wolała.
– Katie nie wie, że pan tutaj jest.
– Najwyższy czas, żeby się dowiedziała. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
– Powiem panu coś jako jej adwokat. Kiedy ławnicy popatrzą sobie z bliska na wasze pierwsze spotkanie po tym, co zaszło, to nie znajdzie się taki, którego by nie wzruszyły emocje Katie. Pomyślą sobie, że ktoś, kto ma serce na dłoni, nie może z zimną krwią zabić własnego dziecka. – Odstąpiłam na bok. – Jeśli chce się pan zobaczyć z Katie, pojedziemy do niej. Ale proszę się poważnie zastanowić. Poprzednim razem, kiedy potrzebowała pańskiej pomocy, nie było pana przy niej. Teraz może jej pan pomóc.
Adam spojrzał na mnie, potem przeniósł wzrok na Coopa, a wreszcie opadł z powrotem na swoje miejsce za stołem.
Kiedy nasz towarzysz przeprosił nas i udał się do łazienki, natychmiast poinformowałam Coopa, że musimy porozmawiać.
– Zamieniam się w słuch. – Sprzątnął z mojego talerza frytkę i wsadził ją sobie do ust.
– Na osobności.
– Z miłą chęcią – odparł – ale, jak widzisz, przypadła mi rola piastunki. Co zrobię z moim podopiecznym?
– Dopilnuj, żeby się nie zbliżał do mojej podopiecznej – westchnęłam, rozważając w myślach, czy nie lepiej byłoby nic mu nie mówić, dopóki proces nie dobiegnie końca; w końcu powinnam teraz skupić całą uwagę na Katie i nie myśleć o sobie. Ale wystarczyło spojrzeć na Adama Sinclaira, żeby zrozumieć, ile zmartwień może wyniknąć z milczenia, choćby się miało najlepsze intencje.
Zanim zdążyłam wykombinować jakieś wyjście z sytuacji, wyręczono mnie. Zrobił to sam Adam, który wrócił z toalety pachnący mydłem i z zaczerwienionymi oczami. Stanął obok naszego stolika, spoglądając z zakłopotaniem.
– Jeżeli nie sprawi to państwu kłopotu – powiedział proszącym tonem – to czy moglibyśmy pojechać na grób mojego syna?
Coop zaparkował przed bramą cmentarza amiszów.
– Proszę się w żadnym wypadku nie spieszyć – powiedział. Adam otworzył tylne drzwi i wysiadł, garbiąc się, kiedy smagnął go wiatr. Dołączyłam do niego i razem przeszliśmy przez wąską bramę.
Droga do nowego grobu była usiana opadłymi liśćmi, których tumany, poruszone naszymi stopami, wzbijały się w powietrze. Kamień zryty ręką Katie miał kolor zimy. Adam wepchnął ręce do kieszeni i zapytał, nie odwracając głowy:
– A pogrzeb? Była pani na nim?
– Tak. Był piękny.
– Odprawiono nabożeństwo? Ktoś przyniósł kwiaty?
Pomyślałam o modlitwie biskupa, krótkiej i powściągliwej, o obyczajach amiszów, które nie zezwalają na żadne dekoracje grobu: ani na kwiaty, ani na ozdobne pomniki.
– Było pięknie – powtórzyłam.
Adam skinął głową i usiadł obok grobu, wprost na ziemi. Wyciągnął rękę, delikatnie przesuwając jednym palcem po zaokrąglonej krawędzi nagrobka, tak jak świeżo upieczony ojciec z nabożeństwem wodzi dłonią po łagodnej krzywiźnie policzka swojego nowo narodzonego dziecka. Czując, jak coś zaczyna mnie piec pod powiekami, odwróciłam się gwałtownie i wróciłam do samochodu.
Wślizgnęłam się na siedzenie obok Coopa, który obserwował Adama przez okno.
– Nieszczęśliwy facet. Trudno mi nawet to sobie wyobrazić.
– Coop – odezwałam się. – Jestem w ciąży. Odwrócił się.
– Co takiego? Założyłam ręce na brzuchu.
– Nie przesłyszałeś się.
Pojawienie się tego dziecka wywołało zamęt w moich myślach. Kiedyś zostawiłam Coopa i zrobiłam to z najgorszych możliwych powodów; z równie złych powodów nie chciałam z nim zostać. Przywarłam, w oczekiwaniu, wzrokiem do jego twarzy, powtarzając sobie, że jego odpowiedź nie będzie mieć najmniejszego wpływu na moją decyzję dotyczącą przyszłości – i jednocześnie zachodząc w głowę, dlaczego wobec tego tak bardzo pragnę ją usłyszeć. Po raz pierwszy odkąd mogłam sięgnąć pamięcią, nie byłam pewna tego, na ile Coop jest we mnie zaangażowany. Jasne, proponował mi, żebym z nim zamieszkała, ale to przecież w żadnym razie nie to samo. Możliwe, że chciał spędzić ze mną całe życie, ale nie musiał być przygotowany na to, że zacznie się ono tak szybko i z tak nieodwracalnymi konsekwencjami. Nigdy nie wspominał o ślubie. Ani o dzieciach.
Dałam mu do ręki doskonałą wymówkę, aby mógł zniknąć z mojego życia, pozostawiając mi przestrzeń, o którą zawsze zabiegałam – ale teraz dotarło do mnie, że wcale nie chcę, żeby odszedł.
A on ani się nie uśmiechnął, ani mnie nie dotknął, tylko siedział jak skamieniały naprzeciwko mnie. Poczułam, jak ogarnia mnie panika. A jeśli Katie miała rację i najlepiej było poczekać kilka dni, może nawet dłużej?
Читать дальше