Mary trajkotała tak zawzięcie i w tak zawrotnym tempie, że upłynęła dobra minuta, zanim dotarło do niej, że już nie jadą.
– Dlaczego zatrzymałeś? – zapytała. Samuel wzruszył ramionami.
– Pomyślałem, że noc taka ładna…
Spojrzała na niego trochę dziwnie, co było zresztą całkiem zrozumiałe, bo niebo zasnuwały gęste chmury wyglądające jak zupa, a w zasiągu wzroku nie świeciło nic, oprócz tego okrawka księżyca.
– Samuelu – powiedziała Mary, a jej oczy zaszły mleczną mgłą, jak to się czasami zdarza u dziewczyn – potrzebujesz z kimś porozmawiać?
Poczuł, jak serce pęcznieje mu w piersi, jak rozdyma się niczym kowalski miech, gotowe wyrwać się z klatki żeber. Zrób to, teraz, już, rozkazał sobie w myślach, albo nigdy tego nie zrobisz.
– Mary – szepnął i zamknął ją w objęciach, z całej siły przywierając wargami do jej ust.
To nie jest Katie – tak brzmiała jedyna myśl, która błysnęła mu w głowie. Nie smakowała wanilią, jak Katie, zupełnie inaczej leżała mu w ramionach, a kiedy przycisnął usta jeszcze trochę mocniej, ich zęby szczęknęły o siebie ze zgrzytem szkliwa. Sięgnął na oślep do jej piersi; docierało do niego, że dziewczyna w rosnącym strachu zaczyna mu się wyrywać, ale przede wszystkim myślał o tym, że ktoś, kiedyś, przynajmniej raz, robił to samo – i więcej – z jego Katie.
– Samuelu! – Mary rozpaczliwym wysiłkiem oderwała się od niego i wcisnęła w najdalszy kąt bryczki, tej bryczki, którą jeździł się zalecać. – Co cię opętało?
Plamy wystąpiły jej na twarz, oczy miała szeroko otwarte z przerażenia. Dobry Boże, czy naprawdę jej to zrobił? Czy naprawdę został zmuszony do czegoś takiego?
– Przepraszam… przepraszam cię… – Skulił się, zgięty wpół dławiącym wstydem, tuląc ręce do piersi. – Nie chciałem… – Zakrył twarz koszulą, walcząc z łzami napływającymi do oczu. Nie był dobrym chrześcijaninem, o nie. Rzucił się na biedną Mary Esch, ale to jeszcze nie wszystko: nie pogodził się z wyznaniem Katie. Wybaczyć jej? Przecież on nawet jeszcze nie przyjął do wiadomości samych nagich faktów. Miękka dłoń Mary spoczęła na jego ramieniu.
– Samuelu, jedźmy już do domu. – Poczuł, jak bryczka się chybocze; dziewczyna zeskoczyła na ziemię, żeby zamienić się z nim miejscami, tak aby mógł powozić.
Pospiesznie otarł oczy.
– Nie czuję się dziś gut – przyznał.
– Co ty nie powiesz? – odparła Mary, uśmiechając się lekko. Wyciągnęła rękę i poklepała go po dłoni. – Nie bój się, sam jeszcze zobaczysz – powiedziała ze współczuciem – sam zobaczysz, że wszystko się ułoży.
Phil Ledbetter, sędzia sądu okręgowego, był, jak się okazało, kobietą.
Fakt ten przebijał się do świadomości Ellie przez dobre pół minuty po wejściu do gabinetu sędziowskiego, gdzie stawiła się razem z George'em Callahanem na rozpatrzenie przedprocesowe. Phil, czyli, jak informowała mosiężna tabliczka z nazwiskiem, Philomena Ledbetter była drobna i niewysoka, miała rude ondulowane włosy skręcone w ciasne loczki, usta ściśnięte w grymasie surowej rzeczowości i świergotliwy głos. Szerokie biurko w jej gabinecie było zastawione po same brzegi zdjęciami czwórki jej dzieci; ruda czupryna stanowiła najwyraźniej rodzinny znak firmowy. Ogólnie rzecz biorąc, dla Katie nie wróżyło to dobrze. Ellie liczyła na sędziego – mężczyznę, nie wiedzącego nic o rodzeniu dzieci, który, mając przed sobą młodą dziewczynę oskarżoną o zabójstwo noworodka, będzie się krępował pastwić nad nią. Natomiast sędzina, kobieta, która wie, co to znaczy nosić dziecko pod sercem i trzymać je w ramionach w pierwszej chwili po jego przyjściu na świat, znienawidzi kogoś takiego jak Katie od pierwszego wejrzenia.
– Pani Hathaway, panie Callahan, możemy już zacząć? – Sędzina Ledbetter otworzyła teczkę leżącą przed nią na blacie biurka. – Czy przedłożenie dokumentów zostało zakończone?
– Owszem, wysoki sądzie – odpowiedział George.
– Czy któreś z państwa chce zgłosić jakieś wnioski? Ach, tak, pani Hathaway postuluje zamknięcie sali rozpraw przed prasą. Najlepiej będzie załatwić to od ręki. Proszę.
Ellie odchrząknęła.
– Przede wszystkim uczestnictwo w procesach jest sprzeczne z religią mojej klientki, wysoki sądzie. Niemniej jednak, nawet pominąwszy tę kwestię, członkowie wspólnot amiszów niechętnie się fotografują, ponieważ mają w zwyczaju stosować się słowo w słowo do litery Pisma Świętego. „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko” – zacytowała. – Księga Wyjścia, rozdział dwudziesty, werset czwarty. Na to wtrącił się George:
– Wysoki sądzie, w naszym kraju obowiązuje zasada rozdzielności kościoła od państwa, i to już od dwustu lat.
– Nie chodzi tylko o Biblię. – Ellie nie dała sobie przerwać. – Amisze uważają, że kiedy zrobi się komuś zdjęcie, grozi to tym, że ten ktoś zacznie za dużo myśleć o sobie albo zechce wyrobić sobie głośne nazwisko, co jest sprzeczne z ich zasadą życia w pokorze. – Spojrzała twardym wzrokiem na sędzinę. – Dla Katie Fisher już samo stawienie się na rozprawie stanowi ryzyko sprzeniewierzenia się własnej religii, wysoki sądzie. Jeżeli tej farsy naprawdę nie da się uniknąć, to możemy przynajmniej stworzyć dla mojej klientki niekrępujące warunki.
Sędzina odwróciła wzrok.
– Panie Callahan? George wzruszył ramionami.
– Jasne. Oczywiście. Stwórzmy niekrępujące warunki dla oskarżonej, a przy okazji poślijmy do więzienia stanowego puchowe piernaty dla skazanych i szefa kuchni z pięciogwiazdkowej restauracji, żeby im pichcił przysmaki. Z całym szacunkiem dla mecenas Hathaway oraz religii jej klientki: ta sprawa ma charakter ogólnospołeczny, ponieważ dotyczy morderstwa członka społeczeństwa. A prasa ma prawo, gwarantowane pierwszą poprawką do konstytucji, przekazywać informacje na ten temat do wiadomości publicznej. Katie Fisher, w momencie złamania zasadniczych zakazów prawa, wyrzekła się tym samym pewnych przysługujących jej konstytucyjnych przywilejów. – Zwrócił się wprost do Ellie: – Wizerunki to jedno, ale jest jeszcze coś takiego, jak na przykład piąte przykazanie, „Nie zabijaj”. Skoro nie chciała rozgłosu, to po co zamordowała dziecko?
– Nikt jak dotąd nie udowodnił, że moja klientka jest winna morderstwa – odgryzła się Ellie. – Wysoki sądzie! Rozmawiamy o kwestiach religii, tymczasem pan Callahan pozwala sobie na drwiny i naprawdę mało brakuje, aby dopuścił się zniesławienia. Moim zdaniem…
– Znam pani zdanie, pani mecenas. Wyraziła je pani aż nazbyt jednoznacznie. Nie zabronię dziennikarzom wstępu na salę rozpraw, ale nie wolno im będzie używać aparatów fotograficznych ani kamer wideo. -
Sędzina przewróciła stronę dokumentów z teczki. – Uderzyła mnie jeszcze jedna rzecz, pani Hathaway. W związku z charakterem domniemanego przestępstwa nasuwa się oczywiste przypuszczenie, że zamierza pani powoływać się na brak poczytalności oskarżonej. Z pewnością wie pani jednak, że upłynął już ostateczny termin zawiadomienia o planowanej linii obrony.
– Wysoki sądzie, termin ten można wydłużyć, jeżeli istnieje ku temu istotny powód. Powodem tym jest to, że moją klientkę musi zbadać psychiatra sądowy, zanim w ogóle zacznę planować obronę. Jednakowoż wysoki sąd nie orzekł jeszcze w kwestii złożonego przez mnie wniosku o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego.
– Ach, tak. – Sędzina podniosła z biurka kartkę ozdobioną na marginesie różyczkami; był to papier do drukarki atramentowej, na którym Leda wydrukowała dokument przekazany jej przez Ellie na dyskietce. – Muszę przyznać, że to najładniejszy wniosek, jaki widziałam w życiu.
Читать дальше