Ale Mary zasmuciła się tylko jeszcze bardziej.
– Nie wiem, czy to będzie możliwe, Katie.
– Jak to: nie wiesz? Na pewno! Naprawiłam swoje winy. Nawet jeśli biskup Ephram nie pozwoli mi przyjmować komunii, to mój bann się skończy.
– Nie o to mi chodzi – mruknęła Mary. – Ludzie mogą się różnie zachowywać.
Katie odwróciła się powoli.
– Jeżeli nie potrafią wybaczyć mi grzechu, to jak mogą być moimi przyjaciółmi?
– Są tacy, którzy pomimo wszystko nie będą umieli udawać, że nic się nie stało.
– Tak nie postępuje chrześcijanin – powiedziała Katie.
– Ja, ale trudno być chrześcijaninem, kiedy twoja dziewczyna zrobiła coś takiego – odparła cicho Mary, kręcąc w palcach wstążki od czepka. – Katie, Samuel chyba szuka sobie kogoś innego.
Katie poczuła, że brakuje jej powietrza, a pierś zapada się jak przygnieciona poduszka.
– Kto ci o tym powiedział?
Mary milczała, ale jej płomienny rumieniec oraz widoczne na pierwszy rzut oka skrępowanie i niechęć do rozmowy na temat tak intymny jak posiadanie własnego kawalera, powiedziały Katie z całą dokładnością, co zaszło.
– Mary Esch – szepnęła. – Nie wierzę. Jak mogłaś?
– To nie ja! On sam chciał mnie pocałować, ale go odepchnęłam! Katie zerwała się na równe nogi, z gniewu aż dygocząc na całym ciele.
– Ładna z ciebie przyjaciółka!
– Żebyś wiedziała. Jestem twoją przyjaciółką. Dlatego dziś tu przyszłam. Żebyś nie usłyszała o tym od kogoś innego.
– Źle zrobiłaś.
Mary skinęła głową, powoli, ze smutkiem. Sięgnęła po swoje rolki, leżące na ziemi, wyjęła z nich skarpetki, zawiązała sznurówki. Odjechała cicho, lekko, niknąc za zakrętem podjazdu. Nie obejrzała się za siebie.
Katie stała, z całej siły przyciskając łokcie do boków, bojąc się, że najlżejszy ruch roztrzaska ją na tysiąc kawałków. Dobiegło ją skrzypnięcie otwieranych drzwi i trzask, kiedy uderzyły z powrotem o framugę, nie obejrzała się jednak, ale dalej stała bez ruchu, patrząc daleko przed siebie, na pole, gdzie razem z jej ojcem pracował Samuel.
– Słyszałam – powiedziała Ellie, podchodząc od tyłu i dotykając jej ramienia. – Współczuję ci.
Katie stała, otwierając oczy najszerzej jak tylko potrafiła, żeby tylko łzy nie mogły się wylać. Wreszcie coś w niej pękło i rzuciła się w ramiona Ellie.
– To nie tak miało wyglądać – załkała. – Wszystko miało być zupełnie inaczej.
– Nie płacz. Wiem.
– Nic nie wiesz – zaszlochała Katie.
Ellie położyła chłodną dłoń na karku dziewczyny.
– Chyba jednak się mylisz…
Katie bardzo zależało na tym, żeby doktor Polacci ją polubiła. Dowiedziała się od Ellie, że jest to psychiatra, która dostała strasznie dużo pieniędzy za wizytę u niej na farmie oraz, że Ellie spodziewa się, że to, co doktor Polacci powie po rozmowie z Katie, okaże się niezwykle ważne i przyda jej się potem w sądzie. Wiedziała wreszcie, że odkąd przyznała się w rozmowie z doktorem Cooperem, że była w ciąży, on i Ellie zaczęli się do siebie odnosić z dziwnym chłodem; wydawało jej się, że wszystko to musi mieć jakiś wspólny mianownik.
Doktor Polacci miała puszyste czarne włosy, twarz okrągłą jak księżyc w pełni i sylwetkę rozległą niczym ocean. Swoim wyglądem i zachowaniem sprawiała, że Katie chciała zrywać się i uciekać, mając jednocześnie pewność, że przy tej kobiecie nic jej nie grozi.
Uśmiechnęła się do niej nerwowo. Siedziały w salonie, same, tylko we dwie. Ellie bardzo się napierała, żeby im towarzyszyć, ale zdaniem doktor Polacci mogłoby to doprowadzić do tego, że Katie nic nie powie.
– Przecież ona mi się zwierza – upierała się Ellie.
– Im mniej osób będzie słuchać jej wyznań, tym dla niej lepiej – odpowiedziała psychiatra.
Dyskutowały przed samym nosem Katie, jakby była głupia albo bezmyślna, jak pies kanapowiec. Wreszcie Ellie skapitulowała i wyszła. Doktor Polacci zapewniła Katie, że przyjechała tutaj po to, aby pomóc doprowadzić do jej uniewinnienia w sądzie i poradziła, żeby mówiła prawdę, bo – jak powiedziała – Katie na pewno nie chce trafić do więzienia. Cóż, pod tym względem miała całkowitą rację; Katie posłusznie siedziała z nią bitą godzinę, powtarzając jeszcze raz wszystko, co powiedziała doktorowi Cooperowi. Słowa dobierała bardzo starannie, aby jej wspomnienia były jak najdokładniejsze. Chciała, żeby doktor Polacci poszła potem prosto do Ellie i oświadczyła jej: „Katie nie zwariowała, sędzia spokojnie może ją puścić”.
– Katie – zapytała doktor Polacci, zmieniając nieco ton głosu, aby przyciągnąć jej uwagę – o czym myślałaś, kładąc się spać tamtego dnia?
– Czułam się źle, to wszystko. Chciałam zasnąć, żeby obudzić się rano, kiedy będzie mi już lepiej.
Psychiatra zaznaczyła coś w notatniku.
– I co było potem?
Katie na to właśnie czekała, na ten moment, gdy pojedyncze przebłyski, od kilku dni gromadzące się w jej umyśle, wyrwą się z ust, podobne do stada spłoszonych szpaków. Poczuła się tak, jakby powrócił tamten ból, który ciął niczym ostrzem kosy od pleców aż po brzuch, wwiercił się świdrem w ciało i wyrwał na zewnątrz z taką mocą, że kiedy już zdołała zaczerpnąć oddechu przez zaciśnięte gardło, spostrzegła, że zwinęła się w kłębek, nie wiedząc nawet kiedy.
– Bolało – szepnęła. – Obudziłam się z silnymi skurczami. Psychiatra zmarszczyła czoło.
– Doktor Cooper twierdził, że nie pamiętasz ani bólów porodowych, ani samego porodu.
– To prawda – przytaknęła Katie. – Najpierw przypomniałam sobie tylko to, że w ogóle byłam w ciąży. Opowiedziałam doktorowi Cooperowi, jak raz się pochyliłam i poczułam, że mam coś w środku i że muszę na to coś uważać. Od tego czasu zaczęłam przypominać sobie różne szczegóły.
– Na przykład?
– Na przykład to, że w oborze paliło się już światło, chociaż do porannego udoju pozostało jeszcze bardzo dużo czasu. – Katie wzdrygnęła się. – I jeszcze, że próbowałam ze wszystkich sił to powstrzymać, ale nie mogłam.
– Czy miałaś świadomość, że rodzisz dziecko?
– Nie potrafię powiedzieć. Bardzo się bałam, bo strasznie bolało. Wiedziałam tylko, że muszę być cicho, bo jeśli krzyknę albo zacznę płakać, ktoś może usłyszeć.
– Odeszły ci wody płodowe?
– Tak, ale nie wszystko naraz, jak mojej kuzynce Friedzie, kiedy rodził się mały Joshua. Zaczęło jej się na obiedzie przy stawianiu stodoły.
Obie panie, które siedziały obok niej na ławce, miały potem plamy na ubraniu. U mnie leciało powoli, niedużo i tylko kiedy siedziałam.
– Była krew?
– Tak, na udach, od środka. Dlatego wyszłam z domu. Nie chciałam zaplamić pościeli.
– Dlaczego?
– Ja zawsze robię pranie, ale to Mam zbiera pościel ze wszystkich łóżek. Nie chciałam, żeby się domyśliła.
– Zaplanowałaś sobie, że pójdziesz do obory?
– I tak, i nie. Nigdy nie myślałam o tym, co zrobię, kiedy… się zacznie. Wiedziałam tylko, że będę musiała wyjść z domu.
– Czy ktoś się obudził, kiedy wychodziłaś?
– Nie. Na podwórku ani w oborze też nie było nikogo. Weszłam do zagrody dla cielących się krów, bo tam wykłada się zawsze najczystsze siano. A potem… Czułam się tak, jak gdyby mnie tam wcale nie było. Jakbym była kimś innym i tylko się przyglądała. Po jakimś czasie spojrzałam w dół i zobaczyłam, że już jest.
– Masz na myśli, że dziecko już się urodziło.
Читать дальше