– Nie zrobiłaby tego – powiedział Adam z niezłomnym przekonaniem.
– Proszę mi wybaczyć, jeśli przeoczyłem jakiś szczegół pańskiego zeznania, ale czy był pan osobiście w oborze, gdzie rodziła Katie Fisher?
– Wie pan dobrze, że nie.
– W takim razie nie może pan osądzać, co się zdarzyło, a co nie.
– Zgodnie z tym tokiem rozumowania pan także nie może tego robić – zauważył Adam. – Ja wiem jednak coś, o czym pan nie ma pojęcia. Wiem, jak myśli i czuje Katie. Wiem, że nie zamordowałaby naszego dziecka. To, czy byłem przy porodzie, czy nie, jest bez znaczenia.
– Ależ oczywiście. Jest pan przecież… jak to pan nazwał? Aha! Łowcą duchów. Nie musi pan czegoś zobaczyć, żeby w to uwierzyć.
Adam spojrzał oskarżycielowi prosto w oczy.
– Chyba źle pan mnie zrozumiał – odrzekł. – Może chodzi po prostu o to, że wierzę w rzeczy, których nie widać.
Ellie cicho zamknęła za sobą drzwi do sali konferencyjnej.
– Posłuchaj mnie – zaczęła, czując, jak ogarnia ją niepokój. – Wiem, co powiesz. Nie miałam prawa tak znienacka stawiać ci Adama przed samym nosem. Powinnam ci o wszystkim powiedzieć, kiedy tylko się dowiedziałam, gdzie przebywa. Ale zrozum, Katie, ławnicy musieli się dowiedzieć, kim był dla ciebie ojciec dziecka, żeby dotarło do nich, że jego śmierć to naprawdę była tragedia. Musieli zobaczyć na własne oczy, jak bardzo cierpisz na widok Adama, kiedy pojawił się niespodziewanie na sali rozpraw. Trzeba było sprawić, żeby zaczęli ci współczuć, bo wtedy sami zaczną szukać powodu, żeby cię uniewinnić. – Splotła ramiona na piersi. – Przepraszam, jeśli to cokolwiek dla ciebie znaczy. Katie tylko odwróciła się bez słowa. Ellie spróbowała rozluźnić napięcie żartem.
– No, przecież przeprosiłam. Myślałam, że jeśli człowiek wyzna swoje winy, to mu przebaczają i przyjmują z powrotem z otwartymi ramionami.
Katie spojrzała jej w oczy.
– To było moje – powiedziała cicho. – Pozostało mi już tylko to wspomnienie. A ty zdradziłaś je wszystkim.
– Zrobiłam to po to, żeby cię uratować.
– Kto powiedział, że chcę, żebyś mnie ratowała? Ellie już nic nie mówiła. Wróciła do drzwi.
– Mam coś dla ciebie – powiedziała i przekręciła gałkę.
Na progu stał Adam. Na jego twarzy malowała się niepewność, opuszczone dłonie ściskały się i rozwierały. Ellie skinęła na niego głową i wyszła, zamykając drzwi za sobą.
Katie wstała, mrugając oczami, żeby nie popłynęły łzy. Czekała, aż wyciągnie do niej ręce, żeby mogła wpaść w jego ramiona. Nie trzeba było niczego więcej; gdyby zrobił tylko to, wróciliby z powrotem tam, gdzie byli ostatnim razem.
Adam zbliżył się o krok, a Katie rzuciła się ku niemu jak na skrzydłach. Szeptane pytania ocierały się o ich skórę, pozostawiając ślady wyraźne niczym blizny. Katie przywarła mocniej do niego, zdziwiona tym, że coś jej przeszkadza, jakby jakiś niewielki przedmiot utkwił pomiędzy nią a nim. Spojrzała w dół, żeby zobaczyć, co ją tak krępuje, ale była tam tylko niewidzialna, przytłaczająca nieobecność ich dziecka.
Adam również to poczuł – domyśliła się tego, kiedy drgnął i odsunął ją od siebie na długość ramienia.
– Pisałem do ciebie. Twój brat nie oddawał ci moich listów.
– O wszystkim bym ci powiedziała – odrzekła. – Nie wiedziałam, gdzie jesteś.
– Kochalibyśmy go. – Głos Adama zabrzmiał zajadłością, ale jego ton mógł wskazywać równie dobrze na stwierdzenie jak i na pytanie.
– Tak – potwierdziła.
Jego palce przesunęły się po jej włosach, zawadzając o rąbek czepka.
– Co tam się stało? – szepnął.
Katie zamarła.
– Nie wiem. Zasnęłam, a kiedy się obudziłam, dziecka już nie było.
– Ja rozumiem, że tak powiedziałaś swojej adwokatce. I policji. Ale ja to ja, Katie. To nasz syn.
– Mówię ci prawdę. Nie pamiętam.
– Przecież przy tym byłaś! Musisz pamiętać!
– Ale nie pamiętam! – załkała.
– Musisz sobie przypomnieć – powiedział Adam głuchym tonem – bo mnie tam nie było, a koniecznie chcę to wiedzieć.
Katie zacisnęła usta i sztywno, niemal niezauważalnie potrząsnęła głową, a potem osunęła się na krzesło i zgięła się wpół, obejmując ramionami brzuch.
Adam wziął ją za rękę i ucałował kostki palców.
– Dojdziemy do tego – zapewnił ją. – Po rozprawie wszystko musi się jakoś wyjaśnić.
Poddała się oczyszczającemu działaniu jego głosu, czując duchem prawie to samo, co podczas Grossgemee , komunii. Tak bardzo, ze wszystkich sił, pragnęła mu uwierzyć! Uniosła na niego wzrok i zaczęła przytakiwać w milczeniu.
Ale w jego oczach dostrzegła błysk, tańczącą iskierkę zwątpienia, tak ulotną, że gdyby nie odwrócił się tak szybko, nie obudziłyby się w niej podejrzenia. Powiedział, że ją kocha. Wyznał to przed ławą przysięgłych. Ale chociaż na sali rozpraw nie wspomniał o tym ani słowem, to tutaj, kiedy byli sami, dopuścił do siebie myśl, w której kryło się pytanie: czy Katie dlatego nie pamięta, co stało się z naszym dzieckiem, ponieważ popełniła czyn, który nie ma nazwy?
Pocałował ją delikatnie, a ona nie mogła się nadziwić, jak to jest, że stojąc przed kimś, kto jest jej tak bliski, że nie dzieli go od niej nawet powietrze, czuje się tak, jakby ziemię pomiędzy nimi rozdarł głęboki kanion.
– Jeszcze będziemy mieli dzieci – powiedział, nie wiedząc, że tej jednej rzeczy Katie za nic nie życzy sobie słyszeć.
Powiodła palcami po jego policzkach, po krawędzi szczęki, po owalach uszu.
– Przepraszam – powiedziała, nie wiedząc właściwie, dlaczego i za co.
– To nie była twoja wina – mruknął.
– Adam…
Przyłożył palec od jej ust i potrząsnął głową.
– Nie mów tego. Jeszcze nie teraz.
Poczuła w piersi taki ciężar, że trudno jej było oddychać.
– Chciałam ci powiedzieć, że był podobny do ciebie. – Jej słowa zabłysły jak kolorowy prezent. – Chciałam ci powiedzieć, że był śliczny.
Adam wyszedł z kabiny i zaczął myć ręce w umywalce. Głowę wciąż miał pełną myśli o Katie, o rozprawie, o ich dziecku. Kiedy obok niego stanął inny mężczyzna i odkręcił kran, ledwie do niego dotarło, że nie jest sam.
Ich spojrzenia spotkały się w lustrze. Adam omiótł wzrokiem czarny kapelusz z szerokim rondem na głowie nieznajomego, spodnie prostego kroju, szelki, koszulę z bladozielonego materiału. Widział go po raz pierwszy w życiu, ale wiedział, kim on jest, tak samo jak ten olbrzymi blondyn, który nie mógł oderwać od niego wzroku, wiedział, kim jest Adam.
To z nim ona była, zanim się poznaliśmy, pomyślał.
Tego człowieka nie było na sali sądowej; Adam zapamiętałby go, był tego pewien. Być może nie chciał tam wejść ze względów religijnych. Być może siedział w osobnym pomieszczeniu, bo miał dziś składać zeznania.
Być może, tak jak sugerował oskarżyciel, ten człowiek pojawił się u boku Katie, kiedy Adama zabrakło, i to on się nią opiekował.
– Przepraszam. – Jasnowłosy wyciągnął rękę w kierunku dozownika z mydłem. W jego mowie brzmiał mocny obcy akcent.
Adam osuszył ręce papierowym ręcznikiem. Skinął tamtemu głową – spokojnie, tylko raz, dla oznaczenia swojego terytorium – i wrzucił zgnieciony papier do kosza na śmieci.
Otworzywszy drzwi wiodące na ruchliwy korytarz, obejrzał się jeszcze ten jeden, ostatni raz. Blondwłosy amisz sięgał właśnie po ręcznik z podajnika; stał w tym samym miejscu co przed chwilą Adam.
Читать дальше