– Mówię tylko, jak było.
– Aha. No dobrze. Było tak, jak mówisz. A teraz jest tak, że u mnie wszystko gra. Jestem w pełni sił. Zwarta i gotowa. Dam radę wygrać sprawę i dam radę urodzić dziecko. Ze wszystkim dam sobie radę. – Nagle poczuła pieczenie pod powiekami i ogarnęło ją przerażenie, gdy zrozumiała, że to łzy. – A teraz wybacz, ale zanim sąd zbierze się po przerwie, muszę jeszcze coś załatwić. Trzeba zakończyć wojnę w Bośni i uratować chociaż kilka głodujących krajów Trzeciego Świata. – Wstała prędko i zostawiła go przy stole.
Coop popatrzył za nią szeroko otwartymi oczami, a potem opadł na jej krzesło.
Katie skrobała kciukiem po kartce w notesie adwokatki.
– To przez to dziecko – powiedziała. – Kobieta jest wtedy cała ferhoodled.
– No cóż. – Coop pomasował sobie kark. – Martwię się o nią. Dziewczyna nacisnęła mocniej, zostawiając na kartce ślad paznokcia.
– Ja też się martwię.
Ellie wróciła na salę równo z sędziną Ledbetter i wślizgnęła się na swoje miejsce obok Katie. Twarz miała zarumienioną i błyszczącą wilgocią, jakby opryskała ją sobie wodą. Nie chciała spojrzeć na Katie, nawet gdy dziewczyna pod stołem dotknęła lekko jej ręki, tak po prostu, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Zamiast tego wymamrotała pod nosem coś, co brzmiało jak „Przepraszam” albo „Przebaczysz?” – chociaż to drugie nie miało przecież ani krztyny sensu – i uniosła się z krzesła jednym płynnym, pełnym powagi ruchem, który w pewien sposób kojarzył się Katie z dymem dostojnie snującym się z komina.
– Obrona – powiedziała – wzywa na świadka Adama Sinclaira. Dziewczynie zaparło dech w piersiach. Musiałam się przesłyszeć, pomyślała.
– Sprzeciw! – zawołał oskarżyciel. – Tego nazwiska nie było na mojej liście.
– Wysoki sądzie, świadek przebywał za granicą. Miejsce jego pobytu udało mi się ustalić zaledwie przed kilkoma dniami – wyjaśniła Ellie.
– To nie tłumaczy, dlaczego jego nazwisko nie figuruje na złożonej przez panią liście świadków – zauważyła sędzina Ledbetter.
Ellie zawahała się przez chwilę.
– Ten świadek posiada informacje, o których dowiedziałam się w ostatniej chwili.
– Wysoki sądzie, to już przesada. Mecenas Hathaway nagina procedury prawne tak jak jej wygodnie.
– Proszę o wybaczenie, wysoki sądzie – odparła Ellie – i przepraszam prokuratora Callahana za brak uprzedzenia. Ten świadek nie wygra za mnie sprawy, ale dostarczy szczegółów istotnych dla zrozumienia sytuacji.
– Chcę przesłuchać go pierwszy – zażądał George.
Reszty Katie już nie słyszała, bo w tej chwili jej świadomość skupiła się na jednym fakcie: Adam był w tym samym pomieszczeniu co ona.
Jej oddech nagle stał się krótki i płytki, a w każdym wdechu i w każdym wydechu brzmiał szelest jakby sreberka odwijanego z czekoladki, na której widniało jego imię. Adam położył dłoń na Biblii, a ona wyobraziła sobie, jak ta sama dłoń spoczywa płasko na jej brzuchu.
A potem spojrzał na nią. W jego oczach był smutek, który dla niej wyglądał jak znak wysokiej wody pozostawiony przez falę cierpienia potężną jak morski grzywacz. Wbił w nią wzrok i patrzył, patrzył, dopóki powietrze w sali rozpraw nie zgęstniało i nie zbryliło się; serce w jej piersi waliło tak mocno, że odrzut wstrząsał całym ciałem.
Katie przygryzła wargę i owinęła się szczelnie wstydem jak szalem. To była jej wina, to ona doprowadziła jego i siebie do tego. Przepraszam.
Przebaczam.
Uniosła drżące dłonie do twarzy, myśląc jak dziecko: jeśli nie będę go widzieć, to stanę się niewidzialna.
– Pani Hathaway – odezwała się sędzina – czy mam zarządzić krótką przerwę?
– Nie – odrzekła Ellie. – Moja klientka sobie poradzi.
Ale Katie wcale sobie nie radziła. Trzęsła się na całym ciele, a łzy płynęły z oczu coraz mocniejszą falą. Za nic w świecie nie podniosłaby teraz głowy, bo wiedziała, że znów zobaczy Adama. Raz po raz czuła na sobie ukłucia spojrzeń ławników i zmagała się w myślach z pytaniem: dlaczego Ellie nie chce zrobić tego dla niej i nie pozwoli jej uciec, uciec z tej sali, nie oglądając się za siebie.
– Proszę cię – szepnęła do Ellie.
– Cicho. Zaufaj mi.
– Czy jest pani pewna, pani mecenas? – zapytała sędzina Ledbetter. Ellie potoczyła wzrokiem po ławnikach, którzy siedzieli z otwartymi ustami.
– Całkowicie.
W tym momencie Katie poczuła, że nienawidzi jej z całego serca.
– Wysoki sądzie – rozległ się jego głos, Boże drogi!, jego cudowny, głęboki głos, podobny do turkotu bryczki toczącej się po bruku. – Czy mogę…? – Adam wziął ze stolika obok krzesła dla świadka pudełko chusteczek higienicznych i skinął głową w kierunku Katie.
– Nie, panie Sinclair. Zostanie pan na miejscu – rozkazała sędzina.
– Stanowczo się sprzeciwiam – upierał się prokurator. – Mecenas Hathaway powołała tego świadka, licząc wyłącznie na dramatyczny efekt. Jego zeznanie nie będzie miało żadnej wagi.
– Jeszcze go nie przesłuchałam, George – zwróciła mu uwagę Ellie.
– Pani mecenas, panie prokuratorze, proszę podejść – powiedziała gniewnie sędzina Ledbetter. Trójka prawników zaczęła szeptać. Nie było słychać niczego, oprócz pojedynczych słów wybijających się jak strużki przecieków z nieszczelnej rury. Adam spojrzał na Katie, która wciąż jeszcze nie przestała płakać. Wziął chusteczki i otworzył furtkę w balustradzie otaczającej krzesło dla świadka.
Zbliżył się strażnik sądowy.
– Przykro mi, proszę pana, ale…
Adam minął go bez słowa, a odgłos jego kroków potężniał w miarę zbliżania się do stołu dla obrony. Sędzina Ledbetter uniosła wzrok i natychmiast zawołała go po nazwisku. Nie posłuchał. Chwyciła młotek, uderzyła nim w podkładkę.
– Panie Sinclair! Proszę się natychmiast zatrzymać albo oskarżę pana o obrazę sądu!
Ale on się nie zatrzymał. Rozległ się krzyk prokuratora uniesionego świętym oburzeniem, punktowany gniewnymi ostrzeżeniami sędziny, a Adam przyklęknął obok Katie. Poczuła jego zapach, ogarnęło ją bijące od niego ciepło i pomyślała: to jest mój Armageddon.
Po jej policzku przesunęła się miękka chusteczka.
Głosy sędziny i prawników ucichły, ale Katie tego nie zauważyła. Czuła tylko, jak kciuk Adama ociera się o jej skórę. Zamknęła oczy.
Tłem dla tego obrazu był George Callahan, który wyrzucił ręce w górę i na nowo wdał się w spory z sędziną i z Ellie.
– Dziękuję – szepnęła Katie, biorąc chusteczkę z ręki Adama.
Skinął głową, nie mówiąc ani słowa. Strażnik, otrzymawszy polecenie od sędziny Ledbetter, chwycił go za ramię i szarpnięciem postawił na równe nogi. Katie patrzyła, jak odprowadza Adama na miejsce dla świadka. Każdy jego nieskory krok oddalał ich od siebie.
– Jestem łowcą duchów – odpowiedział Adam na pytanie Ellie. – Tropię i rejestruję zjawiska paranormalne.
– Czy może nam pan przybliżyć, na czym polega pańska praca?
– Nocuję w miejscach, o których mówi się, że są nawiedzane przez duchy i próbuję wykryć zmiany pola energetycznego za pomocą różdżki bądź też specjalistycznej techniki fotograficznej.
– Czy oprócz doktoratu z parapsychologii na Pensylwańskim Uniwersytecie Stanowym posiada pan inne stopnie naukowe?
– Tak. Licencjat i magisterium zdobyte na wydziale nauk ścisłych Massachusetts Institute of Technology.
– W jakiej dziedzinie, panie Sinclair?
Читать дальше