– Zostałam zaproszona na sabat, ale wolałam pracować.
– Zaprosiła cię może ta czarownica z Bryn Mawr? – Em interesowała się filologią klasyczną głównie dlatego (wyszło to na jaw po paru kieliszkach wina pewnego letniego wieczoru), że spotykała się niegdyś z matką Gillian. Ona sama powiedziała o tym tylko tyle, że działo się to w latach sześćdziesiątych.
– Tak. – Poczułam zakłopotanie. Obie były przekonane, że teraz, gdy miałam już bezpieczną posadę, wreszcie ujrzę „światełko” i zacznę poważnie odnosić się do magii. Obie wpadały w podniecenie, gdy okazało się, że miałam jakikolwiek kontakt z inną czarownicą. – Ale spędziłam ten wieczór z Eliasem Ashmole'em.
– Kto to taki? – Em zwróciła się z tym pytaniem do Sarah.
– Wiesz, to ten nieżyjący gość, który zbierał alchemiczne książki – zabrzmiała stłumiona odpowiedź Sarah.
– Jesteście tam jeszcze? – zapytałam.
– Więc kto cię tak wyprowadził z równowagi? – spytała Sarah.
Ponieważ obie były czarownicami, nie było sensu niczego przed nimi ukrywać.
– Spotkałam w bibliotece wampira. Nie widziałam go nigdy przedtem, nazywa się Matthew Clairmont.
Em zamilkła na moment, przetrząsając zakamarki pamięci w poszukiwaniu znanych istot. Sarah milczała przez chwilę, zastanawiając się, czy ma wybuchnąć, czy nie.
– Mam nadzieję, że pozbędziesz się go łatwiej niż tych demonów, które masz zwyczaj przyciągać do siebie – stwierdziła ostro.
– Demony nie nachodzą mnie od czasu, jak zarzuciłam występy na scenie.
– Jak to, był przecież demon, który nachodził cię w bibliotece Beinecke, kiedy zaczęłaś pracować w Yale – przypomniała Em. – Kręcił się po ulicy i rozglądał się za tobą.
– On był niezrównoważony psychicznie – zaprotestowałam. Podobnie jak sięganie po magię przy awarii zmywarki, także i to, że jakimś cudem przyciągnęłam uwagę jednego jedynego, ciekawskiego demona, nie świadczyło przeciwko mnie.
– Przyciągasz inne stworzenia tak, jak kwiaty przyciągają pszczoły, Diano. Ale demony nie są nawet w połowie tak groźne, jak wampiry. Trzymaj się z dala od niego – oświadczyła z naciskiem Sarah.
– Nie mam powodu, żeby za nim tęsknić. – Moje dłonie znowu powędrowały w okolicę szyi. – Nic nas nie łączy.
– Nie o to chodzi – odparła Sarah, podnosząc głos. – Czarownicom nie wolno wchodzić w żadne układy z wampirami i demonami. Wiesz o tym. Gdybyśmy to robiły, ludzie mogliby nas łatwiej zdemaskować. Żaden wampir ani demon nie jest wart takiego ryzyka. – Jedynymi istotami, jakie Sarah traktowała poważnie, były inne czarownice i czarodzieje. Ludzi postrzegała jako nieszczęsne małe żyjątka, ślepe na otaczający je świat. Demony pozostawały na zawsze nastolatkami, którym nie można było ufać. W jej hierarchii wampiry znajdowały się znacznie poniżej kotów i co najmniej o jeden stopień poniżej psich mieszańców.
– Już mi mówiłaś o zasadach, Sarah.
– Nie wszyscy ich przestrzegają, kochanie – zauważyła Em. – Czego chciał?
– Powiedział, że interesują go moje prace badawcze. Ale specjalizuje się w naukach ścisłych, więc trudno w to uwierzyć. – Moje palce zaczęły się bawić kołdrą na łóżku. – Zaprosił mnie na kolację.
– Na kolację? – zapytała z niedowierzaniem Sarah. Em roześmiała się tylko.
– W restauracyjnym menu niewiele jest rzeczy, które przypadłyby do gustu wampirowi.
– Jestem pewna, że więcej go nie spotkam. Z informacji na jego wizytówce wynika, że prowadzi trzy laboratoria i pracuje na dwóch wydziałach.
– Typowe – mruknęła Sarah. – Tak to jest, kiedy masz za dużo czasu dla siebie. I przestań wreszcie dziobać tę kołdrę, bo zrobisz w niej dziurę. – Wyczuliła swój wiedźmi radar i teraz nie tylko mnie słyszała, ale także widziała.
– Nie wygląda na to, żeby okradał starsze panie i trwonił cudze majątki na giełdzie – odcięłam się. Wampiry miały opinię bajecznie bogatych stworzeń, a pieniądze były słabym punktem Sarah. – Jest biochemikiem i lekarzem jakiejś specjalności, który interesuje się mózgiem.
– Jestem pewna, że to fascynujące rzeczy, ale czego chciał? – Niecierpliwość Sarah dorównała mojemu poirytowaniu. Klasyczna wymiana ciosów, w której wszystkie kobiety z rodu Bishopów były mistrzyniami.
– Nie chodziło mu o kolację – odezwała się pewnym siebie tonem Em.
– Ale czegoś chciał – prychnęła Sarah. – Wampiry nie flirtują z czarownicami. Chyba że chciał mieć na kolację ciebie, oczywiście. Nic nie smakuje im tak jak krew czarownicy.
– Może był tylko ciekawy lub rzeczywiście podobają mu się twoje prace. – Em powiedziała to z takim zwątpieniem w głosie, że musiałam się roześmiać.
– Nie musiałybyśmy w ogóle o tym rozmawiać, gdybyś zachowała elementarną ostrożność – rzuciła kwaśnym tonem Sarah. – Jakiś ochronny urok, wykorzystanie twojego daru jasnowidzenia albo…
– Nie muszę sięgać po magię i czary, żeby się domyślić, dlaczego jakiś wampir zaprasza mnie na kolację – odparłam stanowczo. – I nie będę dłużej dyskutować na ten temat.
– W takim razie nie dzwoń do nas i nie szukaj odpowiedzi, jeśli nie chcesz ich wysłuchać – odparła Sarah, gotowa wybuchnąć w każdej chwili. Odłożyła słuchawkę, zanim zdążyłam wymyślić jakąkolwiek ripostę.
– Wiesz, Sarah martwi się o ciebie – odezwała się usprawiedliwiająco Em. – No i nie rozumie, dlaczego nie chcesz korzystać ze swoich umiejętności, choćby dla własnej ochrony.
Ponieważ te umiejętności potrącają różne struny gdzieś głęboko we mnie. Już to wyjaśniałam. Mam to przećwiczone.
– To śliska sprawa, Em. Dziś osłonię się przed wampirem w bibliotece, a jutro zabezpieczę się przed trudnym pytaniem na wykładzie. Niedługo zacznę wybierać tematy do badań, wiedząc, jak się to skończy, i składać wnioski o granty, co do których będę pewna, że je otrzymam. Ważne, żebym zdobyła dobrą reputację, opierając się na własnej pracy. Jeśli zacznę korzystać z magii, nic nie będzie zależało ode mnie w całości. Nie chcę być kolejną wiedźmą w rodzinie Bishopów. – Otworzyłam już usta, żeby powiedzieć Em o manuskrypcie Ashmole 782 , ale coś mnie tknęło i się powstrzymałam.
– Wiem, wiem, kochana – powiedziała uspokajająco Em. – Rozumiem cię. Ale Sarah nie przestaje martwić się o twoje bezpieczeństwo. Jesteś teraz całą jej rodziną.
Przeczesałam palcami włosy i oparłam dłoń na skroni. Tego rodzaju rozmowy zawsze prowadziły do mojej matki i ojca. Zawahałam się, nie mając wielkiej ochoty na wspominanie o kłopocie, który nie dawał mi spokoju.
– O co chodzi? – zapytała Em, wyczuwając szóstym zmysłem, że coś jest nie tak.
– Znał moje nazwisko. Nie spotkałam go nigdy przedtem, ale wiedział, kim jestem.
Em zaczęła rozważać różne możliwości.
– Na okładce twojej ostatniej książki jest twoje zdjęcie, prawda?
Odetchnęłam z cichym sapnięciem, nieświadoma tego, że wstrzymałam oddech.
– Tak. To musi być to. Jestem po prostu głupia. Możesz przekazać Sarah całusa ode mnie?
– Jasne. Ale wiesz co, Diano? Bądź ostrożna. Nie można wykluczyć, że angielskie wampiry nie obchodzą się z czarownicami tak dobrze jak amerykańskie.
Uśmiechnęłam się, myśląc o ceremonialnym ukłonie Matthew Clairmonta.
– Postaram się. Nie bój się o mnie. Prawdopodobnie więcej go nie zobaczę.
Em się nie odezwała.
– Em? – rzuciłam pytająco.
Читать дальше