– W jaki sposób uratowałeś jej męża? – Wampiry nie ratują życia, ale je zabierają.
– Zobaczyłem go podczas dyżuru w klinice Radcliffe'a, kiedy mieli niedobór personelu. Mary oglądała program, w którym opisywano objawy zawału, i rozpoznała je, kiedy jej mąż poczuł się bardzo źle. Gdyby nie ona, umarłby albo doznałby poważnych szkód.
– Ale ona myśli, że to ty go uratowałeś? – Pikantny zapach wampira przyprawiał mnie o zawrót głowy. Uniosłam pokrywkę imbryka i woń goździków ustąpiła zapachowi taniny w czarnej herbacie.
– Mary w porę zadziałała, ale kiedy znalazł się w szpitalu, przeszedł straszliwą reakcję na leki. Powiedziałem ci, że ona jest spostrzegawcza. Podzieliła się swoimi obserwacjami z jednym z lekarzy, ale on je zlekceważył. A ja… podsłuchałem ich rozmowę i… wtrąciłem się.
– Często kontaktujesz się z pacjentami? – Napełniłam oba nasze kubki herbatą tak mocną, że można było postawić w niej na sztorc łyżeczkę. Dłonie drżały mi trochę na myśl o wampirze myszkującym w klinice wśród chorych i rannych.
– Nie – odparł, bawiąc się słoikiem z cukrem – tylko podczas ostrych dyżurów.
Popchnęłam jeden z kubków w jego stronę, skupiłam wzrok na cukrze. Podał mi go. Wsypałam do mojej herbaty pół łyżeczki i wlałam pół pojemniczka z mlekiem. Taką właśnie lubiłam – czarną jak smoła, z odrobiną cukru, żeby złagodzić gorycz, i sporą porcją mleka, żeby nie wyglądała całkiem jak czarna polewka. Wymieszałam zawartość zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Gdy tylko doświadczenie powiedziało mi, że nie poparzę sobie ust, wypiłam łyczek. Była doskonała. Wampir się uśmiechał.
– O co chodzi? – zapytałam.
– Nigdy nie widziałem, żeby ktoś poświęcał tyle uwagi herbacie.
– Pewnie nie spędzasz wiele czasu z prawdziwymi miłośnikami tego napoju. Chodzi o to, żeby właściwie ocenić moc, zanim wsypie się cukier i doda mleko. – Jego kubek stał przed nim nietknięty. – Widzę, że wolisz czarną.
– Prawdę mówiąc, herbata nie jest moim ulubionym napojem – powiedział, ściszając nieco głos.
– A jaki lubisz najbardziej? – W chwili, gdy pytanie wyszło z moich ust, chciałam je cofnąć. Rozbawienie na jego twarzy ustąpiło powściąganej wściekłości.
– Czyżbyś nie wiedziała? – zapytał zjadliwym tonem. – Nawet ludzie znają odpowiedź na to pytanie.
– Przepraszam. Nie powinnam była… – Chwyciłam kubek, starając się wrócić do równowagi.
– Rzeczywiście, nie powinnaś była.
Zaczęłam popijać w milczeniu herbatę. Podnieśliśmy oczy dopiero wtedy, gdy podeszła Steph, niosąc stojaczek z przegródkami pełen przypieczonych grzanek i kopiasty talerz jajecznicy na bekonie.
– Mama pomyślała, że potrzebuje pani warzyw – wyjaśniła Steph, kiedy zrobiłam oczy na widok góry smażonych grzybów z pomidorami, które towarzyszyły śniadaniu. – Powiedziała, że wygląda pani jak śmierć.
– Dziękuję! – powiedziałam. Krytyczne zdanie Mary na temat mojego wyglądu nie zmniejszyło mojego uznania dla dodatkowego jedzenia.
Steph się uśmiechnęła i Clairmont posłał mi delikatny uśmiech, kiedy sięgnęłam po widelec i zabrałam się do jedzenia.
Wszystko było gorące i pachnące, przypieczona skórka jajecznicy pozostawała w doskonałej proporcji do miękkiego parzącego środka. Zaspokoiłam pierwszy głód i przypuściłam metodyczny atak na trójkątne, chłodne już grzanki, smarując pierwszą z nich masłem. Wampir przyglądał się temu z taką samą napiętą uwagą, z jaką obserwował zabiegi przy herbacie.
– Więc dlaczego zajmujesz się nauką? – zachęciłam go, wkładając do ust grzankę tak, że musiał odpowiedzieć.
– A dlaczego ty historią? – Ton jego głosu był raczej odstręczający, ale pomyślałam, że nie pójdzie mu ze mną tak łatwo.
– Najpierw ty.
– Myślę, że chciałbym się dowiedzieć, skąd wziąłem się na świecie i dlaczego tu jestem – powiedział, wpatrując się w stół. Zaczął budować zamek ze słoika z cukrem i krążka niebieskich drażetek ze słodzikiem.
Zesztywniałam, uderzona zbieżnością jego odpowiedzi z tym, co dzień wcześniej powiedziała mi Agatha na temat Ashmole'a 782 .
– To jest problem dla filozofów, a nie naukowców. – Zlizałam z palca kroplę masła, żeby ukryć zmieszanie.
Jego oczy błysnęły nagłym poirytowaniem.
– Uważasz… że naukowców nie interesuje odpowiedź na pytanie, dlaczego się tu znaleźli?
– W dawnych czasach mieli zwyczaj interesować się takimi pytaniami – przyznałam, przyglądając mu się uważnie. Nagłe zmiany jego nastroju przyprawiały mnie wręcz o przerażenie. – Wydaje się, że obecnie wszyscy zajmują się kwestią, jak… jak działa organizm, jak poruszają się planety…
Clairmont prychnął pogardliwie.
– Wszyscy, ale nie dobrzy naukowcy. – Jacyś ludzie za jego plecami podnieśli się do wyjścia. Znieruchomiał, gotów wstać, gdyby chcieli odsunąć stolik.
– A ty jesteś dobrym naukowcem.
Pozostawił moje słowa bez komentarza.
– Któregoś dnia będziesz musiał mi wyjaśnić relacje między neurologią, badaniami DNA, zachowaniem zwierząt i ewolucją. Te dziedziny nie wiążą się ze sobą w tak oczywisty sposób. – Odgryzłam następny kęs grzanki.
Clairmont uniósł lewą brew.
– Musiałaś myszkować po jakichś naukowych czasopismach – rzucił ostrym tonem.
Wzruszyłam ramionami.
– Miałeś nade mną nieuzasadnioną przewagę. Wiedziałeś wszystko o moich pracach. Chciałam zwyczajnie wyrównać szanse.
Mruknął coś pod nosem, zabrzmiało to jak francuski.
– Miałem mnóstwo czasu na przemyślenia – odparł stanowczym tonem, poszerzając fosę wokół zamku za pomocą jeszcze jednego krążka drażetek ze słodzikiem. – Nie ma między nimi żadnego związku.
– Łgarz – powiedziałam cicho.
Nie zdziwiłam się, że moje oskarżenie rozwścieczyło Clairmonta, ale szybkość zmiany jego nastroju zaskoczyła mnie. Było to przypomnienie, że jem śniadanie z istotą o nadnaturalnych zdolnościach, która mogła być śmiertelnie groźna.
– W takim razie powiedz, na czym polega ten związek – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Nie jestem tego pewna – odparłam ze szczerym przekonaniem. – Musi być coś, co je spaja, jakaś kwestia, która łączy twoje zainteresowania badawcze i nadaje im sens. Bo jeśli nie, to jedynym wyjaśnieniem byłoby to, że jesteś intelektualnym fantastą, co by było śmieszne, jeśli wziąć pod uwagę, jak wysoko cenione są twoje prace… Lub może to, że łatwo się nudzisz. Ale nie wyglądasz na gościa, który byłby podatny na intelektualne znudzenie. Wręcz przeciwnie.
Clairmont przyglądał mi się i jego milczenie wprawiło mnie w zakłopotanie. Mój żołądek zaczynał się buntować przeciwko nadmiarowi jedzenia, jakie spodziewałam się w niego wcisnąć. Nalałam sobie świeżej herbaty i mieszałam ją, czekając, aż rozmówca się odezwie.
– Jesteś spostrzegawcza, jak na czarownicę. – W oczach wampira pojawił się lekki odcień podziwu.
– Wampiry, Matthew, nie są jedynymi stworzeniami, które potrafią polować.
– Nie. Wszyscy na coś polujemy, prawda, Diano? – Znowu przeciągnął samogłoskę w moim imieniu. – Teraz moja kolej. Dlaczego obrałaś historię?
– Nie odpowiedziałeś na wszystkie moje pytania. – A ja nie zadałam tego najważniejszego.
Pokręcił stanowczo głową. Przestałam wyciągać informacje z Clairmonta i skupiłam się na obronie przed jego zakusami, żeby teraz pociągnąć mnie za język.
Читать дальше