Paul Auster - Lewiatan

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - Lewiatan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lewiatan: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewiatan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niewiarygodne perypetie Benjamina Sachsa, opisane przez jego przyjaciela Petera Aarona (obydwaj są pisarzami), to, jak często u Austera, ciąg przypadków odzwierciedlających bogactwo, złożoność i wieloznaczność ludzkiego życia, tym razem splecionych z realną, historyczną rzeczywistością. Lewiatan to nie tylko państwo-potwór pożerające swych obywateli, lecz zarazem sumienie prowadzące do samounicestwienia: sumienie "Ducha Wolności" wysadzającego w powietrze repliki nowojorskiej Statue of Liberty. Ben Sachs to kolejny Austerowski antybohater o psychice zagubionej w labiryncie świata.

Lewiatan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewiatan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Istnieje zaledwie jedna anegdota dotycząca tego wczesnego okresu, w której prawdziwość nie powątpiewam. Usłyszałem ją pod koniec mojej wizyty w domu pani Sachs, a ponieważ została opowiedziana wspólnie przez matkę i syna, należy do innej kategorii niż reszta historyjek, którymi mnie Benjamin raczył, w dodatku nie jest tak dramatyczna jak pozostałe. Teraz, z perspektywy czasu, wydaje mi się, że wyróżnia się z jeszcze jednego powodu: zawiera coś jakby motyw przewodni, refren, który towarzyszył Sachsowi do ostatniej chwili jego życia.

Kiedy sprzątnięto ze stołu, osoby, które nie pomagały w przygotowaniu świątecznego posiłku, zostały wyznaczone do zmywania naczyń. Było nas czworo: Benjamin, pani Sachs, Fanny i ja. Mieliśmy pełne ręce roboty, bo wokół piętrzyły się stosy brudnych garnków i talerzy. Kiedy tak staliśmy w kuchni, na zmianę zeskrobując zeschłe resztki, szorując, płucząc i wycierając naczynia, gawędziliśmy o tym i owym. Po pewnym czasie rozmowa zeszła na temat Święta Dziękczynienia, które właśnie obchodziliśmy, potem na inne amerykańskie święta, a to z kolei skojarzyło nam się z różnymi symbolami narodowymi. Ktoś wspomniał o Statui Wolności i nagle, jakby jednocześnie odżyło w nich wspomnienie, Benjamin z matką zaczęli opowiadać o wycieczce na wyspę Bedloe’a, którą odbyli we wczesnych latach pięćdziesiątych. Ani Fanny, ani ja nie znaliśmy tej historii, więc ze ścierkami w rękach słuchaliśmy dialogu matki i syna.

– Pamiętasz ten dzień, Ben? – spytała pani Sachs.

– Jakżebym mógł zapomnieć? – Ben na to. – To był jeden z punktów zwrotnych mojego dzieciństwa.

– Byłeś wtedy taki mały. Miałeś może sześć albo siedem latek.

– Sześć. To był pięćdziesiąty pierwszy rok.

– Ty sześć, ja trochę więcej, a też ani razu nie widziałam z bliska Statuy Wolności. Uznałam, że trzeba nadrobić tę zaległość, więc któregoś pięknego dnia zapakowałam cię do samochodu i ruszyliśmy do Nowego Jorku. Nie pamiętam, gdzie były dziewczynki, ale jestem prawie pewna, że nie pojechały z nami.

– Tak, wybraliśmy się tylko we dwoje – rzekł Sachs. – Dopiero tam na miejscu dołączyła do nas jakaś pani ze swoimi dziećmi.

– Doris Saperstein, moja stara przyjaciółka z Bronxu. Miała dwóch synów mniej więcej w twoim wieku. Ależ to były urwisy, prawdziwe dzikusy!

– Po prostu normalne chłopaki. To z ich powodu kłóciliśmy się przed wyjściem z domu.

– Myśmy się kłócili? – zdziwiła się pani Sachs.

– Nie pamiętasz?

– Pamiętam to, co było potem. Wszystko inne wyleciało mi z głowy.

– Kazałaś mi włożyć takie krótkie granatowe spodenki i białe podkolanówki. Zawsze kiedy gdzieś wychodziliśmy, ubierałaś mnie po swojemu. Nienawidziłem tego. Czułem się jak maminsynek, jak wyfiokowany panicz. Jeszcze od biedy mogłem tak występować na uroczystościach rodzinnych, ale wszystko się we mnie buntowało na myśl, że w tym stroju mam się pokazać synom pani Saperstein. Wiedziałem, że oni będą ubrani w kolorowe podkoszulki, dżinsy, tenisówki. Strasznie się wstydziłem tych swoich podkolanówek…

– Ależ wyglądałeś jak aniołek – przerwała Sachsowi matka.

– Może, ale wcale tego nie chciałem. Chciałem wyglądać jak inni chłopcy. Błagałem cię, żebyś pozwoliła mi się przebrać, ale uparłaś się. „Zwiedzanie Statuy to nie zabawa na podwórku. Statua Wolności jest symbolem naszego kraju i należy okazywać jej szacunek”. Pamiętam, że pomyślałem sobie: co za ironia losu. Z jednej strony symbol wolności, z drugiej ja, tej wolności pozbawiony. Moja własna mama zaprowadza rządy dyktatorskie, depcze przysługujące mi prawa. Próbowałem ci wytłumaczyć, że nie chcę się wyróżniać, ale twardo obstawałaś przy swoim. Bzdura, powiedziałaś, tamci dwaj też będą odświętnie ubrani. Byłaś tak cholernie pewna siebie, że w końcu zdobyłem się na odwagę i zaproponowałem ci układ. Dobrze, powiedziałem, pójdę w tym, w czym mi każesz. Ale jeśli mali Sapersteinowie będą ubrani w dżinsy i tenisówki, nigdy więcej nie będziesz mnie zmuszać do noszenia granatowych spodenek i podkolanówek. Że odtąd pozwolisz mi samemu decydować, co mam włożyć.

– I ja na to przystałam? Żeby sześciolatek dyktował mi warunki?

– Zgodziłaś się dla świętego spokoju. Nawet nie przyszło ci do głowy, że mogłabyś przegrać. Ale kiedy pani Saperstein pojawiła się ze swoimi synami, okazało się, że miałem rację. Od tego dnia stałem się panem własnej szafy. Było to pierwsze liczące się zwycięstwo w moim życiu. Czułem się tak, jakbym zdobył punkt w walce o demokrację, jakbym stanął w obronie wszystkich uciśnionych ludów świata.

– Teraz rozumiem, dlaczego ciągle chodzisz w dżinsach – wtrąciła Fanny. – Jako dziecko uzyskałeś prawo do decydowania o sobie, a przynajmniej o własnym stroju, i postanowiłeś zostać niechlujem do końca życia.

– Zgadza się – przyznał Sachs. – Wywalczyłem sobie to prawo i od tej pory jestem dumnym abnegatem.

– A potem… – powiedziała matka mego przyjaciela, chcąc wrócić do przerwanego wątku – zaczęliśmy się wspinać.

– Po słynnych krętych schodach – dodał Sachs.

– Z początku nawet nie było tak źle – ciągnęła gospodyni. – Doris i ja puściłyśmy chłopców przodem, a same szłyśmy powoli, spokojnie, trzymając się poręczy. Wreszcie dotarliśmy wszyscy na wysokość korony i przez kilka minut oglądaliśmy z góry port. Myślałam, że to już koniec, że wrócimy na dół i wstąpimy gdzieś na lody. Ale w tamtych czasach wpuszczano zwiedzających jeszcze wyżej, do pochodni, a to oznaczało kolejną wspinaczkę po schodach, tym razem przez uniesione ramię miedzianej damy. Chłopcy oczywiście chcieli tam iść. Tak długo krzyczeli i nudzili, że w końcu obie z Doris poddałyśmy się. Okazało się, że schody prowadzące na samą górę nie miały żadnej poręczy; były to najwęższe, najbardziej kręte schody, jakie w życiu widziałam, po prostu żelazne szczeble odchodzące od długiego pręta. Patrząc w dół miałam wrażenie, że jestem setki kilometrów nad ziemią. Pode mną nic, tylko pustka. Bezdenna otchłań. Chłopcy wdrapali się na samą górę, a ja – pokonawszy dwie trzecie odległości – zrozumiałam, że dalej nie dam rady. Zawsze uważałam się za osobę dzielną, nieulękłą. Na widok myszy nie wskakiwałam z piskiem na krzesło. Byłam postawną, trzeźwo myślącą babą, która niejedno w życiu widziała, ale tamtego dnia na tych wąskich schodach nogi miałam jak z waty, pot lał się ze mnie strumieniami i czułam, że za chwilę zwymiotuję. Doris czuła się podobnie, więc przysiadłyśmy na stopniu, żeby jakoś dojść do siebie. Trochę pomogło, ale nie do końca; mimo kawałka żelaza pod tyłkiem wciąż miałam wrażenie, że zaraz spadnę, że runę głową w dół. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak spanikowana jak wtedy. Z tych nerwów wszystko się we mnie poprzestawiało: serce podskoczyło mi do gardła, głowa chybotała mi się w rękach, brzuch opadł mi do samych stóp. Nagle pomyślałam o Beniaminie i potwornie się przeraziłam. Zaczęłam krzyczeć, żeby natychmiast zszedł na dół. To było straszne. Mój głos niosący się echem po wnętrzu Statuy brzmiał jak wycie udręczonej duszy. Wreszcie chłopcy, obejrzawszy widok z pochodni, dołączyli do mnie i Doris; całą piątką ruszyliśmy w dół, zsuwając się na pupach po jednym stopniu. Doris i ja wytłumaczyłyśmy chłopcom, że to taki nowy, znacznie ciekawszy sposób schodzenia po schodach, i udawałyśmy, że się świetnie bawimy. Wiedziałam, że za nic w świecie nie zdołam się podnieść, że prędzej skoczę, niż zejdę normalnie. Droga w dół zajęła nam około pół godziny. Kiedy poczułam grunt pod nogami, zaczęłam się trząść jak galareta. Przenocowaliśmy z Benem u Sapersteinów i dopiero nazajutrz wróciliśmy do domu. Od tamtej pory panicznie boję się wysokości. Wolałabym umrzeć, niż wsiąść do samolotu, a jak mam wejść powyżej drugiego piętra, cała dygoczę ze strachu. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się tamtego dnia, kiedy zabrałam Bena na zwiedzanie Statuy Wolności.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lewiatan»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewiatan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lewiatan»

Обсуждение, отзывы о книге «Lewiatan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x